Łączna liczba wyświetleń

sobota, 3 stycznia 2015

Marcin Luter - cz.2.



Słabością Lutra była prześmiewcza krytyka. Arystotelesa nazywał „zjełczałym filozofem”, a metody jego i jego zwolenników „zjełczałymi prawami logików”.[1] O Lutrze zaś wypowiadano się w ten, m.in., sposób: „zżarte trądem i obmierzłe  indywiduum”, „fałszywy paszkwilant i oszczerca”, „pies i suk…, zrodzony, by gryźć i kłapać zębami ku niebu swym psim obliczem”[2]. W późniejszych latach nazywano Lutra: „Doktor Ostrożniś” lub „Pan Wygodnicki”[3]. Gwoli wyjaśnienia warto dodać, że rzucanie obelg było w tym czasie formą powszechnie stosowaną[4] (!). Mimo więc „słusznego gniewu” wobec zła i nadużyć w Kościele, omawiany zakonnik nie uniknął błędów i przekroczenia najważniejszego przykazania miłości (nie tylko, jeśli chodzi o utarczki słowne). Często między adwersarzami dochodziło bowiem do wyolbrzymiania różnic w poglądach, które inicjowały agresję i uprzedzenia, oparte niejednokrotnie na wzajemnym lęku i ignorancji.[5]
          Kiedy Lutra ekskomunikowano (1521) bronił się merytorycznie twierdząc, że ekskomunika dotyczy stosunku między jednostką a Kościołem, a nie bezpośrednio między jednostką a Bogiem; stanowisko to wywołało oburzenie władz kościelnych, chociaż nie było jednoznacznie heretyckie[6]. Podobnie logicznie podważał powszechną zgodę na wierność tradycji, pisząc: Jeśli [św.] Paweł ośmiela się wystąpić (…) przeciwko Prawu i obrzezaniu, które były ustanowione przez samego Boga, czemuż nie ośmieliłby się wystąpić przeciw plewom i śmieciom tradycji – ustanowionym przez ludzi?[7]
          Wśród wielu zagadnień, które poruszał w swych dziełach, szczególne miejsce zajmuje nauka na temat nagrody i kary po śmierci. Warto dodać przy tej okazji, że Luter w ciągu całego życia zachowywał absolutną wiarę w szatana jako obiektywnie istniejącą rzeczywistość, która go często dręczyła, ale również i w to, co można by określić jako nawiedzania pewnych miejsc przez złe duchy.[8]
          Niestety brak wiedzy potęgował przypisywanie złym duchom kataklizmów bądź nieszczęść. Nieznane budziło bowiem lęki i domysły. Liczba niewytłumaczalnych zjawisk była wówczas tak wielka, że niektórzy ludzie znacznie łatwiej mogli przejąć się ową złowróżbną niż sakramentalną stroną świata duchowego.[9] Dzisiaj, dzięki naukom przyrodniczym można określić bezpośrednią, naturalną przyczynę każdego zjawiska fizycznego. W owych czasach pojęcie przyczyny naturalnej po prostu nie istniało; lukę tę do pewnego stopnia wypełniały mniej lub bardziej „pogańskie” duchy, diabły i anioły oraz interwencje opatrzności.[10] W średniowieczu złe duchy uważano bowiem za integralny element życia ludzkiego, jako coś, co przerażało podobnie do psychicznych neuroz, psychoz, które do tej pory istnieją. Reforma Lutra nie wpłynęła zatem na zmianę spostrzegania postaci złego, jako bytu: nie usunęła ani szatana, ani diabłów[11].
          Dziś wiedza jest już znacznie pogłębiona. Ponadto genetyka, psychologia i pokrewne im dyscypliny rokują nadzieję dalszych możliwości wyjaśnienia i przewidywania[12] wielu zjawisk, w tym przypisywanych duchom. Co do szatana, możliwe jest dzisiaj stwierdzenie, że opętanie przez diabła jest rodzajem choroby umysłowej[13]. 
Niestety i w kwestii sakramentów panowało duże zinfantylizowanie. Ludzie bardzo często traktowali sakramenty jako automatyczną przepustkę do „zbawienia”, do nieba.[14] Dlatego słuszne wydaje się mocne stwierdzenie Johna M. Todda, który napisał: Kiedy jakaś osoba daje księdzu pieniądze, prosząc go jednocześnie o odprawienie mszy św. w określonej intencji, istnieje naturalna obustronna skłonność do dewaluacji wyłącznie duchowej natury czynności kapłańskiej i do wyciągnięcia wniosku, że w zamian za namacalny dar pieniężny otrzymuje się coś, co jest wymierne[15]. Luter zdecydowanie potępiał praktykę żonglowania sakramentami.[16] Uważał, że do zbawienia wystarczy wyłącznie łaska Boża. Jeśli chodzi o sakrament pokuty wyznał, że ludzie nie odczuwają głębokiej, prawdziwej skruchy (mówił to z własnego doświadczenia jako spowiednika). Podkreślał znaczenie wewnętrznego aktu i dyspozycji do przyjęcia tego sakramentu. Niestety z czasem zatarł się u myśliciela obiektywny obraz duchowej wartości Sakramentu Pokuty i Pojednania. 



[1] Tamże, s. 63.
[2] Tamże, s. 153.
[3] Tamże, s. 220.
[4] Tamże, s. 64.
[5] Tamże, s. 189.
[6] Tamże, s. 182.
[7] Tamże, s. 265.
[8] Tamże, s. 20.
[9] Tamże, s. 22.
[10] Tamże, s. 21.
[11] Tamże, s. 26.
[12] Tamże, s. 22.
[13] Tamże, s. 23.
[14] Tamże, s. 24.
[15] Tamże.
[16] Tamże, s. 73.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz