Dusza rozmiłowana w Chrystusie, chciałaby
być Jego wieczną studentką. Chciałaby nieustannie przebywać w Jego obecności, tańczyć
klaszcząc z uwielbieniem kastanietami, słuchać Jego głosu, uczyć się codziennej
postawy oddania i naśladować Go w heroicznych i kreatywnych czynach miłości.
Dusza, która wyrywa się do Chrystusa, pragnie z Nim zjednoczenia ze wszech miar
duchowego, poprzez dar z siebie drugiemu człowiekowi. Słodyczą dla duszy jest niebiańskie
pragnienie, by pomimo świadomości własnej niedoskonałości i słabości, trwać w
jedności z Bogiem.
Człowiek jest wielki miarą miłości Ojca
Niebieskiego, na którą się otwiera i którą kocha braci i siostry. Wzorcowa postawa Syna Człowieczego przynagla
duszę do nieustannego przełamywania samej siebie, by iść za dobrem. I to pomimo
pamięci, że coś się nie udało, że nie było ok.; pomimo świadomości, że są za
nią sytuacje trudne, być może na trójkę, które nie dały komfortu psychicznego. Osoba
zakotwiczona w Bogu, pomimo przekonania o skłonności do grzechu i pomimo bolesnych
doświadczeń, nie załamuje się. Człowiek
udręczony własną ułomnością moralną, duchową czy inną (która przynosi cierpienie),
jest tym, który zawsze może dokonać wielkich rzeczy na miarę dziedzica Boga,
jeśli tylko pragnie miłować jak Chrystus.
Gdy w duszy iskrzy się troska, by
kochać tych, którzy są obok i, być może, pogubili się, zbłądzili, ale mimo
to są nam drodzy, to znak
wrażliwości i czułości serca. To znak, że Bóg ma możliwość umiłować innych
takim sercem.
Kiedy ktoś cierpiał, Jezus reagował. Kiedy więc
cierpi bliźni, to znak, że trzeba zareagować. Choćby to był ten, kto sprawił
naszej duszy przykrość. Obdarzając miłością tego, kto nam zawinił, duszę przenika miłość Chrystusa, z którym staje się jednością.
Praca, którą się wypełnia ze względu na
chleb powszedni, może przynieść szereg sytuacji z drugim człowiekiem. Z punktu
widzenia wiary i miłości, mają one o wiele większe znaczenie duchowe, jako relacje z bliźnimi,
niż bezosobowe czynności, które przynoszą materialną zapłatę. Jezus, jako Nauczyciel, choć
trwał w Ojcu, jednocześnie ciągle spotykał się z różnymi sytuacjami
personalnymi. I dawał przykład właściwych relacji miłości bliźniego.
Człowiek nie jest sam, póki nie zamknie się
od środka w domku swoich smutnych myśli o własnych lub cudzych grzechach. Najskuteczniejszym
środkiem na opuszczenie tego dusznego duchowego stanu jest otwarcie na
drugiego człowieka, pomimo własnej słabości. Tak objawia się duchowa siła i
odwaga zaparcia się samego siebie w wierze w Chrystusa Zmartwychwstałego. Wiara
w Syna Bożego, który jest zawsze obecny jak wierny Przyjaciel, może dać duszy
niebiańskie skrzydła do osiągnięcia heroicznej miłości.
Ojciec Niebieski działa rozpalając w duszy pragnienie, być trwać przy
Chrystusie i miłować sercem Chrystusa. Jego „dłoń”, to wsparcie i opieka (Opatrzność) w każdej
minucie ludzkiego tchnienia, które przenikając duszę jakby światłem, pulsuje mocą
miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz