W czasach Chrystusa nieczystość w
Izraelu oznaczała przede wszystkim niezdatność do uczestniczenia w kulcie. W
prawie szczegółowo opisano przyczyny nieczystości (m.in. kontakt z ciałem
zmarłego; kontakt z poganami; kontakt z krwią; miesiączkowanie; polucja;
kontakt ze zwierzętami wyłączonymi z kultu, np. świniami; niedomagania związane
z narządami płciowymi; niektóre choroby, np. krwotoki, choroby skóry, w tym
trąd; kontakt z osobą określaną jako nieczystą w świetle prawa; małżeńskie i pozamałżeńskie
stosunki płciowe).
Jezus na co dzień miał kontakt z osobami
uważanymi za nieczyste i nie unikał z nimi relacji. Dotyk cierpiącego
interpretował jako wyraz wiary w Niego, przyczyniającej się do uzdrowienia
człowieka, jak w przypadku dotyku Jego płaszcza przez kobietę cierpiącą na
krwotok (Mt 9,20−22). Dziwiono się, że rozmawiał przy studni z grzeszną Samarytanką
czy z kobietą kananejskią, Syrofenicjanką (poganką – Mk 7,24−30; Mt 15,21−28),
która przyszła prosić o uzdrowienie córki, czy też że korzystał z noclegu w
domu niezamężnych sióstr z Betanii (Mk 11,11).
Zwykle, dociekliwi oceniają człowieka
badając jego pochodzenie. Tak było i z Jezusem, który od czasu rozpoczęcia
publicznej działalności miał zwolenników, jak i przeciwników. Ponieważ dzieciństwo
i lata młodości spędził w Nazarecie, spotykał się z określaniem Go z nutą
pogardy: „Jezus Nazarejczyk” (Mt 26,71) albo „Galilejczyk” (Mt 26,69). Galileę, szeroko otwartą na wpływy
pogańskie, władze jerozolimskie traktowały z pogardą.[1]
Stąd i pytanie Natanaela: Czy może być
coś dobrego z Nazaretu? (J 1,46).
Można się na chwilę zatrzymać i
zastanowić, z czego mógł wypływać fakt, że Jezus nie uciekał przed ludźmi
określanymi jako nieczyści, a wręcz nawiązywał z nimi ważne relacje, które
przemieniały ich serca i życie. Tych, o których mowa, mógł spotykać na co dzień
tam, gdzie mieszkał. Sam Nazaret roił się od ludzi, którzy przyczynili się do
złej opinii o tym miejscu. Wobec istniejącej sytuacji, przyszło mu żyć obok różnych
ludzi (w tym „nieczystych”). Jednak poprzez relacje tolerancji znajdował
najlepszą formę obcowania z bliźnimi.
Skąd pochodziła Jego wyobraźnia do
obrazowania nauki moralnej czy etycznej? Być może właśnie z zastałej
rzeczywistości. Mądrość rodzi się z wrażliwości serca i doświadczenia. Być może
więc Jezus właśnie w skazitelnym Nazarecie słyszał lub nawet był świadkiem, jak
jakiś podejrzany opiekun trzody okradł swego pracodawcę i podczas ucieczki zniszczył
część jego gospodarstwa. Właściwą postawę określił zatem obrazowo, słowami: Złodziej przychodzi tylko po to, aby coś
ukraść, zabić lub zniszczyć. Ja natomiast przyszedłem, aby moje owce miały
życie i to życie w pełni. Ja jestem dobrym pasterzem (J 10,10). Stosując podobne obrazowanie, na
zasadzie argumentacji logicznej, wobec zarzutu kontaktowania się z
„nieczystymi”, określił swoje postępowanie jako bardzo potrzebne ludziom: Lekarz nie jest potrzebny zdrowym, lecz
chorym. Nie przyszedłem powoływać sprawiedliwych, ale grzeszników (Mk 2,17).
Od kogo Jezus mógł nauczyć się tak
mądrej postawy? Śmiem twierdzić, że od swoich rodziców (Matki − Maryi oraz
opiekuna − Józefa). Każde z nich okazywało na co dzień wzajemny szacunek,
troskę i miłość. Każde z nich było też zajęte obowiązkami i pracą, wypełniając
je z pieczołowitością i ufnością w Bożą pomoc.
Dziś, w dalszych rozważaniach skupię się
tylko na postaci Matki Jezusa, poruszając jeden wątek:
Przypomina mi się antychrześcijańskie,
aramejskie dzieło żydowskie, pt. Toledoth
Jeszu (Historia Jezusa), w którym
wspomina się, że Maryja była z zawodu fryzjerką[2]…
Pomijając zagadnienie stopnia prawdziwości owego prowokacyjnego tekstu, może
warto zatrzymać się i rozważyć, czy rzeczywiście Matka Jezusa mogła się trudnić
taką pracą?
W czasach Chrystusa głównym powołaniem
kobiety było małżeństwo, zrodzenie potomstwa i wychowanie dzieci. Stąd kilkuletnią
bezdzietność w małżeństwie uważano za podstawowy powód do wręczenia kobiecie
listu rozwodowego. Przyjmując, że Jezus był jedynym dzieckiem Maryi można
przypuścić, że Żona Józefa dysponowała określoną ilością czasu na jakieś dodatkowe
zajęcie (poza obowiązkami domowymi). Przychylając się do hipotezy o zawodzie
fryzjerki, można przypuszczać, że w swojej pracy Maryja spotykała różnych ludzi.
Jako zaś osoba głęboko miłująca Boga wyrażała swą wiarę w postawie oddania
bliźnim i tolerancji. Jej klientami mogły być bowiem nawet takie osoby, które
odrzucano, z powodu uważania ich za „nieczyste” (w świetle prawa).
Czy w czasach Chrystusa potrzebny był
zawód fryzjerki? Wydaje się, że jak najbardziej. Jeśli chodzi o kobiety, to w Izraelu
chodziły one w nakryciu głowy lub całkowicie goliły włosy. Pisze o tym św.
Paweł, który poprzez poniższe słowa faktograficznie potwierdza panujące wówczas
zwyczaje: Każda kobieta pozbawia się
szacunku, kiedy modli się i prorokuje z odkrytą głową, bo wygląda jakby była
ostrzyżona. Jeśli więc nie nakrywa głowy, to niech zetnie sobie i włosy. Skoro
jednak hańbi ją ostrzyżenie czy ogolenie, to niech je nakrywa. (…) Osądźcie
sami: czy wypada kobiecie modlić się do Boga z odkrytą głową? (…) Kobieta
natomiast, gdy ma długie włosy, jest to jej chlubą. Włosy bowiem zostały jej
dane dla okrycia (1 Kor, 11,5−6.13.15).
Obciąć włosy lub je ozdobnie upiąć u
fryzjerki mogły więc zarówno panny, mężatki, wdowy, jak i… kochanki, prostytutki.
Z tego powodu można przyjąć hipotezę, że Maryja, jako (być może!) fryzjerka,
była przykładem dla Jezusa, jak tolerancyjnie podchodzić do bliźnich, nie
odrzucając i nie potępiając ich jako osoby.
Historia ukazuje w coraz piękniejszym świetle piękno postawy
Matki Zbawiciela, choćby poprzez analizę nowych hipotez rozważanych pod kątem
filozoteistycznym.
[1] Kultura biblijna. Słownik, Wyd. Szkolne
i Pedagogiczne, Warszawa 1997, s. 172.
[2] Źródło cytowane
[za]: Paweł Porębski, Dokumenty
antychrześcijańskie [w:] www.wiara-rozumna.blog.onet.pl
– tekst opublikowany 20.10.2012 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz