Każdy ma jakąś piętę Achillesa albo
jakąś traumę, którą zawsze musi pokonywać, przełamując samego siebie.
Jak to wyglądało u Maryi? Co było jej
słabym punktem, z czym się zmagała?
Jako
kobieta izraelska nie miała zbyt dużego pola manewru w życiu. Małżeństwo i
macierzyństwo były naturalnym powołaniem kobiety. I wszystko sprzyjało temu, by
Maryja była mężatką i matką. Pojawił się Józef, którego poślubiła. Zanim
zamieszkali razem (w około rocznym czasie zamieszkiwania poza domem męża,
zgodnie z ówczesnym zwyczajem), stała się brzemienna. Już samo to sformułowanie w Ewangelii (zamiast powiedzieć: „zaszła w ciążę”) wskazuje, że nadano temu faktowi rangę
czegoś delikatnego i błogosławionego. Określenie delikatne i niczego złego nie
sugerujące dowodzi jednocześnie estymy i pełnego szacunku piszącego tekst biblijny względem
Brzemiennej i Jej macierzyństwa. O ile chrześcijanie przyjęli wiarę w dziewictwo
Maryi, która poczęła Dziecko w swym łonie, o tyle Żydzi odłączył się od sugestii
nadzwyczajnej ingerencji Boga (cudu dziewiczego poczęcia) nie uznając owej tezy za prawdziwą. Zdarzenie było wyjątkowe. Jeśli bowiem wcześniej pojawiali się domniemani mesjasze, nigdy
nie było napisane o ich dziewiczym poczęciu. Koncepcja czystości poczęcia pojawiła
się jako wynik rozważania tego zdarzenia przez późniejszych chrześcijan w
procesie rozprzestrzeniania nowej wiary i szerzenia Dobrej Nowiny. Pierwotnie odbywało się to w formie
ustnego przekazu apostołów i uczniów, a następnie w formie pisanej – Ewangelii
i listów apostolskich. O ile jednak dziewiczość duchowa byłaby logiczna, możliwa i do pogodzenia z
macierzyństwem, o tyle dziewiczość fizyczna − już... nie (z punktu widzenia
choćby biologii). W takim razie może warto postawić pytanie: dlaczego aspekt ludzkiego
ojcostwa i płciowości damsko-męskiej zostało uznany za coś „niemożliwego” do
włączenia w poczęcie Jezusa? Czy tylko w oparciu o tradycję żydowską uznającą
współżycie (nawet małżeńskie!) za „nieczystość”? Czy też ze względu na przyjęty
„automatyzm” przechodzenia grzechu pierworodnego na każdego poczętego
naturalnie? Ponadto jest jeszcze jedna sprawa: Jeśli przyjęlibyśmy boskość Jezusa od chwili poczęcia, to
oznaczałoby, że nie byłby On nigdy zdolny do grzechu, nawet gdyby tego chciał. A zatem
nie byłoby to zgodne z Jego naturą (bosko-ludzką). Tymczasem Jezus mógł
zgrzeszyć, tyle że... ustrzegł się od zgrzeszenia (choć są tacy, którzy w tej kwestii
polemizują…). Innymi słowy Jezus, obdarzony wolną wolą, mógł dokonać wyboru
innego, niż zgodnego z miłością, lecz tego nie uczynił. Czyli zawsze opowiadał
się za Bogiem i Jego wolą.
W czym tkwił sekret wierności Jezusa
Bogu-Ojcu, która doprowadziła Go aż do heroicznego oddania siebie bliźnim na
krzyżu? Wydaje się, że ów sekret wierności tkwił w ogromnej wierze Jezusa.
Wiara Jezusa nie tylko przenosiła góry,
ale… całe kontynenty (obrazując to, czego dokonał w ludzkich sercach). Zasiane
ziarno Ewangelii zakiełkowało w sercach pracowitych rybaków i ufnych niewiast. Poza tym słowa i naukę Jezusa przyjmowało wielu anonimowych, biednych obywateli Izraela, których
spotykał i uzdrawiał, którzy zaczynali wierzyć w Niego, bo doświadczyli
szczęścia, wolności serca i głębi prawdziwej miłości. Bóg stał się im bliższy
dzięki Jezusowi z Nazaretu, który nadawał sens ich zwyczajnemu życiu.
Czy dziś widać jeszcze światło
Chrystusa? Być może świateł jest wiele… Jedne zielone, które dają pewność, że na danej
drodze będzie bezpiecznie. Inne żółte, które sygnalizują zbliżającą się zmianę lub
może jakiś kryzys. Jeszcze inne czerwone, które ostrzegają i zatrzymują, by się
zastanowić i przemyśleć gruntownie swoje życie. Bywa i brak światła. Dojmująca
czerń, w której nie odczuwa się obecności i pomocy Chrystusa. Lecz nawet i w
mroku człowiek może coś dostrzec. Może ujrzeć własną niewystarczalność i fakt, że z
Chrystusem jest w stanie na nowo rozpocząć podróż ku świętości. Światło Chrystusa dla
człowieka to czerpanie wzoru z Tego, który całkowicie zawierzył Bogu i
konsekwentnie dążył do prawdy - pełen miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz