Kościół w obliczu niepodległości (1918
r.) stanął wobec zadań, które doprowadziłyby do ujednolicenia struktur
organizacyjnych (by lepiej zarządzać diecezjami) i wypracowania nowych form
działalności. Liczba kapłanów w 1939 r. wynosiła 10400 kapłanów diecezjalnych
oraz 1800 księży zakonnych. Mimo to szereg duchownych borykało się z problemami
w ogromnych obszarowo parafiach. Największa z nich (warszawska) pw. Wszystkich
Świętych miała ponad 80 tys. wiernych. Ważne było wykształcenie do działań
duszpasterskich (nie tylko formacja ascetyczna), stąd znaczną rolę zyskał
Uniwersytet Lubelski (późniejszy KUL), powstały w 1918 r. z inicjatywy ks.
Idziego Radziszewskiego. Ostatecznie, po ratyfikowaniu konkordatu w 1925 r.,
Kościół rzymskokatolicki w Polsce składał się z 5 łacińskich metropolii
(warszawskiej, lwowskiej, poznańsko-gnieźnieńskiej, wileńskiej i krakowskiej). Katolickie duchowieństwo uzyskało całkowitą
i niczym nieograniczoną swobodę w komunikowaniu się z kościelnym
zwierzchnictwem (w tym ze Stolicą Apostolską).[1] Konkordat wprowadził obowiązek
nauczania religii w szkołach powszechnych i średnich. Kościół został zwolniony
z płacenia podatków za wybudowane obiekty kultu religijnego i urządzeń,
służącym celom religijnym. Ponadto państwo zobowiązało
się do wypłacania duchownym katolickim uposażeń i rent aż do czasu uregulowania
spraw majątkowych Kościoła związanych z utratą jego dóbr na rzecz zaborców.[2] Biskupi musieli złożyć przysięgę wierności
prezydentowi państwa. Duchowieństwo i świeccy współpracownicy Kościoła
utrzymywali się z pracy rąk własnych i z datków od wiernych. Państwo wypłacało
duchowieństwu sumy za przejęte hektary ziemi. Marnie czasem to wyglądało. Stąd
najwięcej dochodu było z kolędy, opłat za sakramenty (chrzty, śluby, pogrzeby),
intencje mszalne i wypominki. Młody ksiądz miał prawie 2 razy wyższe dochody
niż urzędnik (utrzymujący rodzinę i pracujący na posadzie państwowej). To
wzbudzało zazdrość. Zazdrość zaś rodziła postawy antyklerykalne. Jednocześnie nie
każdy sobie uświadamiał, że wydatki i potrzeby Kościoła były ogromne. Finansowanie
np. KUL-u odbywało się z założonego przez arcybiskupa gnieźnieńskiego Augusta
Hlonda funduszu ogólnodiecezjalnego (1926).
Istotną rolę pełniły również i seminaria,
w których kształcono osoby duchowne. Salezjanie założyli ok. 30 zakładów
kształcących młodzież (głównie męską, w praktycznych zawodach). Podobnie
jezuici – prowadzący najlepiej wyposażoną szkołę średnią w Chyrowie. Pojawiły
się publikacje religijne: „Niedziela”, „Gość Niedzielny”, „Rycerz Niepokalanej”
(choć niekiedy kontrowersyjny, ponieważ był czas, że np. nawoływano w nim do
zsyłki Żydów na Madagaskar).
Było 84 zgromadzeń żeńskich, z przewagą
czynnych – w placówkach edukacyjnych i szpitalnictwie. Siostry prowadziły
również zakłady specjalne, wydawnicze. Najbardziej prężne były urszulanki
(założone przez Urszulę Ledóchowska w 1920 r.).
W 1930 r. zostaje powołana przez
Episkopat Polski Akcja Katolicka do aktywizacji świeckich. Patronem był św.
Wojciech. Zaczęto wydawać „Ruch Katolicki”. Przed 1939 r. Akcja Katolicka
liczyła 750 tys. członków[3].
Na uniwersytetach od lat 20-tych zaczęły powstawać duszpasterstwa akademickie.
Nie wszystko było doskonałe z
dzisiejszego punktu widzenia, choć przepełnione czystymi intencjami. Ojciec
Maksymilian M. Kolbe założył w 1919 r. Milicję Niepokalanej, która miała m.in.
nawracać ludzi wrogo ustosunkowanych do Kościoła (liczącą aż 750 tys.
członków!).
We Lwowie metropolita Andriej Szeptycki
założył w 1928 r. Greckokatolicką Akademię Teologiczną (zalążek przyszłego
ukraińskiego uniwersytetu). Starał się o zjednoczenie Ukraińców w jednym
Kościele. Lansował ideę celibatu duchownych, którą wielu z nich poparło i
praktykowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz