Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 stycznia 2014

Arianizm


Ariusz wywodził się z Afryki północnej (Libia, ok. 260 r. – Konstantynopol, 335 r.). Początkowo pracował jako prezbiter w Buchalis, na przedmieściach Aleksandrii (Egipt). Zaczął on utrzymywać, że Syn Boży (Logos) jest niższy od Boga-Ojca co do natury i co do godności, ponieważ jest tylko stworzeniem (przy czym twierdził, że Syn jest jedynym stworzeniem powołanym do bytu bezpośrednio przez Ojca). Ariusz usiłował wyrazić raczej wyższość ontologiczną Boga-Ojca niż pierwszeństwo chronologiczne.
Tak głoszoną naukę przypłacił Ariusz wykluczeniem ze wspólnoty kościelnej przez swojego biskupa. Aleksander Aleksandryjski zwołał synod (blisko 100 biskupów z Egiptu i Libii) potępiając błędy Ariusza i ekskomunikując go wraz ze zwolennikami[1]. Wkrótce prowincjonalne synody Bitynii i Palestyny przeciwstawiły się decyzji Aleksandra i zrehabilitowały Ariusza.
Cesarz Konstantyn Wielki, żeby położyć kres bardzo gwałtownej polemice, jaka wybuchła wokół tez głoszonych przez Ariusza, zwołał w roku 325 do Nicei biskupów. Był to pierwszy sobór powszechny. Poglądy Ariusza zostały potępione, a on sam udał się na wygnanie. Potem przebywał w Konstantynopolu. Zmarł przed planowaną uroczystą rehabilitacją. Jego nauczanie dało początek herezji zwanej arianizmem.
Sobór jako podstawę przyjął wyznanie wiary zaproponowane przez Euzebiusza z Cezarei, ale dodał do tekstu wyraźne sprecyzowania, stwierdzając, że Syn jest nie tylko Bogiem z Boga, Światłością ze Światłości, ale prawdziwym Bogiem, pochodzącym od prawdziwego Boga, zrodzonym, a nie stworzonym.  
Jednocześnie wokół słowa homoousios – współistotny (Ojcu) wybuchają dodatkowe spory. Stąd np. Euzebiusz z Nikomedii 3 miesiące później wraz z dwoma innymi chce wycofać swój podpis, za co zostaje wygnany.
Istniała niemal stała opozycja między łacińskim Zachodem (razem z Egiptem), spokojnie trwającym przy określeniu przyjętym w Nicei, a o wiele bardziej niepewnym Wschodem greckim, skrajnie wyczulonym na niebezpieczeństwo sabelianizmu, o czym przekonał się Zachód dopiero 20 lat później (sabelianizm to zaprzeczanie istnieniu hipostaz Trójcy Św.; twierdzenie, że Syn i Duch Św. to sposoby samowyrażania się Boga-Ojca).
Ponadto z jednej strony biskupi rozprawiali, a sobory usiłowały podać definicje, zaś z drugiej był cesarz, który interweniował, popierając jednych, a skazując na wygnanie lub składając z urzędu drugich. Kiedy cesarz się zmieniał albo sam zmieniał poglądy, natychmiast dotyczyło to całego życia Kościoła.  Kiedy więc np. cesarz Konstantyn dokonał zwrotu w poglądach (i był przeciwko Nicei), arianie i Ariusz zostali odwołani z wygnania i zrehabilitowani. Podobnie Euzebiusz z Nikomedii wrócił do łask. W roku 335 zostaje złożony z urzędu Atanazy z Aleksandrii i z rozkazu cesarza zesłany na wygnanie (w ciągu całego życia był wygnany aż pięciokrotnie). W tym samym roku umiera Ariusz. Euzebiusz z Cezarei 5 lat po nim, a Euzebiusz z Nikomedii w 341 r.
Gdy Zachód obstaje przy sformułowaniach Nicei, Wschód szuka definicji dla niego bardziej zadowalających. W ciągu 10 lat (341−351) pojawiło się co najmniej 7 różnych formuł, napotykano bowiem na duże trudności. Jasno potępia się tylko błędy sabeliańskie.
Po jakimś czasie pojawia się rodzaj neoarianizmu (bardziej radykalnego) – anomeizm Aecjusza i jego ucznia Eunomiusza. Aecjusz postulował, że Syn jest nie tylko nie współistotny Ojcu, ale całkowicie od Niego różny – anomoios (stąd nazwa - anomeizm).
Byli też homejczycy, którzy utrzymywali, że Syn jest podobny do Ojca (homoios). Przywódcą tej grupy zwolenników był Akacjusz (uczeń i następca Euzebiusza z Cezarei).
Problemy doktrynalne wymieniały się jak głosy fugi. Zanim rozwiązano kwestię ariańską zaczęły się inne spory. Dyskutując nad pełnią boskości Syna zakwestionowano boskość Ducha Świętego. Dzieje się tak ok. 360 r. w Egipcie, a w latach 370−380 w Azji Mniejszej, gdzie szerzy się herezja pneumatomachoi. Błąd ich będzie zwalczał Bazyli Wielki z Cezarei (człowiek czynu, którego przyjacielem był Grzegorz z Nazjanzu – humanista i doskonały pisarz, a bratem Grzegorz z Nyssy – odważny filozof i mistyk).
W sporach teologicznych między Zachodem a Wschodem chodziło nie tylko o różny klimat umysłowy czy odmienną tradycję teologiczną. Przeszkodą był i język. Łacinnicy nie znali wystarczająco greki, zaś Grecy nigdy nie czytywali zbyt wiele po łacinie. Jednak wraz z postępem studiów, słownictwo rozwijało się bardzo szybko.
Zasługą św. Bazylego było niestrudzone angażowanie się w akcję pokonywania wzajemnego niezrozumienia i posuwania naprzód nieodzownego dzieła zjednoczenia Kościołów.  Niestety 1 stycznia 379 r. Bazyli umiera nie osiągnąwszy swego celu.
Do drugiego soboru powszechnego doszło w Konstantynopolu w 381 r. z inicjatywy Teodozjusza. Przy końcu jego panowania oficjalną religią całego świata rzymskiego stał się chrystianizm, a raczej ortodoksyjny katolicyzm.

*Tekst ułożony na postawie J. Danielou, H. Marrou - "Historia Kościoła" tom1.

[1] 5 kapłanów, 6 diakonów i 2 biskupów.

środa, 29 stycznia 2014

Prześladowania chrześcijan


Na samym początku rzymianie nie odróżniali chrześcijan od żydów. Poza tym początkowo rzeczywiście garstka chrześcijan była żydami. Ok. 42 r. w Antiochii (Dz 11,26) już rozróżniano chrześcijan od żydów (tzn. rzymianie pojęli, że chrześcijaństwo jest czymś innym od religii Żydów). Nie było wówczas wobec chrześcijan wrogości na dużą skalę. Św. Paweł pisał do chrześcijan o uległości wobec władzy rzymskiej (Rz 13).
W roku 64, w czasach cesarza Nerona były jednak już liczne prześladowania chrześcijan. Kronikarz i historyk rzymski – Swetoniusz zapisał, że poddawano ich torturom (uznając za wyznawców zabobonu lub zbrodniczej wiary). Chrześcijanie ginęli wówczas na arenach cyrkowych (np. w rzymskim coloseum) lub byli paleni żywcem w ogrodach cesarskich. Tertulian zaprzeczał jakoby chrześcijanie byli wszystkiemu winni i nie popierał oddawania ich na pożarcie lwom. W tym samym czasie pojawiło się wiele sekt pochodzących ze Wschodu, stąd automatycznie i chrześcijan identyfikowano z jedną z nich (jako sektę). Myślenie stereotypowe tłumaczy niechęć rzymian do nowej religii, która bądź co bądź była rewolucyjna, bowiem wprowadzała wiele innowacji religijnych i społecznych. Konflikt z Cesarstwem był niemal nieunikniony. Podejrzenia i obawy potęgowała tajemniczość chrześcijan. Posądzano ich o zbrodniczość i seksualne orgie podczas Eucharystii przeznaczonej tylko dla chrześcijan.
O relacji Kościół-Cesarstwo jest biblijna Apokalipsa napisana w końcu I wieku. Dotyczy głównie prześladowań w Azji Mniejszej za Domicjana (81−96). Dla jej autora Rzym to bestia o 10 rogach i Babilon.
Pliniusz Młodszy (namiestnik Bitynii) w liście do cesarza Trajana pytał, czy samo bycie chrześcijaninem jest równoznaczne z wyznaczeniem kary. Jego pytanie  było logiczne. Otrzymał odpowiedź, że należy karać tylko w przypadku złamania prawa oraz zwykłych, oficjalnych oskarżeń (a nie na podstawie anonimowych donosów, śledzenia). Jeśli karano chrześcijan, to na podstawie ogólnego prawa rzymskiego. Tak było przez całe II stulecie.
W 202 r. wydano dekret Afrykańczyka, cesarza Septymiusza Sewera (193−211) zakazujący chrześcijanom nawracania pogan na wiarę chrześcijańską. Chciał w ten sposób powstrzymać ekspansję chrześcijaństwa. Do edyktu nie stosowano się jednak zbyt rygorystycznie.
W 250 r. cesarz Decjusz wydał nakaz składania ofiary pogańskiej bóstwom przez wszystkich obywateli. Było to pierwsze prześladowanie chrześcijan nakazane „pozytywnym” dekretem cesarskim.
W 257 i 260 r. cesarz Walerian wydaje rozporządzenia dyskryminujące hierarchię i instytucje kościelne. Motywem była nienawiść i chciwość, by wypełnić budżet państwa.
Ostatnie prześladowania były za cesarza Dioklecjana w 303 i 304 r. Wydano wówczas 4 edykty prześladowcze, na mocy których dokonywano konfiskaty dóbr kościelnych (ksiąg i sprzętów liturgicznych), więzienia członków hierarchii kościelnej, burzenia kościołów oraz nakazano składanie ofiar pogańskich pod groźbą kar (do śmierci włącznie). 
W tych czasach było wielu męczenników. Pisał o nich Euzebiusz z Cezarei.
W 311 r. Galeriusz wydaje edykt tolerancyjny w Nikomedii wobec chrześcijan (choć ubolewał, że nie chcieli zrezygnować ze swego wyznania). 
Wśród wyznawców Chrystusa byli też i tacy, którzy upadli (lapsi), zdradzili wiarę, np. złożywszy ofiarę pogańską. Biskupi ukazywali im jednak drogę pokuty za owe akty odstępstwa (nawet za te wynikające z lęku o życie). Wytwarza się więc dyscyplina pokutna. W 306 r. biskup Piotr wydał list kanoniczny, w którym określa formy pokuty. Podzielił upadłych (lapsi) na 3 grupy:
- łapówkarzy, którzy nie złożyli ofiary pogańskiej (uznał, że nie mają grzechu),
- niewolników, którzy złożyli ofiary (mają pokutować tylko rok),
- tych, którzy przeszli przez ołtarz i zrobili pogański gest lub kogoś innego o to poprosili (pokuta pół roku).
Rygorystyczni krytykowali ten liberalizm, np. biskup Melecjusz zbuntował się przeciwko patriarsze Piotrowi, uważając list kanoniczny za zbyt łagodny. W wyniku konfliktu powstała schizma melecjańska.
Zwolennicy „Kościoła męczenników” lub „Kościoła ludzi doskonałych” – donatyści (nazwa pochodząca od bp Kartaginy - Donata) negowali ważność sakramentów, jeżeli udzielał ich kapłan w stanie grzechu. Sprzeciwiali się też ponownemu dopuszczaniu do Kościoła upadłych (lapsi), którzy wyrzekli się wiary w czasie prześladowań. Donatyści, wyświęcając swoich kapłanów i biskupów, stali się sektą. W Afryce wytworzyły się więc 2 hierarchie: katolicka i donatycka.
Donatyzm był prześladowany przez władzę państwową. Również i św. Augustyn był wielkim przeciwnikiem donatystów. W sporach z donatystami wykształciła się zasada, że sakramenty Boże skutkują niezależnie od świętości księdza, choć zaangażowanie człowieka też jest ważne (by nie było magicznego podejścia do sakramentów).
Edykt mediolański w 313 r. kończy początkowe prześladowania chrześcijan. Wydał go cesarz Konstantyn i Licyniusz. Nie oznaczało to jednak, że chrześcijaństwo stało się religią panującą. Cesarz tuż przed śmiercią przyjął chrzest. Najważniejszy był papież, nie zaś władza świecka.
W roku 392 Teodozjusz I wydał edykt, który zabronił kultu pogańskiego. Chrześcijaństwo stało się religią państwową. Od tego czasu cesarz uważa się za głowę cesarstwa i Kościoła.
Zdarzały się i akty rzeczywistych prześladowań pogan ze strony wyznawców Chrystusa (np. kobiety-filozofa Hypatii, którą zamordowali chrześcijanie). To było bardzo złe. Przeczyło bowiem kwintesencji chrześcijaństwa.

* Tekst ułożony na podstawie książki ks. prof. D. Olszewskiego "Dzieje chrześcijaństwa w zarysie". 

wtorek, 28 stycznia 2014

Popęd negatywny

Wzmożenie popędu seksualnego, oznaczające wzrost aktywności seksualnej idącej w kierunku pozyskiwania partnerów/partnerek do pożycia płciowego jest obserwowane m.in. u ludzi w zespołach maniakalnych w chorobie dwubiegunowej oraz u osób uzależnionych od używek (zwłaszcza od alkoholu). Obniżenie aktywności seksualnej jest obserwowane natomiast m.in. u ludzi chorych na depresję (zwłaszcza endogenną), schizofrenię oraz u osób o trwałych następstwach organicznego uszkodzenia struktur mózgowych (w tym wypadku może dojść, paradoksalnie, do agresywnych zachowań seksualnych).
Chorobliwe wzmożenie aktywności płciowej wynika z niskiego poczucia własnej męskości (u mężczyzn) lub kobiecości (u kobiet). Mężczyzna-erotoman uzależniony od wybujałych wrażeń seksualnych to satyriazis, kobieta zaś, nękana przez zwielokrotnione potrzeby seksualnego to nimfomanka.
Zaburzenie lub zboczenie popędu seksualnego dotyczy kierunku popędu i form jego zaspakajania przez człowieka. Wśród nich występują:
- samogwałt,
- narcyzm,
- pigmalionizm,
- ekshibicjonizm,
- fetyszyzm,
- oglądactwo lub podglądactwo,
- ocieractwo lub frotelisus,
- nekrofilia,
- gerontofilia,
- zoofilia,
- pedofilia (homo- lub heteroseksualna),
- sadyzm, masochizm.
Prof. Victor E. Frankl o zagadnieniu głodu i popędów u więźniów obozów koncentracyjnych napisał: Poza tym, że niedożywienie było przyczyną szerzącej się wśród więźniów obsesji na punkcie jedzenia, odpowiadało ono też prawdopodobnie za generalne wytłumienie popędu seksualnego. Obok efektów szoku charakterystycznego dla początkowego etapu pobytu w obozie, niedożywienie wydaje się być jedynym logicznym wytłumaczeniem zjawiska, którego jako psycholog nie mogłem nie zaobserwować  w stricte męskim obozie; a mianowicie tego, że w przeciwieństwie do innych zamkniętych męskich społeczności – takich jak na przykład koszary – perwersje seksualne praktycznie tam nie występowały. Seks zdawał się nie odgrywać żadnej roli nawet w snach więźniów, choć z pewnością znajdowały w nich wyraz inne frustracje oraz wyższe, delikatniejsze uczucia.[1]
Pomijam w tym temacie zagadnienie popędu pozytywnego.


[1] Viktor E. Frankl, Człowiek w poszukiwaniu sensu. Głos nadziei z otchłani Holokaustu, Wyd. Czarna Owca, Warszawa 2013, s. 62.

sobota, 18 stycznia 2014

Dobro i zło

Kwestia dobra i zła, jest tematem „rzeką”.
Dobro i zło można mylić. W rozeznaniu i odróżnieniu dobra od zła wiele zależy od stopnia dojrzałości sumienia i światopoglądu człowieka. Wiele zależy również od okoliczności i sytuacji, w której doszło do wyboru dobra bądź zła.  W kwestiach moralnych i etycznych w sumieniu dokonuje się rozeznania i decyzji właściwej bądź grzesznej. Myślę, że nawet sam człowiek nie jest w stanie siebie samego obiektywnie ocenić wewnętrznie (ani też ktoś z zewnątrz, np. spowiednik).
Z punktu wiedzenia ludzkiego i obywatelskiego, punktem odniesienia jest prawo obowiązujące w danym miejscu (kraju, społeczności). I choć prawo zmienia się i jest ludzkie, a więc niedoskonałe (bo tworzone przez człowieka – ze swej definicji niedoskonałego), informuje o obowiązujących normach i przepisach, by państwo lub społeczność miały określony ład i porządek. W kwestiach etycznych pozostaje jednak wiele spraw, które są różnie interpretowane i stale poddawane dyskusji, choćby dlatego, że są odmienne poglądy, wyznania i przekonania religijne (np. dla chrześcijanina kierunkowskazem i podpowiedzią jest dekalog).
Prawo jest ograniczone. Karykaturą postępowania jest służenie prawu przy równoczesnym pomijaniu dobra drugiego człowieka.
Jezus stawiał za wzór Samarytanina, który pomógł pobitemu, leżącemu na drodze, mimo że dla faryzeuszy mieszkaniec Samarii był jak trędowaty. Wskazywał rzecz niezwykłą: miłości można się uczyć nie tylko z Prawa, ale również z życia codziennego, które jest pełne niespodzianek, gdy przysłowiowy „wróg” czyni dobrze. Samarytanin okazał pomoc okaleczonemu i zakrwawionemu mężczyźnie, niezależnie od swoich poglądów. Natomiast kapłan i lewita – minęli go, w obawie przed zaciągnięciem rytualnej nieczystości.
Mała dygresja: na dworcu we Wrocławiu podeszłam do pewnego człowieka z rozcięciem i plastrem na nosie (wyglądającego na bezdomnego). Zapytałam czy jest głodny (proponując mu bułki, które miałam po podróży). On uśmiechnął się i odmówił. Pomyślałam, że chyba nie jest bezdomny i popełniłam gafę biorąc go za takiego. Potem, za kilka minut znów go zobaczyłam, tym razem na peronie. Zapytał czy mam ogień. Wyjęłam zapałki i zapaliłam mu papierosa. To był jego „pokarm”. Czy to było dobro? Z punktu widzenia etyki chrześcijańskiej (i zdrowia fizycznego) – wątpliwe. Papierosy to przecież trucizna. Według współczesnych faryzeuszy (trzymających się przepisów), zrobiłam źle. Nie mam jednak prawa oceniać (ani potępiać) drugiego, choćby palącego, bo nie siedzę w jego wnętrzu. Myślę też, że w tamtym momencie papieros dla owego mężczyzny więcej znaczył niż bułka. Uśmiechnął się. 
Odnośnie bycia dobrym. Nawet Jezus nie przytaknął, że jest dobry − w scenie z bogatym młodzieńcem (Dlaczego nazywasz mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. – Mk 10,18). Jezus całe dobro przypisywał Ojcu w niebie, choć sam je wybierał i czynił. Ale… Rozwalenie kramów na dziedzińcu świątynnym mogłoby być tematem do dyskusji: Czy Jezus trzymał nerwy na wodzy i był dobry dla handlarzy? Z drugiej strony widać, że Syn Człowieczy pokazał ikrę i gorliwość o dom Boży. Ale czy z powodu gorliwości wolno niszczyć czyjąś własność? Dochodzę do przekonania, że wspomniana scena mogła nie mieć aż tak dramatycznego przebiegu, jeśli w ogóle zaistniała...
W moich rozważaniach w końcu okazuje się, że wielokrotnie postępowanie Jezusa było po prostu do bólu ludzkie i pełne heroicznej, często niezrozumiałej miłości. Jaki bowiem przywódca idzie dobrowolnie na krzyż (!), który w starożytności był znakiem największej hańby?! Jak to jest, że Jezus przez jednych był uważany za świętego, a w oczach faryzeuszów za sługę Belzebuba, bluźniercę i hochsztaplera? 
Temat ten jest dla mnie niezwykle fascynujący. Chciałabym wciąż, coraz głębiej poznawać i naśladować Jezusa jako Syna Bożego z krwi i kości, który pokonywał wszelkie zło mocą swojej wiary i miłości. Chciałabym poznawać Jezusa jako pełnego namiętności i żaru mężczyznę nieprzewidywalnego i zaskakującego, nie zaś kogoś zniewieściałego czy pozbawionego cech człowieczeństwa.