Interesuje mnie człowiek. A skoro
człowiek, to wszystko to, co się wiąże z jego życiem. Jego radości, sukcesy,
ale i trudności, cierpienie. Chciałabym słuchać głosu drugiego człowieka i
okazać mu zainteresowanie, uwagę, by poczuł, że jest ważny i że ktoś go miłuje.
W większości przypadków spotykam ludzi,
którzy nie mówią: jest ok, ale: brakuje mi…; boli mnie…; boję się…; pragnę…;
tęsknię…; proszę, pomóż mi… I to, że ktoś z ufnością powie mi o swoim
cierpieniu, nie oznacza od razu, że narzeka lub chce odnaleźć we mnie odpowiedź
na swoją niedolę. Boleść dzielona, połową
boleści. I na ile mogę, chciałabym mu ulżyć, bo krzyż nie
jest celem sam w sobie. Wznosi się wzwyż i wskazuje w górę[1].
Cierpienie jako takie (samo
w sobie) jest złem. Stąd
Bóg nie chce naszego cierpienia.
Właśnie
dlatego Jezus uwalniał ludzi od chorób, demonów, głodu.[2] Jeśli mówił: Kto nie bierze swego krzyża, nie jest mnie godzien,
to miał na myśli cierpliwe i mężne znoszenie prześladowań z powodu wiary w
Niego.
Jezus umarł na krzyżu, choć
odkupienie nie było konieczne przez mękę i śmierć. Bóg mógł wybrać inny sposób
odkupienia człowieka. Jednak, skoro wybrał krzyż, to ze względu na
doskonałość dzieła, które zamierzył – aby jak najpełniej zbliżyć się do ludzi
pogrążonych w cierpieniu.[3]
Podążanie za Synem
Człowieczym jest drogą naznaczoną krzyżem, na której dokonuje się poznanie
prawdy i miłości. Cierpienie na wzór Chrystusa, to przyjęcie
prześladowania za wiarę i miłość. Dlatego też, ludzkie cierpienie o tyle jest
sensowne, o ile jest zakotwiczone w męce Chrystusa.[4]
Celem życia Jezusa nie był krzyż, ale
zjednoczenie z Ojcem. Udało Mu się to przez pełne oddanie w miłości.[5]
Nasze ludzkie cierpienie zejdzie na drugi plan, jeśli
człowiek zapatrzy się w Chrystusa miłującego i będzie Go naśladował w relacji
do Ojca każdego dnia.
[1] Ks. M. Rosik, Na granicy światła, Wyd. TUM, Wrocław
2006, s. 60.
[2] Tamże, s. 44.
[3] Tamże, s. 46.
[4] Tamże, s. 85.
[5] Tamże, s. 95 i
97.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz