Łączna liczba wyświetleń

środa, 28 sierpnia 2013

Nie lękaj się



Czy Jezus doświadczał ludzkiego lęku?
W Ewangeliach zostało napisane, że w nocy przed swoją męką, Jezus modlił się w ogrodzie, by postąpić zgodnie z rozeznaniem Dobra Najwyższego w świetle Prawdy Najwyższej. Trwał przed Ojcem pogrążony w udręce ludzkiej, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię (Łk 22,44). Świadomy kary ze strony tych, którzy Mu nie uwierzyli, oczami duszy widział nadchodzącą mękę krzyżową i przeżywał ludzki lęk przed cierpieniem. Jego wolą była miłość i oddanie. Nie chciał cierpieć. Prosił: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Prosił, by Ojciec dodał Mu sił oddalając ludzki lęk przed cierpieniem. Autor Ewangelii ujął to niezręcznym sformułowaniem, jakoby wola Jezusa była odwrotna Bożej, a ponadto jakoby wolą Bożą była męka Jego Syna: Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! (Łk 22,42). Tymczasem to sam Jezus dokonał decyzji i zgody na śmierć krzyżową, koncentrując swoją uwagę na miłości i oddaniu drugiemu człowiekowi, jako właściwej woli Ojca (nie zaś na cierpieniu, które samo w sobie jest złem obym Bogu). Natchniony autor Ewangelii, piszący swój tekst z perspektywy kilkunastu lat po Zmartwychwstaniu Chrystusa, dokonał skrótu myślowego, z którego można wysnuć błędny wniosek, jakoby okrutna śmierć Nauczyciela z Galilei była z woli Bożej. Ta niezręczność interpretacji suponuje jednak po dziś dzień pogląd, że Bóg posłał swojego Syna na śmierć. Tym samym taka opinia zaprzecza miłości Boga, który absolutnie nie żąda krwawych ofiar. Śmierć krzyżowa dla pohańbienia przestępców i reżimu, obecna w czasach Chrystusa, była konsekwencją ówczesnych obyczajów.
Jezus nigdy nie akcentował swojej śmierci, tylko na nią przygotowywał swoich uczniów, mówiąc im, że to się musi stać (Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia… − Mt 18,7). Jednocześnie symbolika krzyża stała się jedną z najdobitniejszych, jako najwyższa forma oddania w miłości drugiemu człowiekowi. Dziś nie ma już śmierci przez przybicie do krzyża, jednakże wiele innych cierpień - z powodu prześladowania za wiarę - symbolicznie odbiera się jako współukrzyżowanie z Chrystusem.
Jezusowe oddanie drugiemu człowiekowi było obecne każdego dnia, kiedy spotykały Go obelgi, niezrozumienie, podchwytliwe pytania, trudne sytuacje ludzkie. W ciągu swej publicznej działalności nieraz próbowano Go zabić za to co mówił lub czynił. Już w Nazarecie uniknął strącenia ze stoku góry, na której było zbudowane miasto (On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się − Łk 4,30). Niejeden, słysząc pomówienie (wynikłe z głupoty, złośliwości albo nienawiści), że działa w imieniu szatana (Belzebuba) lub jest niespełna rozumu (odszedł od zmysłów), mógłby się poddać i zaprzestać swej działalności. Niejeden straciłby wiarę we własne powołanie widząc trudności misji apostolskiej. A czy Jezusowi było łatwo? Jeśli byłoby łatwo, to czy prosiłby Ojca o pomoc? Dlaczego zatem my, prosząc na modlitwie, nie mamy Jego mocy? Każdy przecież na modlitwie ma dostęp do Ojca. Każdy może czerpać z Bożej mocy. W czym tkwił fenomen Jezusa, że Jemu się udawało? Ewangelie opisują, jak Jezus „chodził” po jeziorze, „nakarmił” rzeszę ludzi, uzdrawiał niewidomych, wskrzeszał… Można powiedzieć: same sukcesy. Czy Jezusa spotkała choć jedna porażka, która mogłaby być powodem do załamania i porzucenia obranej drogi? … Można powiedzieć, że w pewnym sensie cały czas Syn Człowieczy zmagał się z trudnościami… Już na początku, w Nazarecie… Kiedyś zdarzyło się, że nie chciano Go przyjąć, gdy przechodził z uczniami przez Samarię. W kraju Gadareńczyków proszono, by opuścił ich teren (Mt 8,34). Uczeni w Prawie i faryzeusze, czując zagrożenie, w przeważającej liczbie odrzucali i krytykowali Jego naukę. Ale te wydarzenia nie spowodowały zaprzestania misji Jezusa. Po prostu działał dalej; szedł do tych, którzy chcieli Go słuchać lub którzy prosili, by im pomógł.
A czy w Ogrójcu Jezus miał kryzys? Kiedy zadałam to pytanie na KUL-u, jeden z księży doktorów odpowiedział szczerze: Nie wiem. Sądzę, że wiele z opisanych cudów Jezusa jest przerysowanych i nasączonych symboliką. Jezus był w pełni Człowiekiem. Zwykłym i zarazem niezwykłym. Zwykłym, dlatego że we wszystkim do nas podobnym (prócz grzechu). Stąd i Jego ludzki lęk i pot w Ogrójcu, który był podobny(!) do kropel krwi (Jego pot był jak gęste krople krwi - Łk 22,44). Jednocześnie Jezus był Człowiekiem niezwykłym − przez swą relację do Ojca. Stąd Jego moc do zapanowania nad swym lękiem w obliczu śmierci.
Fala sensacyjnego zjawiska, jakie niewątpliwie przypisywano pojawieniu się Mesjasza (uznawanego w Osobie Jezusa), rozbudzało wyobraźnię ludu. To ułatwiało asymilowanie pojęć i interpretacji obecnych dziś w zapisie ewangelicznym. Ówcześni Jezusowi, wierzący w Jego moc i zdolność czynienia znaków, bardzo szybko zaczęli odbierać i interpretować Jego dzieła w świetle teologicznym. To jednak było już obrazowaniem i opisywaniem spraw Bożych (nieraz "naturalnie" powiązanych ze zdarzeniami i faktami, które się toczyły). Nie uniknęli przy tym czasem i interpretacji przesadnej, zbyt patetycznej. Świadczy o tym wszechobecna niezwykłość znaków Syna Człowieczego (niejednokrotnie ujętych tak, jakby były łamane prawa natury).
Jestem przekonana, że dzieła Jezusa były znakiem Bożej obecności i Opatrzności.
Boża Opatrzność jest wciąż obecna (również i dziś), jak w czasach Chrystusa, tyle że nie interpretuje się już tak dobitnie i w każdym zdarzeniu mądrości, mocy i łaski Bożej jako aktywności Aktu Działającego. A jeśli nawet, to nie zawsze zgodnie z Bożą prawdą. Przykładowo: Bóg nikogo nie karze, a jednak wciąż panuje reżim i dyscyplinowanie tych, których poprzez nakazy, zakazy i wzbudzanie lęku próbuje się duchowo uformować. Czemu w ten sposób? Być może dlatego, że o wiele trudnej jest przyjąć postawę miłującego Ojca Niebieskiego, który pozwala dojrzeć człowiekowi do pełnej miłości na wzór Chrystusa zapraszającego: Pójdź za Mną, a uczynię Cię miłującym wszystkich ludzi. Tymczasem to właśnie doskonała miłość Chrystusowa pozwala pokonać lęk, również ten ludzki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz