Przy tworzeniu Biblii pracowało przez setki
lat dziesiątki autorów bezpośrednich i cała armia osób pośrednich, anonimowych.
W rozważaniu procesu formowania się kanonu Pisma świętego nie jest tajemnicą
powiedzenie, że np. pisarze z okresu po
wygnaniu nie ograniczyli się do zebrania ksiąg charakteryzujących się autorytetem
religijnym. [Poza tą pracą] zaktualizowali także prawa i opowiadania
historyczne, zebrali wyrocznie prorockie i dołączyli fragmenty komentarzy z interpretacją, komponując z różnych
materiałów jedną księgę (na przykład Księgę Izajasza czy Dwunastu Proroków). Stworzyli
także nowe psalmy i nadali kształt księgom mądrościowym. Ujednolicili wszystko
pod imionami Mojżesza, prawodawcy i największego z proroków, Dawida –
psalmisty, oraz Salomona – mędrca [dla prestiżu i podkreślenia znaczenia owych tekstów].
Tak złożony w całość corpus literacki był użytecznym dla podtrzymania wiary
także w obliczu wyznań kulturowych epoki perskiej i hellenistycznej.
Równocześnie rozpoczęto utrwalanie tekstu najstarszych ksiąg, tak że kanon i
tekst rozwijały się razem.[1]
W Piśmie świętym każde doświadczenie
Boga jest inne, zależne od epoki, miejsca i osoby, która żywiła wiarę w „zetknięcie”
z Najwyższym.
To, co przyciągało do Boga, to Jego moc,
mądrość, ale przede wszystkim miłość – trwała i wymagająca. Za każdym razem zarówno
w Starym, jak i Nowym Testamencie miłość
Boga do swoich stworzeń nie jest miłością statyczną, ale dynamiczną,
objawiającą się w działaniu.[2]
W Biblii wielu powołuje się, że „słyszało”
Boga, podczas gdy nie jest to żadną miarą możliwe w sposób zmysłowy. Podobnie
wygląda sprawa z wyrażeniem przekonania o doświadczeniu „oglądania” oblicza Boga.
Jak należałoby to zatem rozumieć? Jak prawidłowo odczytać zamysł autorów Pisma
świętego, którzy tak bezpośrednio nazwali swój „kontakt” ze Stwórcą? W
odniesieniu do oglądania „oblicza Boga” można powiedzieć, że oglądać (kontemplować) oblicze Boga [natchniony
autor] rozumie (…) jako intensywne, rzeczywiste i osobowe spotkanie z Bogiem,
które ma miejsce nie za sprawą tego organu, jakim jest wzrok, ale dzięki
„wizji” wiary.[3] Przykładem takiej „wizji” jest
Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Od samego początku zaistnienia wymaga ono pełni
wiary, bo samo w sobie owo wydarzenie (…)
nie jest opisane w żadnym tekście Nowego Testamentu. Zostało ukryte przed
ludzkimi oczyma i jest częścią Bożego misterium.[4] Należy bowiem do świata, którego nie
ogląda się zmysłami, ale sercem i duszą. Nie mogło być więc percepcji
empirycznej Zmartwychwstania, które w samej swej definicji jest określeniem
wskazującym na coś, co przynależy do rzeczywistości transcendentnej. Tak więc Zmartwychwstanie nie jest znakiem [stricte] widzialnym,
ale [rozpoznawalnym „oczami” duszy i serca] dziełem Boga Ojca, ponieważ [to] Bóg
[a nie kto inny] wskrzesił (…) [swego Syna – Jezusa] z martwych (Rz 10,9; por.
Ga 1,1 itd.).[5]
Dlatego też np. wkładając (…) wyjaśnienie
[pustego grobu] w usta anioła trzej ewangeliści charakteryzują je jako
wiadomość przekraczającą ludzkie wyobrażenia, a która może pochodzić tylko od
Boga. Źródłem tej interpretacji jest w istocie sam zmartwychwstały Pan, który objawia
się wybranym świadkom.[6] [W takim rozumowaniu dochodzimy do wniosku,
że w sposób empiryczny] Zmartwychwstania Jezusa nikt nie widział, [choć] (…)
opowiadają o nim uczniowie, którzy są Jego świadkami (por. Dz 10,41) dzięki
temu, że zmartwychwstały Chrystus im się ukazywał.[7]
Chrystofanie, choć całkowicie
przynależały do sfery wiary, dzięki swej mocy miały niezwykłą siłę
oddziaływania na tych, którzy ich doświadczyli. Ludzie ci zaczęli bowiem głosić
to, co "usłyszeli" i zrozumieli od Jezusa w osobie Ducha Świętego. Niejednokrotnie
za tak odważne poglądy i wiarę ponosili śmierć męczeńską.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz