Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 30 września 2014

Moc Słowa




Każde słowo niesie ze sobą moc. Nawet to rzucone na wiatr. Ktoś je wypowie i nie przywiąże do niego wagi, a inny przyjmie i weźmie sobie do serca. Słowo ma moc ze względu na to, że jest nośnikiem informacji i znakiem komunikacji.
Jako czynnik przekazu myśli Boga słowo jest istotne dla duszy ludzkiej. Wrażliwość na słowo Boga jest wrażliwością duchową. Słowo Boga nie jest ludzkim, a jednak odczytuje się je w znakach słów wymyślonych przez człowieka. Jak wielkie ma ono znaczenie zauważył już autor Listu do Hebrajczyków, który napisał: Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4,12).
Nawet jedno słowo Boże może zmienić całe życie człowieka i nadać mu kierunek. Jak to wyjaśnić? Poniższa sentencja Ojców Pustyni obrazuje to w sposób bardzo plastyczny:  
Abba Pojmen rzekł: „Woda zmienia swój kształt, kamień zaś jest twardy. Jeżeli jednak powiesisz butelkę z wodą nad kamieniem tak, by woda spadała kropla po kropli, to z czasem wydrąży ona dziurę w kamieniu. Także samo Słowo Boże jest delikatne, a nasze serca twarde. Kiedy jednak ludzie często je słyszą, ich serca zaczynają otwierać się na bojaźń Bożą.”[1]
Najpiękniejsza moc misterium Słowa, to niepojęta przemiana człowieka w drodze do spełnienia.
Słowo Boga jest pełne miłości i odczytać je można po skutkach przemieniającego się od wewnątrz człowieka. Otwarcie na to słowo daje szansę życia dojrzałego, pełnego i pięknego.



[1] Mądrość pustyni. Sentencje Ojców Pustyni, wybór i il. Y. Nomura, wstęp i epilog J. M. Nouwen, Wyd. Misjonarzy Klaretynów, Palabra, Warszawa 2003, s. 59.

czwartek, 25 września 2014

Moc miłosierdzia



Pewien starzec powiedział: „Jeżeli wiele mówisz, ale nie pracujesz, jesteś jak drzewo pokryte liśćmi, ale nie dające owoców. Ale jako że drzewo, które przynosi dobre owoce, ma również wiele liści, człowiek, który dobrze czyni, znajduje również właściwe słowa.[1]
W Ewangelii według św. Marka znajduje się fragment zatytułowany przez redaktora „Nieurodzajne drzewo figowe”:
Nazajutrz, gdy wyszli (…) [uczniowie z Jezusem] z Betanii, odczuł głód. A widząc z daleka drzewo figowe, okryte liśćmi, podszedł ku niemu zobaczyć, czy nie znajdzie czegoś na nim. Lecz przyszedłszy bliżej, nie znalazł nic prócz liści, gdyż nie był to czas na figi. Wtedy rzekł do drzewa: «Niech już nikt nigdy nie je owocu z ciebie!» Słyszeli to jego uczniowie. (Mk 11,12−14). Perykopa ta jest bardzo interesująca, można ją bowiem rozważać pod różnym kątem. Dziś skupię się na jednej rzeczy, w nawiązaniu do wstępnej sentencji Ojców Pustyni. Stan drzewa figowego z dużą ilością liści i brakiem owoców obrazuje człowieka, który posługuje się dużą ilością słów, przy braku dobrych uczynków. Głodny Jezus cierpi widząc, że życie jest marnowane.
Abba Pojmen zwrócił się do Abba Józefa: „Powiedz mi, jak mogę stać się mnichem”. Józef odpowiedział: „Jeżeli chcesz znaleźć odpoczynek tutaj i na zawsze, przy każdej okazji powtarzaj sobie: Kimże ja jestem? I nikogo nie osądzaj”.[2]
Jezus nigdy nie czuł się sędzią ludzi, a na pewno nie chciał o nikim wyrokować. Gdy przebaczał grzechy, nie karcił i nie poniżał człowieka, lecz wskazywał na powszechną słabość ludzką, moc miłosierdzia oraz zachęcał do wytrwania w dobrym:
Jezus (…) o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz?» Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus pochyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień». I powtórnie pochyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz!» (J 8,1−11)
Podobny wydźwięk miłosierdzia względem bliźniego ma poniższa opowieść: 
Pewnego razu w Scetis jeden z braci dopuścił się grzechu i starsi posłali po Abba Mojżesza. On jednak nie chciał z nimi pójść. Wtedy kapłan posłał mu wiadomość: „Przyjdź, gdyż wszyscy na ciebie czekają”. Abba Mojżesz wstał wic i ruszył w drogę. Wziął stary, dziurawy koszyk, napełnił go piaskiem i poniósł na plecach. Ludzie, którzy wyszli mu na spotkanie, zapytali: „Co to znaczy, ojcze?”, a starzec odpowiedział: „Moje grzechy idą za mną, ale ja ich nie widzę. A dzisiaj przyszedłem, by osądzić przewinienia innego człowieka”. Kiedy to usłyszeli, bez słowa wybaczyli bratu, który zgrzeszył.[3]

[1] Mądrość pustyni. Sentencje Ojców Pustyni, wybór i il. Y. Nomura, wstęp i epilog J. M. Nouwen, Wyd. Misjonarzy Klaretynów, Palabra, Warszawa 2003, s. 40.
[2] Tamże, s. 45.
[3] Tamże, s. 48−49.

środa, 24 września 2014

Mądre podejście



Czym jest mądrość? Jak można ją zdobyć? Czy chodzi o to, by skończyć prestiżowe uczelnie, najwyżej notowane w rankingach? Czy o mądrości świadczy posiadanie dyplomu z Oxfordu, Harvardu, z uniwersytetu w Cambridge, Stanford czy Yale?
Antytezą mądrości jest głupota. Nikt z własnej woli nie chce być posądzony o głupotę i bezrozumność. Niemal każdy chciałby natomiast uchodzić za mądrego. Człowiek mądry przyciąga do siebie innych, którzy poszukują u niego wskazówek, by uczynić swoje życie bardziej wartościowym i dobrym.
Dlaczego jednak w Księdze Przysłów znajdują się słowa: Bądź mądry, synu (Prz 27,11), a w innym miejscu autor księgi pisze: Nie bądź mądrym we własnych oczach (Prz 3,7)? Czy to „sprzeczność”? Jeśli zaś nie, to jak rozumieć ten paradoks?
Sokrates wyraził jasno i dobitnie swą relację do mądrości: Wiem, że nic nie wiem, określając tym samym nieskończony wymiar mądrości, choć całe życie poświęcił na poszukiwanie prawdy.
Czy można powiedzieć, że człowiek mądry to człowiek utalentowany? Polski pianista i kompozytor Fryderyk Chopin na ów temat pisał m.in. takie słowa: Wszedłem w pierwsze towarzystwo, siedzę między ambasadorami, książętami, ministrami, a nawet nie wiem, jakim cudem, bom się sam nie piął. (…) Stamtąd niby dobry gust pochodzi; zaraz masz większy talent, jeżeli cię w ambasadzie angielskiej czy austriackiej słyszano… Żebym był jeszcze głupszy, myślałbym, że jestem na szczycie mojej kariery, tymczasem widzę, ile mam jeszcze przed sobą, a widzę to tym bardziej, że żyję ściśle z pierwszymi artystami i wiem, czego każdemu nie dostaje.[1] Tak pisał artysta doceniony za życia, któremu woda sodowa nie uderzyła do głowy, ponieważ znał prawdę o sobie i widział, że wciąż się rozwija. Miał zatem trzeźwy i zdystansowany osąd samego siebie.
W sentencjach Ojców Pustyni znajduje się spostrzeżenie: Abba Hyperechios powiedział: „Człowiek, który naucza innych poprzez uczynki, nie zaś poprzez słowa, jest prawdziwym mędrcem”.[2] Wydaje się, że to właśnie jest kwintesencją mądrego podejścia, zgodnie z przysłowiem, iż słowa pouczają, a przykłady pociągają. Oczywiście owe przykłady (godne naśladowania i przekonujące), to uczynki miłości, miłosierdzia, dobroci i życzliwości.



[1] Kazimierz Wierzyński, Życie Chopina, Wyd. Literackie, Kraków 1978, s. 162.
[2] Mądrość pustyni. Sentencje Ojców Pustyni, wybór i il. Y. Nomura, wstęp i epilog J. M. Nouwen, Wyd. Misjonarzy Klaretynów, Palabra, Warszawa 2003, s. 38.

wtorek, 23 września 2014

Św. Jan Bosco

Jan Bosco urodził się 16 sierpnia 1815 r. w Becchi we Włoszech, w rodzinie chłopskiej. Jego matka nazywała się Małgorzata Occhiena. Przyczyniła się do umiłowania modlitwy przez syna. Często powtarzała mu, że Bóg na nas patrzy, a Janek słowa te brał sobie głęboko do serca. Ojciec chłopca zmarł w wieku 33 lat na obustronne zapalenie płuc, gdy Janek miał dwa lata.
Historia życia św. Jana Bosco wiąże się z „proroczym” snem, jaki miał w dziewiątym roku życia. Chłopcu śniło się, że znajdował się na dość obszernym podwórzu, na którym bawiło się mnóstwo dzieci śmiejących się i przeklinających. Janek, usłyszawszy wyzwiska, rzucił się między te dzieci, aby nie tylko słowem, ale i pięściami zmusić je do milczenia. Wówczas ukazał się dostojny człowiek, pięknie ubrany. Twarz jego jaśniała tak bardzo[1], że Janek nie mógł na nią patrzeć. Ów człowiek zawołał go po imieniu i powiedział, że nie szturchańcami ma zjednać sobie przyjaciół, ale łagodnością i miłością. Powiedział mu też, aby zaczął mówić o pięknie cnoty i brzydocie grzechu. Janek stał przestraszony i speszony odpowiadając, że jest tylko biednym i niewykształconym chłopcem. Wtedy dzieci przestały hałasować i zgromadziły się wokół osoby, która rozmawiała z Jankiem. Zapytał on później: Kim jesteś, Panie? Dlaczego nakazujesz mi wykonanie rzeczy niemożliwych?[2] W odpowiedzi usłyszał, że to, co teraz wydaje się niemożliwe, on uczyni możliwym dzięki posłuszeństwu i wierności Bogu oraz zdobytej wiedzy. Janek zapytał w jaki sposób zdobędzie ową wiedzę. Pan odpowiedział mu, że ma Nauczycielkę, pod kierownictwem której stanie się mądry. Chłopiec powtórnie zapytał kim jest tajemnicza osoba. Pan odpowiedział, że jest Synem Tej, którą matka Janka nauczyła pozdrawiać trzy razy dziennie, lecz o Jej imię niech zapyta Jego Matkę. W tym momencie Janek ujrzał Niewiastę o dostojnym wyglądzie, ubraną w płaszcz, który świecił jak słońce.[3] Na Jej znak Janek zbliżył się, a tajemnicza Pani chwyciwszy go za rękę  powiedziała, aby popatrzył w danym kierunku. Gdy Janek spojrzał, zauważył, że wszystkie dzieci gdzieś zniknęły, a na ich miejscu pojawiły się zwierzęta. Pani powiedziała, że pole to jest tym, na którym Janek będzie pracował i będzie uczył się pokory, siły oraz wytrwałości. Wówczas owe niesforne zwierzęta zamieniły się w potulne baranki, które zaczęły biegać i beczeć, jakby na cześć Pana i Pani[4]. Janek zaczął płakać i prosić ową Niewiastę, by rozmawiała z nim w sposób bardziej dla niego zrozumiały. Wtedy tajemnicza Pani, kładąc rękę na jego głowie, rzekła, że on sam wszystko w swoim czasie zrozumie. Sen ten wyznaczył Jankowi przyszłość. Pamiętał go całe życie.
Jan Bosco przystąpił do Pierwszej Komunii Św. 26 marca 1826 r., na Wielkanoc.
Z powodu częstych kłótni z bratem Antonim o jego naukę, w wieku 12 lat Janek opuścił dom rodzinny i zaczął pracować jako stajenny.
W latach młodzieńczych lubił skupiać wokół siebie kolegów, zabawiać ich, a potem opowiadać o Chrystusie.
W 1829 r. Janek poznał ks. Jana Melchiora Calosso, z którym zaprzyjaźnił się. U kapelana uczył się i miał do niego pełne zaufanie. Pewnego dnia zwierzył się, że chce zostać księdzem. Początkowo planował wstąpić do zakonu franciszkanów.
W listopadzie 1830 r. ks. Calosso zmarł na zawał serca. Janek nie zaprzestał nauki. Kontynuował ją w szkole powszechnej w Castelnuovo, a w 1831 r. w szkole w Chieri. Tam nauczył się szyć i robić likiery. Ponadto był szewcem oraz sprzedawał w kawiarni.
W gimnazjum Janek założył „Bractwo radości”, aby skupić wokół siebie kolegów. Regulamin grupy był następujący:
1.      Żadnych czynów, żadnych rozmów, które by wywoływały rumieniec wstydu u chrześcijanina.
2.      Wypełniać obowiązki szkolne i religijne.
3.      Być radosnym.
Janek bardzo kochał wszystkich swoich przyjaciół.
Z powodu pewnego snu i po rozmowie z ks. Cafasso, nie został jednak franciszkaninem, lecz klerykiem. Postanowił, że będąc księdzem postara się zbliżyć do chłopców, by im pomagać. Mając zatem 16 lat wstąpił do seminarium w Chieri. Janek, wstępując do seminarium, postanowił sobie ponadto, że:
- nie będzie chodził do teatru, ani na przedstawienia publiczne,
- będzie ograniczał swój posiłek i odpoczynek,
- będzie czytał książki wyłącznie o treści religijnej,
- nie będzie kuglarzem i linoskoczkiem.

Święcenia kapłańskie Jana odbyły się 5 czerwca 1841 r. Jego matka powiedziała mu, że jeśli stanie się bogatym kapłanem, to nigdy nie przyjedzie do jego domu.
Ks. Bosco widząc zagubionych chłopców, narażonych na zepsucie i przestępczość, postanowił wyjść im naprzeciw. Starał się pozyskać ich zaufanie i stać się ich przyjacielem, który może pomóc w życiu, dlatego 8 grudnia 1841 r. założył Oratorium dla biednej młodzieży. Pierwszym oratorianinem był Bartłomiej Garelli.
Z początku Oratorium nie miało się gdzie podziać, aż wreszcie w Turynie znalazła się szopa Pinardiego, która stała się pierwszym miejscem spotkań chłopców.
Ks. Bosco, oprócz przykładu własnego życia, inteligencji, talentu pedagogicznego i pisarskiego, posiadał jeszcze dar wizjonerski. Jako wychowawca był zwolennikiem metody prewencyjnej, niezwykle oddany swej posłudze.
W 1846 r. ksiądz Bosco poważnie zachorował. Jego wychowankowie gorąco modlili się do Boga składając ofiary duchowe i postanowienia, aby Bóg obdarzył zdrowiem ich ukochanego kapłana. Gdy ks. Bosco doszedł do sił, postanowił, że całkowicie poświęci się dla młodzieży, aż po swe ostatnie tchnienie. W 1854 r. omal nie umarł z wycieńczenia.
W Valdocco ks. Bosco zainicjował ośrodek dla młodych. W 1847 r. było tam zaledwie 6 podopiecznych, zaś 15 lat później ponad 700. Kwaterował ich oraz zapewniał zdobycie odpowiedniego fachu.  Ks. Jan Bosco w ciągu swej wieloletniej pracy założył różne warsztaty, m.in.: krawiecki, szewski, introligatorski, drukarski, stolarski oraz ślusarski – gromadząc dzięki temu w swym Oratorium ogromną liczbę młodych chłopców. Ks. Bosco odwiedzał także więźniów i pomagał im. Robił wszystko, aby odczuli, że ktoś ich kocha i interesuje się nimi.
Pierwszą grupę współbraci ks. Bosco utworzył w 1854 r. jako Stowarzyszenie św. Franciszka Salezego (salezjanie). Potem powstało jeszcze Pobożne Zjednoczenie Współpracowników Salezjańskich oraz Zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki (salezjanki). Pierwszym następcą ks. Bosco został Michał Rua, zaś pierwszym świętym wychowankiem − Dominik Savio, który zmarł mając 15 lat. Jeszcze za życia Dominik założył Towarzystwo Niepokalanej. W 1874 r. rozpoczęły się misje salezjanów. Wychowanek ks. Bosco – Jan Cogliero 7 grudnia 1884 r. został biskupem w bazylice Maryi Wspomożycielki.
W 1887 r. ks. Bosco zakończył ostatnią podróż do Hiszpanii dla zdobycia funduszy. Wybudował on, z polecenia papieża, kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Rzymie. Podczas odprawiania mszy ks. Bosco rozpłakał się, ponieważ zrozumiał wszystko, co usłyszał we śnie, który miał w wieku 9 lat. Poczuł, że poświęcając życie dla opuszczonej młodzieży spełnił wolę Bożą.
Ks. Bosco zmarł 31 stycznia 1888 r. w Turynie. Jego ostatnimi słowami było przesłanie: Czyńmy wszystkim dobrze, nikomu nie wyrządzajmy krzywdy!... Powiedźcie moim chłopcom, że czekam na nich wszystkich w niebie!
Ks. Jan Bosco został beatyfikowany 2 czerwca 1929 r., a kanonizowany 1 kwietnia 1934 r. przez papieża Piusa XI. Nazywany jest „Ojcem i Nauczycielem Młodzieży”.

Literatura pomocnicza:
1)     Teresio Bosco – Spełniony sen, czyli opowieść biograficzna o św. Janie Bosco.
2)     Antonio M. Sicari, Księga wielkich świętych i nauczycieli, Wyd. Jedność, Kielce 2008, s. 217
3)     http://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Bosko


[1] Teresio Bosco, Spełniony sen, czyli opowieść biograficzna o św. Janie Bosco.
[2] Tamże.
[3] Tamże.
[4] Tamże.