Na emigracji Fryderyk odniósł niebywały
sukces jako niepowtarzalny i oryginalny artysta. Sam Chopin [w latach uznania i sławy], zawsze trzeźwy, niezarozumiały i
krytyczny wobec siebie i innych, nie dał się odurzyć pochwałom (…)[1],
pisząc m.in. te słowa: Wszedłem w
pierwsze towarzystwo, siedzę między ambasadorami, książętami, ministrami, a
nawet nie wiem, jakim cudem, bom się sam nie piął. (…) Stamtąd niby dobry gust
pochodzi; zaraz masz większy talent, jeżeli cię w ambasadzie angielskiej czy
austriackiej słyszano… Żebym był jeszcze głupszy, myślałbym, że jestem na
szczycie mojej kariery, tymczasem widzę, ile mam jeszcze przed sobą, a wiedzę
to tym bardziej, że żyję ściśle z pierwszymi artystami i wiem, czego każdemu
nie dostaje.[2] Nie słucham komplementów, które mi się
coraz głupszymi wydają (…)[3].
W okresie, kiedy w Polsce trwało
powstanie, na obczyźnie Chopin czuł swą bezradność, wpadając w nieutulony
smutek. Podobny nastój opanowywał go w chwilach ogromnej tęsknoty za rodziną: Chce mi się śmierci – znów chciałbym
rodziców widzieć. (…) Wszystko, com dotychczas widział za granicą, zdaje mi się
stare, nieznośne, i tylko mi wzdychać każe do domu, do tych błogich godzin,
których cenić nie umiałem. – To, co dawniej wielkim mi się zdawało, dziś
zwyczajnym – a to, co dawniej zwyczajnym, dziś niepodobnym – nadzwyczajnym – za
wielkim – za wysokim. Tu ludzie nie moi; dobrzy, ale dobrzy ze zwyczaju, czynią
wszystko zbyt porządnie – płasko – miernie, co mnie dobija.[4] Jednakowoż brakowało kompozytorowi
przyjaznej duszy, z którą mógłby porozmawiać od serca i do głębi. Do swego
najlepszego przyjaciela – Tytusa Wojciechowskiego, pisał wyznając swą samotność
w tłumie: Chciałbym Cię tu – nie uwierzysz
(…) jak mi tu smutno, że nie mam komu się wyjęzyczyć. Wiesz, jak łatwo zawieram
znajomość, wiesz, jak lubię z nimi gadać o niebieskich migdałach – otóż takich
znajomości mam po uszy, ale z nikim razem westchnąć nie mogę. Zawsze jestem, co
się tyczy uczuć moich, w synkopach z innymi. Dlatego męczę się i nie uwierzysz,
jak szukam jakiejś pauzy, co by do mnie cały dzień nikt nie gadał[5].
Chopin–pianista odbierany był z
podziwem, jako przykład skupienia, dyscypliny i kontroli nad sobą. Jednocześnie
wielu biografów (…) przekonuje, że Chopin
był geniuszem uniwersalnym, ponieważ posiadał również niezwykły talent
literacki, czego dowodem są jego słynne listy, a także talent malarski i
aktorski.[6]
W 1836 r. Fryderyk zaręczył się z Marią
Wodzińską – uzdolnioną muzycznie i malarsko. Okres narzeczeństwa przeciągnął się aż do trzech lat, po czym
ostatecznie do ślubu nie doszło ze względu na opór rodziny narzeczonej, która
uważała, że Fryderyk jest zbyt chorowity jak na kandydata na męża.
Wiadomo także z korespondencji, że Fryderyk
Chopin przyjaźnił się z Delfiną Potocką, z którą pragnął mieć dziecko.[7]
W Paryżu Chopin spotkał pisarkę o męskim
pseudonimie George Sand. We wszystkich
trudnych sytuacjach George Sand stała wiernie u boku Chopina, a jej troska i
miłość w trakcie choroby zasługują na najwyższe uznanie.[8] Tak
było przynajmniej przez te kilka szczęśliwych lat, aż do kryzysu w 1848 r. Ich nietypowy „związek” (roczny romans,
a potem opieka iście matczyna George Sand i „przyłączenie” się Fryderyka do
rodziny pisarki) trwał 11 lat.
Po rozstaniu z pisarką oraz po wybuchu
rewolucji w Paryżu w 1848 r. Chopin wyjechał do Anglii i Szkocji. Organizatorką
koncertów oraz opiekunką w jego dokuczliwej chorobie była mu wówczas jego
uczennica 44-letnia Jane Stirling, która darzyła go szczerą, aczkolwiek
platoniczną miłością. W ciągu 8 miesięcy spędzonych w Anglii Chopin zmienił
miejsce zamieszkania aż 60 razy! Spotkania, koncerty, przeprowadzki – wszystko
to było bardzo wyczerpujące dla jego wątłego organizmu. Jak zanotowano w
paszporcie wydanym kompozytorowi przed podróżą do Anglii, Chopin mierzył 1,70 m
wzrostu, a jego waga liczyła zaledwie 49 kg.
Cierpienie fizyczne polskiego artysty
nie pozwoliło mu skomponować tyle, ile pragnął. O swej słabości ciała
doświadczonej m.in. w Palmie pisał szczerze do przyjaciela Juliana Fontany: Chorowałam przez ostatnie dwa tygodnie jak
pies: zaziębiłem się mimo 18 stopni ciepła, róż, pomarańcz, palm i fig.[9] Wspomniał też o bezradności trzech
najsławniejszych lekarzy wobec jego dolegliwości i nędzy choroby: Jeden wąchał, com pluł, drugi stukał, skądem
pluł, trzeci macał i słuchał, jakem pluł. Jeden mówił, żem zdechł, drugi, że
zdycham, trzeci, że zdechnę.[10]
[1] Kazimierz Wierzyński, Życie Chopina, Wyd. Literackie, Kraków
1978, s. 104.
[2] J.w., s. 162.
[3] J.w., s. 140.
[4] J.w., s. 140−141.
[5] J.w., s. 154−155.
[6]
http://pl.wikipedia.org/wiki/Fryderyk_Chopin
[7] Kazimierz Wierzyński, Życie Chopina, Wyd. Literackie, Kraków
1978, s. 174.
[8] Anton Neumayr, Muzyka i cierpienie, Wyd. Felberg SJA,
Warszawa 2002, s. 337.
[9] Kazimierz Wierzyński, Życie Chopina, Wyd. Literackie, Kraków
1978, s. 243.
[10] J.w.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz