Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Sztuka umiłowania pomimo cierpienia

Co jest sztuką? Jezus powiedział, że sztuką jest stanąć wbrew wszystkiemu, by miłować: "Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!" (Łk 9,23). Bycie chrześcijaninem było i jest dziś sztuką, bowiem wciąż stawia wymagania. Wymaga przyjęcia siebie samego, umiłowania siebie samego, umiłowania drugiego człowieka i dźwigania codziennych doświadczeń: wiary, spotkań z innymi, wydarzeń. To jest droga. Często droga usłana najróżniejszymi emocjami. Droga wspaniała, ponieważ ze względu na wolność pozwala na dokonywanie samodzielnych wyborów. Wybory mogą być rozumne, ambitne, pełne pasji, albo odwrotnie - bezmyślne. Kiedy wybory stają się stawianiem sobie kolejnych dobrych wyzwań, mogą przyczynić się do budowania Królestwa Bożego na ziemi, o czym mówił Nauczyciel z Nazaretu. Nie trzeba mieć na to żadnych certyfikatów, ani dyplomów. Nie trzeba pochodzić ze szlachetnego rodu. Droga miłości jest drogą dla każdego, kto tego pragnie. Droga do spełnienia jest wspaniała. Ale nie ma na tej drodze róż bez kolców. Zawsze towarzyszy jej jakiś cień, jakaś dola, jakieś cierpienie. Jezus w zacytowanym na początku mojej refleksji zdaniu pokazał, że na ludzkiej drodze życia można doświadczać Boga. Nie tylko w szczęściu, radości i pomyślności, ale również, o ile nie bardziej (!), w chorobie, trudnościach, próbach, cierpieniu. "Nie jest [bowiem] wielką sztuką jednoczyć się z Bogiem w szczęściu" (ks. J. Tischer). Chrystus był mistrzem człowieczeństwa poprzez pełne umiłowanie drugiego człowieka. Jezus był mistrzem człowieczeństwa poprzez mężne znoszenie cierpienia. Na Jego przykładzie widać, że cierpienie nie jest celem samym w sobie, ale elementem drogi oddania. "Energia" cierpienia może być zamieniona na "energię" miłości. W sercu następuje jej "przemiana". W sercu otwartym na krzyż i miłość. Akcent pada jednak nie na ból, ale właśnie na miłość. Ona jakby pokonuje zło cierpienia.
Kiedy Bóg rodzi człowieka dla nieba sądzę, że myśli o nim z ogromną nadzieją i pragnie dla niego największego szczęścia, widzi w nim swego dziedzica - umiłowane dziecko, które nieustannie otacza Opatrznością i które zaprasza do wspólnego doświadczania miłości.
Kiedy ziemia przeminie, a z nią wszelkie cierpienie i śmierć, mam wrażenie, że duchowa łza nie zniknie. Będzie wyrazem wzruszenia z powodu dynamiki oglądania Boga "twarzą w twarz".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz