Łączna liczba wyświetleń

środa, 23 kwietnia 2014

Św. Tomasz z Akwinu

Niezbyt długie życie Tomasza było niezwykle pracowite, pozostawił on po sobie długą listę dzieł teologicznych i filozoficznych, nauczał w wielu szkołach, brał czynny udział w życiu publicznym, znajdując się przeważnie w centrum wydarzeń, a jednocześnie był człowiekiem ogromnej wiary, którego życie podporządkowane było surowym regułom zakonnym, nakazującym pokorę i ubóstwo.[1] W średniowieczu zwany był Doktorem Anielskim i Powszechnym.
Tomasz urodził się w 1224 r. (lub rok później) koło Neapolu.
Jego rodzice byli arystokratami.
Początkowo został oddany na naukę do słynnego klasztoru benedyktynów w Monte Cassino. Mając 15 lat przeniósł się do Neapolu, by studiować na uniwersytecie. Kształcił się w tzw. sztukach wyzwolonych.
W 1244 r. (mając 19/20 lat) wstąpił do dominikanów. Wkrótce wyjechał do Paryża kontynuować studia uniwersyteckie. Rodzina naciskała, by objął wysokie stanowisko kościelne (opata benedyktyńskiego w Monte Cassino), by przysporzyło to jej splendoru i majątku. W tym celu bracia uwięzili go na przeszło rok. Tomasz kategorycznie odmówił zrzucenia habitu dominikańskiego, po czym udał się ponownie do Paryża, opuszczając opactwo. Jednocześnie, choć Tomasz przez całe życie realizował wartości, które niosło życie kontemplacyjne, przywiązywał wielką wagę do tego, by zgodnie z hasłem swego zakonu (contemplata aliis tradere) dzielić się jego efektami z innymi.
W Kolonii Tomasz otrzymał stopień bakałarza biblijnego (*najwyższy tytuł akademicki na uniwersytecie w średniowieczu) i napisał swoje pierwsze dzieła: Komentarz do Księgi Izajasza oraz postylle (*komentarz w formie egzegezy lub też zbiór kazań wyjaśniających w przystępny sposób fragmenty Biblii – nazwa postylle używana była do XIV w.) do Ksiąg Jeremiasza i Lamentacji Jeremiaszowych.  
W roku 1252 Tomasz powrócił do Paryża, gdzie otrzymał tytuł bakałarza sentencjariusza i wykładał Sentencje Piotra Lombarda. Był to podręcznik podstawowego kursu teologii. W tym czasie powstały także ważne, krótkie traktaty filozoficzne myśliciella, zwane opuscula (dosłownie: dziełka): O zasadach natury oraz O bycie i istocie. Tomasz naszkicował w nich pierwsze, istotne tezy metafizyki. Równocześnie sprecyzował używane przez siebie pojęcia filozoficzne (forma, natura, istota, materia, byt).
W 1256 r. (w wieku 32 lat) Tomasz został magistrem teologii. Skutkiem pierwszych serii wykładów profesorskich zakonnika były komentarze do dzieł Boecjusza (np. O Trójcy) oraz inne, w tym tzw. kwestie dyskutowane: O prawdzie. W tym ostatnim zawarł ważkie analizy pojęć prawdy, fałszu, idei, opatrzności, wiedzy Bożej, wiary, sumienia, dobra i łaski.
W 1261 Tomasz rozpoczął pisać Summę przeciwko poganom, którą ukończył po ok. 5 latach. Jego dzieło (napisane na zlecenie Rajmunda z Peñaforte) miało służyć jako podręcznik dla misjonarzy, by skuteczniej mogli odpierać zarzuty pogan.
W latach 1261−1265 Tomasz przebywał w Orvieto jako nauczyciel w szkole dominikańskiej. Tam jego sekretarzem został współbrat zakonny Reginald z Piperno (1230−1290).
W roku 1265 rozpoczął pracę nad Summą teologii (Summa theologiae), która miała być podręcznikiem wstępnego nauczania w szkołach dominikańskich, a faktycznie stała się pełnym, systematycznym i najdojrzalszym wyrazem myśli Tomasza (symbolem chrześcijańskiego średniowiecza). W Rzymie powstała pierwsza część dzieła. Druga w Paryżu (w latach 1270−1272). Początek trzeciej w Neapolu. Tekst części ostatniej z powodu śmierci autora został dokończony przez jego sekretarza, który uzupełnił dzieło fragmentami z Komentarza do sentencji.
Tomasz cieszył się dużym uznaniem wśród współczesnych sobie. Liczono się z jego zdaniem i zwracano się do niego jak do autorytetu. Dzięki temu rozstrzygał rozmaite spory – istotne dla życia intelektualnego i religijnego.
7 grudnia 1273 r. Tomasz przeżył silne doświadczenie mistyczne i kryzys zdrowotny, czego skutkiem było zaprzestanie pracy pisarskiej (przestał dyktować swoje teksty sekretarzowi).
Na prośbę papieża, w styczniu 1274 Tomasz udał się do Lyonu na sobór. W drodze doznał jednak ataku choroby, dlatego przerwał podróż i zatrzymał się w klasztorze cystersów w Fossanuova. Tam zmarł 7 marca 1274 r. mając niespełna  50 lat.
Tomasz został ogłoszony świętym 18 lipca 1323 r. przez Jana XXII.
Za pontyfikatu Piusa V, w roku 1567 został ogłoszony doktorem Kościoła.
Doczesne szczątki św. Tomasza znajdują się od 1369 r. w Tuluzie w kościele jakobinów.      

[tekst napisany na podstawie: Mikołaj Olszewski, Tomasz z Akwinu, Wyd. WAM, Kraków 2003]


[1] Mikołaj Olszewski, Tomasz z Akwinu, Wyd. WAM, Kraków 2003, s. 22.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozczarowana Hermenegilda Kociubińska



Za każdym razem wybieram najlepsze, najdroższe, najmodniejsze, na topie. Przecież tylko to, co teraz się liczy, tylko raz się żyje. Potem mogę żałować, że nie spróbowałam. Czemu więc mam odmawiać sobie przyjemności? Płacę więc żądam. Płacę więc wymagam. Płacę więc nie czekam na swoją kolejkę.
Biorę, co moje. To mi się należy. Zbyt długo czekałam, by tego nie dostać. Zbyt wiele się nacierpiałam, by nadal być poniżana. Mam jeszcze siłę, by walczyć o swoje. Czemu tak patrzysz, Fred? Przecież zawsze mówiłeś, że trzeba mówić prawdę, więc mówię to, co czuję. Zawsze byłeś marzycielem. A ja myślałam, że po ślubie trochę zejdziesz na ziemię. Czemu jesteś wciąż taki nieobecny? Ja cierpię. Czy ty tego nie widzisz? Próbuję zapomnieć. Piję, tak, ale mam nad tym kontrolę. Zapominam o bólu. To chwila ukojenia, albo raczej zapomnienia.
Fred, jak będziesz nadal milczał, to przestanę się odzywać. Nie… Nie przestanę.
Co to za dom?! Wszyscy milczą. Nie ma z kim pogadać. Czemu ja zawsze muszę liczyć tylko na komputer? A potem wydaję na lekarstwa, bo oczy mnie bolą, bo kręgosłup spać nie daje, bo mięśnie znów się zastały…
Co? Czemu tak patrzysz? Nie podoba ci się moja sukienka? Wczoraj kupiłam. Najnowsza kolekcja od Versace. Ile kosztowała? To moja słodka tajemnica. Nieważne. Przecież pracuję i zarabiam! Nie patrz tak na mnie.
Chcesz czekoladkę? Nie? A ja owszem. Mam kiepski humor, więc muszę sobie go poprawić. Wieczorem wychodzę na fitness. Nie martw się. Spalę kalorie.
Jeszcze nie przeczytałeś tej gazety? Ciągle coś tam odnajdujesz. Czemu ze mną nie porozmawiasz? Przecież znam się na wielu sprawach. No, dobrze. Ty też się znasz.
A co z tą kanapą, którą poplamił nasz kotek? Czemu ja o wszystkim muszę myśleć?! Wszystko na mojej biednej głowie. A potem się dziwisz, że mam migrenę. Nie, nie zaprzeczaj. Ja wiem, że ty mi współczujesz. Tylko czemu nic nie mówisz?
Kiedyś było tak cudownie. Miałam takie wspaniałe marzenia, plany. A teraz… Teraz tylko „podaj”, „posprzątaj”, „pozamiataj”. Nic tylko praca, praca i praca. Nie chcę tak dłużej, Fred! 
O, zobacz! Zaczęło padać… Niebo mnie rozumie. Idę na spacer! Nie bój się. Wezmę parasolkę. To mały deszczyk.  


[Autorka zaznacza, że wszelkie treści tego monologu są fikcyjne, a jakiekolwiek zbieżności z osobami trzecimi są przypadkowe. Powyższy monolog jest literacką formą przekazu pewnych myśli pod refleksję Czytelników. 
Marta Edyta] 

niedziela, 20 kwietnia 2014

Wielkanoc

Drodzy Czytelnicy mojego bloga.
Z okazji Świąt Wielkanocnych życzę wszystkim wielu Łask Bożych od Chrystusa Zmartwychwstałego, wzajemnej życzliwości i miłości, które płyną z mocy wiary żywej.
Marta

piątek, 18 kwietnia 2014

W cieniu Wszechmocnego

Fot. Jan Stanisławski "Malwy w słońcu"

Wielki Piątek, 18.04.2014 r.
"Kto przebywa w pieczy Najwyższego i w cieniu Wszechmocnego mieszka, mówi do Pana: <Ucieczko moja i Twierdzo, mój Boże, któremu ufam>." (Ps 91, 1-2). 
Kto dziś czuje się samotny, Jezu Chryste, w Tobie odnajdzie ukojenie, w Tobie uzyska moc i przychylność. Twoja miłość, aż po ukrzyżowanie, niweczy wszelką troskę i ból, wyzwala z ciemności i przyprowadza do źródła życia. Jesteś opoką człowieka zagubionego, poszukującego i błądzącego, jego tarczą i obroną, jego drogowskazem i nadzieją. 
Bądź uwielbiony Panie za Twoje niepojęte oddanie dla nas. Bądź uwielbiony za Twój dar miłosierdzia dla nas. Bądź uwielbiony za Twoje zbawienie dla nas.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Muszą przyjść zgorszenia



Każdy człowiek potrzebuje swojego miejsca i poczucia bezpieczeństwa. Na przykładzie narodu żydowskiego została ukazana historia państwowości i drogi do Boga. Lud pragnie żyć w harmonii z Jedynym Panem nieba i ziemi. Przez ludzi charyzmatycznych i wrażliwych na Boga otrzymuje formę pomocniczą na tej drodze -  Jego podstawowe przykazania (m.in. Dekalog).
W warstwie literalnej kart Pisma Świętego historie, zwłaszcza księgi historyczne Starego Testamentu, wprost ociekają krwią. W księgach mnóstwo jest nieszczęść, wojen, barbarzyństwa i okrucieństwa. W toczonych walkach podaje się zwłaszcza liczby wojowników zabitych, choć i tak nikt ich przecież skrupulatnie nie policzył. Liczby są często symboliczne i przerysowane, np. dla ukazania radości ze zwycięstwa lub cierpienia z powodu rozmiarów klęski. Przykładem historii pełnej brutalności jest podbój Kanaanu przez Izraelitów, którzy z racji chęci zasiedlenia terenu zamieszkałego przez innych, wielokrotnie dokonywał się przez przelanie krwi.
W każdym złu nie ma Bożej woli. Na bazie jednak odczytanej tęsknoty za wyśnioną Ojczyzną, lud Izraela pod wodzą religijnych przewodników starał się działać zgodnie z wolą Bożą. Ich droga do Kanaanu nie była łatwa. Daje jednak świadectwo o dojrzewaniu na drodze odczytywania woli Boga. Niosła zatem ze sobą i ból, i cierpienie, i pokusy, i nieprawości – słowem doświadczenie ciężkiego życia, w którym (co ważne) odnajdowali Bożą obecność i Opatrzność.
Lud izraelski jako społeczność klasowa i zbiór różnych osobowości nie była organem stabilnym i dojrzałym, stąd zdarzały się problemy społeczne dnia codziennego. Konieczne stało się więc rozstrzyganie sporów i unormowanie życia wspólnotowego. Ustanowienie prawa gwarantowało pewną stabilizację i harmonię w narodzie. Mojżesz był jednym z tych autorytetów, któremu dano posłuch przyjmując Dekalog jako prawo odczytane u Boga. Wierzono, że jego przestrzegane da szczęście w drodze do zbawienia. Jednakże fakt, że zabijano innych w ramach tzw. świętej wojny, tłumacząc to wypełnianiem prawa Bożego, stanowi dowód nadużywania Boga do celów politycznych, a jednocześnie unaocznia pewien etap w dochodzeniu człowieka do dojrzałości religijnej. Jest to równocześnie przykład błędnie używanej wolnej woli.
Na szczęście Ewangelia kiełkuje w Starym Testamencie pod warstwą przelewanej nieustannie krwi w opisywanych okrucieństwach. Zdawałoby się, że sprawiedliwość przeważa nad miłosierdziem. A jednak, nie kto inny jak Jezus odnalazł na kartach Starego Testamentu wąską ścieżkę postępowania zgodnego z wolą Bożą, czego przykładem jest choćby postawa Dawida względem Saula, który mimo okazji, nie zabija swego grzesznego króla. Oszczędzony chwali syna Jessego: Jesteś bardziej sprawiedliwy niż ja, bo odpłaciłeś mi dobrem za zło, które ci wyrządziłem (1 Sm 24,18). Postawa Dawida względem Saula jest przykładem miłosierdzia i miłości okazanych nieprzyjacielowi (zob. 1 Sm 24,7−8; 1 Sm 26,9−11), który to z zazdrości niemal przez całe życie go prześladował.
W historii Izraela jednak zachwyca fakt, że na bazie opisywanych, nawet najstraszniejszych opowiadań wciąż jest obecna chęć poszukiwania i odczytania myśli Stwórcy. Nieustannie poszukiwano woli Bożej, dzięki czemu tak często odnajdywano Opatrzność spoczywającą na Narodzie Wybranym oraz przewodnictwo Boga, zwłaszcza w obliczu prześladowań i największych cierpień.
Nadanie Biblii tytułu Księga Miłości nie wynika z literalnego odczytu Pisma Świętego, lecz z odkrycia, że Bóg kocha człowieka pomimo jego najcięższych grzechów. Jest to jednocześnie wyraz zachwytu, że Bóg jest z człowiekiem w każdym czasie, również wtedy, gdy on błądzi i odwraca się od życia w prawdzie i miłości.
Śledząc historie poszczególnych postaci biblijnych widać, że nawet najwięksi bohaterowie mieli chwile słabości. Biblia nie przechowuje na swych stronicach opowieści o bezgrzesznych herosach zaprogramowanych na heroiczną miłość. W każdej historii mamy do czynienia z żywymi postaciami, które zmagają się z trudnościami. To nie są aniołowie. Czasem są oczywiście idealizowani, ale zawsze niezwykle ludzcy, bo cierpiący, poszukujący, walczący i przechodzący różne życiowe i duchowe doświadczenia. Często zmagają się z ciężkim losem, a jednocześnie doświadczają obecności i działania Boga w ich życiu. Na drodze i przykładzie ich historii możemy prześledzić i zgłębić jak dochodzili do prawdy, jaką mieli mentalność, wiarę, jak odczytywali Boga i Jego wolę.
W poszczególnych okresach i epokach historycznych oraz grupach społecznych były różne zwyczaje, praktyki i sposób postrzegania świata. Dla przykładu był czas, w którym zwyczajem była praktyka, że król, chcąc zachować tron dla swoich potomków, zabijał całą rodzinę największego rywala (np. Sdz 9,5; 2Krl 11,1n).[1] To świadczy o panującej wówczas mentalności i obyczajach. Widać więc, że ludzie nie zawsze byli dojrzali, też się mylili i błądzili. Nie uniknięto tego nawet w natchnionych tekstach biblijnych, gdzie dla przykładu był okres, kiedy zło przypisywano woli Boga. Stąd w Biblii wiele postaw Boga jest ukazywanych przede wszystkim z perspektywy człowieka, czyli tak jak rozumie je człowiek. Z tego wynika, że zwrot: „Bóg z kimś walczy” (np. Wj 14,14) przedstawia rozumienie jakiejś sytuacji przez człowieka, który prosi Boga o pomoc i ją uzyskuje. To, że człowiek dostąpił ocalenia, wcale nie oznacza, iż Bóg posłużył się siłą czy przemocą w ludzkim rozumieniu. Takie traktowanie interwencji Boga mijałoby się [bowiem] z prawdą objawioną (zob. 1J 4,8).
Tajemnicą (…) pozostaje to, w jaki sposób Bóg wpływa na dzieje człowieka i świata. Możemy jedynie stwierdzić, że ten wpływ jest faktem. Człowiek, sprzeciwiając się Bogu, doświadcza np. klęski lub nieszczęścia, [a przez to] może odnieść wrażenie, że Bóg podobnie jak to bywa w relacjach międzyludzkich, odpowiada mu walką lub zemstą. Nieszczęście, które spotyka takiego człowieka, nie jest jednak wynikiem odwetu ze strony Boga, ale stanowi nieuniknioną konsekwencję ludzkiego wyboru (np. Pwt 9,1-6+).[2]
Wiele opowieści biblijnych jest ułożonych w formie bajek, mitów, legend, a więc fikcji literackich. Stosowane są hiperbole i symbole. To wszystko służy jednak próbie przekazu doświadczenia Boga.
Jeśli Bóg jest dostrzegany w mocnych i mrożących krew w żyłach okolicznościach, jakie niejednokrotnie napotyka czytelnik Pisma Świętego dowiadując się np. o wojnie czy ludobójstwie w imię obowiązującej klątwy, to o ileż bardziej powinno się widzieć Boga w czasach pomyślności i pokoju. Czy tak jest faktycznie? Gdy przychodzi próba, człowiek przeżywa trudności, by zaufać Bogu. Nie jest łatwo okazać męstwo Dawida walczącego z Goliatem czy zaufanie Józefa przyjmującego do swego domu brzemienną Małżonkę.
Człowiek, który ulega złu, doświadcza własnego poniżenia i cierpienia, jakie niesie zgorszenie grzechem. Żaden grzech nie niweczy jednak obecności Boga. Najwyżej wprowadza człowieka w dotkliwy ból, który dowodzi pragnienia stałej potrzeby harmonii z Bogiem i życia miłością.
Barbarzyństwo i wojny usprawiedliwiane przymiotnikiem „święte” były przed i po Chrystusie. Jezus powiedział o tym w stwierdzeniu, że muszą przyjść zgorszenia (Mt 18,7), choć nieszczęśliwi są ci, którzy tego doświadczają. Zło uderza w człowieka, który największą szkodę wyrządza sam sobie oddalając się od źródła miłości. Jednak Bóg z każdego zła potrafi wyprowadzić człowieka na ścieżkę błogosławieństw, gdy tylko on tego zapragnie (feliks culpa).


[1] Zob. przypis dolny [w:] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Najnowszy przekład z języków oryginalnych z komentarzem, oprac. Zespół Biblistów Polskich z inicjatywy Towarzystwa Świętego Pawła, Wyd. Święty Paweł, Wrocław 2008, s. 547.
[2] Zob. przypis dolny [w:] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu…, s. 150.

piątek, 4 kwietnia 2014

Bóg w Słowie




Jeśli wydajemy o kimś sąd, najczęściej wydaje nam się, że jest on prawdziwy. Niestety pewność siebie w wydawaniu sądu nie potwierdza prawdy. Świadczy raczej o lęku przed rzeczywistą prawdą, która może zaburzyć dotychczasowy obraz postrzegania rzeczywistości. Pycha w osądzie usztywnia stanowisko tego, który go wydaje, równocześnie zamykając jego umysł na potencjalne i merytoryczne argumenty. Nawyki i stereotypy w ocenach są tego przykładem. Jeśli ktoś je dodatkowo przekazuje w formie dowcipnej, zabawnej opowiastki, proces ustnego przenoszenia oceny może stać się treścią próbującą przekonać swą racją społeczność i wpłynąć na kształt jej światopoglądu.
Skądinąd o Panu Bogu też non stop wydawane są opinie i sądy, choć nieprawomocne. Kiedy tak buszują w przestrzeni, wciąż napotykają na czyjeś słuchające uszy czy też czytające oczy. Niejednokrotnie wpływa to na budowanie własnej oceny i obrazu Boga. Na bazie stopnia głębi wiary i dojrzałości powstaje relacja do Ojca Niebieskiego, który Jest kimś niepowtarzalnym. Obraz Boga jest wciąż weryfikowany przez własne doświadczenia, przeżycia i relacje z bliźnimi. Zmienia się. Rodzi się, odradza, pogłębia bądź osłabia lub nawet zanika. Na bazie osobistych doświadczeń człowiek mniej lub bardziej świadomie przeżywa swoją egzystencję w relacji ze Stwórcą przechodząc dni i noce kolejnych zwycięstw bądź porażek, dni i noce niezmiennie nieodwracalne. Jeśli utrwali je na papierze próbując opisać to, co przeżył bądź odczuł, zawsze oddaje jedynie promyk swego doznania duchowego, ponieważ zabiera się za obrazowanie transcendencji, która ze swej definicji nie może być wyrażona dosłownie i wprost.
Pismo, słowa, dźwięki – to rodzaje przekaźników, swoistych symboli, które mogą być odbierane różnie. O autorach Pisma Świętego, którzy szukając Prawdy uznani zostali za autorów natchnionych mówi się, że przekazali to, co Bóg do nich „powiedział”. Trudność w odczytaniu Prawdy Boga polega na tym, że kod słów de facto nie podaje wprost Słów Boga. Nie oznacza to, że Pismo Święte kłamie. Objawienie Słów Boga nie jest atramentem słów ludzkiego języka, ponieważ sam przekaźnik jest ograniczony (mowa, słowa, język, rozum ludzki). Nikt nie wymyślił transcendentnego alfabetu. Nie ma też boskiej glosolalii. Mowa Boga może być jedynie obrazowana, jako forma doświadczenia duchowego w sercu, podana do odczytania w duchu i prawdzie. Pozostaje więc misterium duszy ludzkiej. Nawet wtedy, jeśli natchniony autor tego Słowa posłużył się ziemskim językiem.
Mowa Boża pozostaje ukryta w ludzkim słowie Pisma Świętego. Myśli Boże nie są znane człowiekowi, choć otrzymał on Objawienie. Słowo Boże wymaga nieustannego odczytywania, które nie polega tylko na zdolności poprawnego przeczytania zapisu graficznego. Prawda Bożego Słowa zawarta jest „między słowami”. Klucz do odczytu Prawdy znajduje się w świadomym podejściu do Pisma Świętego, a więc mądrym, wrażliwym, zaangażowanym i otwartym, którego naczelną cechą jest serce szukające Boga w tym Słowie, które słucha Boga w Słowie i chce żyć według Prawdy Boga w Słowie.
Słowo Boże jest głębią. Językiem Boga jest miłość, dobro i prawda. Szukający Boga może z Nim obcować w Jego Słowie spotykając samego Chrystusa. Kto szuka, znajduje. Kto pyta, otrzymuje odpowiedzi. Kto staje w obliczu Bożego Słowa, doświadcza królewskiej audiencji przy tronie Bożym. Słowo Boże przenika umysł i zakorzenia się w sercu, by je napełnić, nasycić i by zaowocować. Bóg ma ku temu sposób. Jemu wystarcza nawet ten niedoskonały język czy przekład, by powiedzieć to, co ważne. Stąd  jeżeli chce coś skomentować, to da sygnał w postaci refleksji. W człowieku powstanie myśl pochodzenia boskiego. Trzeba starać się to odczytać i zrozumieć. Dobra myśl od Boga pochodzi i jest zawsze cenna.[1]


[1] Paweł Porębski, Czy można zaprzyjaźnić się z Bogiem – [w]: http://www.swieckiteolog.blogspot.com/ − z dn. 3.04.2014.