Czyżbym się starzała? Młodzi szusują na autostradach cyberprzestrzeni w zupełnym zapomnieniu. Przestaliśmy kultywować tradycje rodzinne serdecznych biesiad i rozmów przy stole. Spacery, niegdyś w parkach, przeniosły się na aleje hałaśliwych supermarketów. Och, gdyby tylko żył mój śp. mąż Alojzy Kociubiński, może byłoby inaczej... A on, niestety, umarł i mnie zostawił w dramacie codzienności. Dziwię się. Przecież był taki rosły i silny!
Wczoraj przeglądałam prasę. Pisali, że najwięcej rozwodów jest wśród dziadków. Wbiło mnie to w fotel. Co gorsza, wylęgarnią romansów stały się sanatoria, które mienią się uzdrowiskami, ukrywając przy tym niejednokrotnie przekroczone normy stopnia zanieczyszczenia powietrza. Boże! dusza we mnie, a niebo błękitne nade mną, lecz jak długo jeszcze? Dobrze przynajmniej, że jest nadzieja... Gdyby horyzont pozwolił się uchwycić, do czego byśmy dążyli?
Właśnie wymieniłam wszystkie zamki w nowych, podwójnych drzwiach, choć u mnie mało albo jeszcze mniej do kradzieży. A jednak dałam się namówić na tę zmianę. Szkoda jednak, że to i tak nie na każdy wypadek. Zaraz po listonoszu z emeryturą zapukał "wnuczek" i go wpuściłam, bo mi tak miło powiedział "babciu". Za taką czułość dałabym niejedną portmonetkę. On zadowolił się kilkoma banknotami zanim dostanie wypłatę z pracy. Co za szaleństwo w pogoni za pieniędzmi! Cóż, życie ma tyle różnych sprzeczności. Nie każdego stać na komfort życia bez bogactwa. A przecież w umiarze łatwiej znosić bóle i troski. Powinniśmy uczyć się wolności.
Na polanie wciąż trwa koncert promenadowy. Tam słowik zawsze śpiewa gratis.*
* Tekst jest w całości fikcją literacką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz