Po jednej z przypowieści Jezus zakończył opowiadanie
pytaniem: Czy jednak Syn Człowieczy
znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? (Łk 18,8).
Jako Nauczyciel przemawiający z mocą i działający
wielkie znaki wśród ludu, Jezus był otoczony rzeszą towarzyszy wrażliwych na
sprawy duchowe. Jego najbliżsi uczniowie zdawali się być najwierniejszymi, choć
stale uczyli się zawierzenia Mistrzowi. Ich myśli o Synu Człowieczym dojrzewały
stopniowo. Przyzwyczajeni np. do pracy i zabiegania o chleb powszedni
wykazywali ludzką troskę, jak nakarmić rzeszę słuchających Jezusa. On rozwiewał
ich lęki i obawy, wskazując na znaki Opatrzności Bożej spływające na lud dzięki
wierze i miłości. Jednocześnie Jezus oczyszczał ich wyobrażenie o Mesjaszu,
jakie mieli zakodowane przez wychowanie w duchu tradycji przodków. Wskazywał
też na potrzebę modlitwy jako osobistego spotkania i budowania relacji z
Bogiem-Ojcem, bliskim człowiekowi.
Pod wpływem charyzmy Jezusa uczniowie codziennie
uczyli się czegoś nowego, wzrastając w Jego nauce i wierze. Doświadczali też
błogosławieństwa spoczywającego na ich Nauczycielu, przez którego ręce Bóg
dokonywał wielkich dzieł. Z punktu widzenia pedagogicznego Jezus słusznie
powiedział więc do uczniów: Jednakże
mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście (J 16,7). Odejście sprzyja bowiem rozwojowi.
Pobudza do zaradności i kreatywności. W mowie o odejściu Jezus jednak zapewnił
o swojej miłości do uczniów: Nie zostawię
was sierotami: Przyjdę do was (J 14,18).
Uzasadnił też konieczność takiej kolei rzeczy: Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli
odejdę, poślę Go do was (J 16,8). Sposób
przekazania nauki, odebrany w sposób dosłowny wskazywałby, że mowa o oddzielnym
bóstwie, które pociesza. Tymczasem Pocieszyciel
to sam Chrystus, tyle że Zmartwychwstały, a więc w obliczu duchowym −
całkowicie transcendentnym.
Kiedy więc Jezus zapytał: Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? i nie padła odpowiedź, mógł wskazać na swą troskę o rozwój wiary
apostołów. Nie sądzę zatem, by Jezus obawiał się totalnej bezbożności czy
globalnego ateizmu po swojej śmierci. W moim odczuciu, przez swe pytanie Jezus zachęcał uczniów do duchowego wzrostu,
poddając myśl do refleksji: Jaka będzie wasza wiara, gdy przyjdę Zmartwychwstały? Czy będzie to wiara
głęboka i rozumna? Czy rozpoznacie Mnie w
duchu, miłości i prawdzie, gdy będę w ciele chwały? Jezus wiedział bowiem,
że jako Zmartwychwstały objawi się już jako Duch Chwały (por. J 16,14), w
jedności z Miłującym Aktem Działającym.
I tak się rzeczywiście stało. Kiedy po swojej
fizycznej śmierci Chrystus Zmartwychwstały wstąpił do Ojca, rozpoczął etap
działania w pełnej transcendencji. Można zatem powiedzieć, że wiara w Zmartwychwstałego Chrystusa jest
szczytem wiary rozumnej. Taka bowiem wiara pozwala Go rozpoznać w duchu i
prawdzie przez skutki działania Bożego − „oczami” serca i duszy. Pełne miłości oddanie na wzór Chrystusa
jest najdoskonalszym urzeczywistnieniem i potwierdzeniem życia wiarą rozumną.
Jezus, pytając: Czy
jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? pragnął, aby
Jego uczniowie wzrastali nie tylko w wierze, ale i w prawdzie. Za życia nie
mógł im wszystkiego objawić, pozostawiając przestrzeń dla ich osobistego
zaangażowania, poszukiwania i rozwoju. Dojrzewanie osoby to otwarcie na
pełne objawienie Boga w sercu. Jezus, pełen troski powiedział więc: Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale
teraz [jeszcze] znieść nie możecie (J 16,12). Obiecał też, że otwartość serca na Boga będzie skutkowała
przybliżaniem się do prawdy. Wyjaśnił to obrazem teologicznym (por. J 16,25),
który oznacza duchowe nauczanie Jego samego, jako Chrystusa Zmartwychwstałego: Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy,
doprowadzi was do całej prawdy (J 16,13; por. J 16,16).
Dzień dobry Marto
OdpowiedzUsuńChoć myśli przekazane w poście mają głęboki sens, to chciałbym przy tej okazji zwrócić uwagę na coś może mniej istotnego, co jest dla mnie niby jasne, ale nie tak do końca jasne.
Nie wiem czy dobrze odebrałem Twój przekaz, ale tak dla uściślenia to tak to zrozumiałem. Bóg jako Twórca wszystkiego czyli z dotychczas rozumianej Trójcy Św. Bóg = Ojciec wszelkiego stworzenia i wszystkiego. Natomiast Jezus i Duch Św. to jedna postać z tym, że Jezus jako człowiek za życia w fizycznym ciele, natomiast Duch Św. czyli Pocieszyciel czyli Chrystus po śmierci ciała. Czyli: Pocieszyciel = Duch Św. = Duch Chwały = Duch Prawdy = Chrystus po śmierci w ciele (ale te równości nie wynikają z dotychczas rozumianej jedności Trójcy Św. - bo Duch Św. i Syn Boży to inne postacie (hipostazy) w dotychczasowym moim rozumieniu) Czyli wyrazicielem Boga jest Jezus, a po śmierci też Jezus tyle, że pod postacią Ducha Św. działając w tym samym Akcie Miłującym co Bóg, ale Akt Miłujący(Działający) to żadna postać jedynie "ukierunkowanie" lub działanie w tym samym "duchu" lub po tej samej myśli lub coś w rodzaju przynależności. Czy dobrze to zrozumiałem?
pozdrawiam Grzegorz
Dobry wieczór, Grzegorz.
UsuńMój post jest napisany w świetle filozoteizmu.
Wydaje mi się, że dobrze mnie zrozumiałeś. Tylko jedno uściślę: pisząc Akt Działający (bądź Akt Miłujący) mam na myśli Boga działającego w miłości. Takiego sformułowania w odniesieniu do Boga (Akt Działający) użył m.in. ks. prof. Cz. S. Bartnik w swojej "Dogmatyce katolickiej".
Pozdrawiam serdecznie, Marta.
Witam
UsuńJestem już na takim etapie własnych, niezależnych mysli i przekonań, że powiem wprost. Trójca Święta jest pojęciem przeintelektualizowanym. Wywodzi się jeszcze z religii przedjudaistycznych (troistości bóstw). Przez wieki, w obrębie tego pojęcia stworzono wiele dodatkowych pojęć, które z dobrej woli próbowano spiąć w jedną konstrukcję myślową (np. preegzystencja, Duch Święty, Logos). W wyniku powstało pojęcie, którego, tak naprawdę, niewiele osób pojmuje.
Jak pisałem na swoich blogach Boga można rozpatrywać ontologicznie lub dynamicznie. Ontologicznie, tzn. Bóg jest Bytem. Byt ma podłoże. Jakie w przypadku Boga? Duchowe. I tu się kończy dalsza ludzka wiedza. Substancja duchowa jest ponad rozumem ludzkim. Mówienie o Bogu, że jest Bytem w zasadzie można uznać za naciągane (choć nie odrzucam). Na ten temat dyskowano kilka wieków (uniwersalia, czy pojęciu przysługuje samodzielne istnienie). Na szczęście Bóg jest Istotą stale działającą i może być poznany przez skutki swojego działania. Wyłoniła się koncepcja określania Boga jako Akt działający. W obrebie tego pojęcia może znaleźć się Jezus przez Chwałę Ojca jaką otrzymał. Bóg i Syn działają w tym samym Akcie działającym. Duch Święty to inne określenie jednego, tego samego Boga i można Go w komponować w Akt działający. Pojęcie Trójcy może więc funkcjonować (choć ja osobiście nie bardzo go lubię). Błędem jest myślenie o Duchu Świętym jako odrębnym Bycie. Upierając się przy stanowisku ontologicznym zmierza się do politeizmu. Nie ma sencu rozpatrywać, czy Duch Święty to Zmartwychwstały Jezus. Najbliższe określenie Ducha Świętego to Duch Boży. Ten sam, który jest w drugim zdaniu Księgi Rodzaju: Duch Boży unosił się nad wodami (Rdz 1,2).
Pozdrawiam. Paweł Porębski
Dzień dobry, Panie Pawle.
UsuńBardzo dziękuję za włączenie się do rozmowy, szersze wyjaśnienie i uzupełnienie tematu.
Pozdrawiam, Marta.
Dobry wieczór Marto i Panie Pawle
OdpowiedzUsuńDziękuję za wyjaśnienia. Może to nie są sprawy dużej wagi, ale ciągnąc ten wątek po przeczytaniu obydwu odpowiedzi rozumiem to tak: Bóg (ontologicznie) - najwyższe istnienie. Bóg działający - to Akt Działający lub Akt Miłujący lub po prostu działanie Ducha Świętego. Duch Boży z Księgi Rodzaju to również działąjący Bóg czyli po nowemu Akt Działający. Czyli Akt Działający lub Akt Miłujący to nowe (być może bardziej intuicyjne jak na dzisiejsze czasy) określenie dotychczas funkcjonującego pojęcia Ducha Świętego. Powszechnie się mówi o działaniu Ducha Świętego czyli Boga w postaci dynamicznej czyli Aktu Działającego lub Aktu Miłującego. Nie wiem czy dobrze? Na obecną chwile napisałby to tak Atk Działający = Akt Miłujący = działanie Ducha Świętego. Mam nadzieję, że nikogo nie poirytowałem moimi dociekliwościami (?).
pozdrawiam Grzegorz
Drogi Panie Grzegorzu
OdpowiedzUsuńJeżeli tak Pan to rozumie jak napisał, to gratuluję.
Ważne jest, że pod nazwą Aktu Działającego, kryje się nie tylko Trójca Święta, ale istotowość (podmiotowość, natura) Boga.
Do tej pory mówiło się raczej o bycie Boga. Filozoteizm (nie tylko) proponuje rozpoznawanie Boga w działaniu. Tu już blisko do funkcjonału Miłości (Nie-bytu, natury dynamizującej). To bardzo ciekawe spojrzenie (teologia dynamiczna) i powinno się iść dalej w te rozważania. Akt Działający wiele tłumaczy. Pojęcie Bytu Boga wprowadza zamieszanie (niebezpieczeństwo politeizmu).
Dziękuję za zainteresowanie. Paweł P.