Kto choć trochę zna obyczajowość Żydów czasów
Chrystusa wie, że pozycja kobiety była znacznie niższa względem pozycji
mężczyzny. Surowe przepisy wyciągnięte z Tory skutecznie ograniczały wolność i
godność niewiast. Bez należytego szacunku i bez liczenia się z ich głosem,
obowiązujące Izraelitów przepisy i zwyczaje dalekie były od równouprawnienia
kobiet i mężczyzn.
Kiedy Jezus przebywał w Sychar (J 4,5), usiadł
samotnie koło studni, by chwilę odpocząć po trudach wędrówki. W tym czasie Jego
uczniowie udali się do miasta, by kupić coś do jedzenia. Niebawem, około
południa, nadeszła pewna kobieta − Samarytanka, by zaczerpnąć wody z bijącego
źródła Jakuba (J 4,6). Jezus rozpoczął rozmowę, zwracając się do niej z prośbą:
− Daj mi pić! (J 4,7).
To wiele mówiąca prośba. W warstwie dosłownej można
zrozumieć, że skoro w południe żar lał się z nieba (bo słońce było w zenicie),
Jezus był naturalnie spragniony napić się wody. Dlaczego jednak sam nie poszedł
i nie zaczerpnął? Nie sądzę, by powodem był brak czerpaka (J 4,11). Spróbuję
odczytać tekst w jego głębszej, bo teologicznej warstwie. Wydaje mi się, że
Jezus miał o wiele ważniejsze pragnienie: nawiązania bratniej relacji i
porozmawiania z Samarytanką jako tą, z którą dialog może być krokiem naprzód w
drodze do Ojca, przynosząc wiele dobrego. Fakt nawiązania dialogu z kobietą (w
dodatku z Samarytanką) był niespotykany. Jezus zwracając się ze swoją prośbą,
dał niejako kobiecie do zrozumienia, że jest ona dla Niego ważna jako osoba.
Mówiąc o wodzie, Jezus mógł mieć na myśli nie tylko
wodę materialną, ale i tę duchową, w znaczeniu "wody żywej", za jaką
Żydzi uważali Torę. Rabin Icchak Rapoport napisał bowiem: „woda” zawsze oznacza Torę[1].
Wynikać to może choćby z teologicznego odczytania zapisu z Księgi Izajasza, w
której znajduje się zdanie: Och,
przyjdźcie do wody, wszyscy spragnieni, chociaż nie macie pieniędzy (Iz
55,1).
Na prośbę Jezusa o wodę, w znaczeniu rozmowy
teologicznej o Torze, kobieta zdumiała się Jego odważnej postawie. Rozpoznała bowiem,
że Ten, który o to prosi, nie jest Samarytaninem. Jest więc między nimi duża
mentalna i obyczajowa przepaść. Trochę się wzbraniając, zażartowała więc, że to
„szalony” pomysł:
− Jakżeż Ty, będąc Żydem, prosisz mnie,
Samarytankę, bym Ci dała się napić? (J 4,9).
Zareagowała
typowo, ale i w kobiecym stylu: mówiła, że nie chce, a jednak została i
rozmawiała z nieznajomym Galilejczykiem. Jej ambiwalencja stała się w tym
wypadku plusem.
Kobieta była odważna, mimo że, jak to zanotował Autor
Ewangelii, w tamtych czasach, ze względów religijnych, stosunki Żydów z
Samarytanami były dalekie od przyjaźni (J 4,9). Jezus zauważył, że kobieta jest
osobą zmagającą się z samą sobą i z życiem, ale jednocześnie w jej sercu wciąż
jest nadzieja, by przyjąć prawdę i zbudować trwałe szczęście. Jest bowiem
kobietą "po przejściach", a jednocześnie osobą poszukującą. Dlatego
powiedział jej:
- O, gdybyś znała dar Boży i
[wiedziała], kim jest Ten, kto ci mówi: «Daj mi się napić» - prosiłabyś Go
wówczas, a dałby ci wody żywej (J 4,10).
Kobieta
nadal stała przy studni. Chciała nawet dać Mu się napić, ale nie wiedziała jak
(J 4,11). Szukała rozwiązania. W tekście, od strony teologicznej można
odczytać, że rozmowa rozwijała się, a przez to wiara kobiety pogłębiała się.
Być może nigdy wcześniej nikt jej nie poprosił o dialog na tematy teologiczne
(mówiąc o Torze jako o „wodzie”). Do tej pory próbowała szukać odpowiedzi
samodzielnie na swoje pytania i problemy, ale nie znajdowała trwałego pokoju w
sercu. Jezus stał się dla niej Kimś, kto zaszczepił wielką nadzieję, że może
się coś zmienić. Stopniowo poznawała Go jako Tego, którego czerpak do studni
głębinowej to relacja Bożej miłości. Proces jej duchowego dojrzewania i niejako
poszukiwania w wierze rozumnej, obrazuje zdanie logicznego wywodu:
− Panie, nie masz czerpaka, a
studnia jest głęboka. Skądże weźmiesz wody żywej? (J 4,11).
Im dłużej jednak przebywała z Jezusem, tym bardziej
zgłębiała Jego postawę i słowa, poszukując w wierze Prawdy i światła:
− Czy Ty jesteś większy od ojca naszego
Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie, i jego
bydło? (J 4,12). Tym samym dała świadectwo o sobie (swojej głębi) i o
wierze.
Jezus, słysząc to i wiedząc, że ma do czynienia z
inteligentną kobietą, ujął swą naukę na wyższym, akademickim poziomie. Zaczął
od porównania:
− Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie
pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki,
lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku
życiu wiecznemu (J 4,13−14).
Doceniając wartość jej osoby, pomimo różnicy poglądów,
okazał szacunek i serdeczność Samarytance. Podkreślając jej godność, obdarzył
bratnią miłością. Jezus objawił więc Samarytance samego siebie. Ona doceniła to
tym bardziej, że miała za sobą szereg bolesnych i burzliwych doświadczeń
życiowych. Dlatego z tak wielkim żarem przylgnęła duchowo do swego Rozmówcy:
- Daj mi tej wody, abym już nie
pragnęła i nie przychodziła tu czerpać (J 4,15).
Nie chciała
stracić z Nim więzi. Być może w kolejnych słowach Galilejczyka jest ukryte
pragnienie kobiety, by Jezus pomógł nie tylko jej, ale i temu, którego kochała:
- Idź, zawołaj swego męża i wróć
tutaj (J 4,16).
Chcąc
budować trwałą, duchową więź z Jezusem, kobieta przyznała szczerze, że jej
życie jest grzeszne i pełne cierpienia:
- Nie mam męża (J 4,17).
Jezus okazał
jej zrozumienie, doceniając szczerość wyznania, odwagę i siłę zaczynania na
nowo:
- Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża.
Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To
powiedziałaś zgodnie z prawdą. (J 4,17−18).
W sercu Samarytanki rozpoczęła się wielka przemiana.
Oto jest Ktoś, kto nie tylko ją akceptuje jako osobę po wielu doświadczeniach i
niepowodzeniach, ale darzy prawdziwym szczęściem i nadzieją, ukazując nową
perspektywę życia. Widziała za sobą to, co się nie udało, ale równocześnie
poczuła duchową moc i siłę wiary, by odtąd żyć w Prawdzie. Na dojrzewanie jej
serca wskazują słowa stopniowego rozpoznawania w Jezusie Zbawiciela:
- Panie, widzę, że jesteś prorokiem.
Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie
jest miejsce, gdzie należy czcić Boga (J 4,19−20).
Jej wiara i rozumowanie pozwoliły Jezusowi ukazać
kobiecie Jego postawę wiary i prawdę uniwersalną:
− Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina,
kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie
to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze
początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to
prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to
czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem: potrzeba więc, by czciciele Jego
oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie (J 4,21−24).
Poziom rozmowy był akademicki, a jednak obie postaci
znalazły wspólny język i płaszczyznę porozumienia, które przyprowadziły
Samarytankę do wiary w Jezusa Chrystusa:
− Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany
Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko (J 4,25).
W tym momencie kobieta ujrzała i odczytała w swoim
sercu Prawdę Najwyższą, która, poprzez dialog miłości, objawiona jej została w
Człowieku spotkanym przy studni:
- Jestem nim Ja, który z tobą mówię (J 4,26).
Dialog Galilejczyka z Samarytanką stał się wzorem
odnalezienia w Bogu źródła życia. Jezus otworzył się przed Samarytanką. Kobieta
otworzyła serce przed Jezusem. Jezus okazał jej Bożą miłość. Samarytanka
ukazała Jezusowi, że sześciokrotnie próbowała budować swe szczęście wiążąc się
z różnymi mężczyznami. Swoja postawą i rozmową z Samarytanką Jezus objawił
miłość Ojca, na której można budować trwałe i piękne relacje miłości.
Samarytanka była przykładem osoby, która po kolejnej porażce zaczyna od nowa,
tym razem w oparciu o miłość Boga, którą okazał jej Nauczyciel z Nazaretu. Tym samym rozmowa z Jezusem otworzyła w
jej sercu studnię Bożej głębi miłości.
Po całym zdarzeniu w końcu nadeszli uczniowie Jezusa z
żywnością. Zdziwili się, że ich Nauczyciel rozmawiał z Samarytanką. Nie
wiedzieli co się stało. Zauważyli jednak dzban, który kobieta pozostawiła przy
studni, u stóp Jezusa. Symbolizowało to pozostawienie za sobą tego, co ciężkie
i grzeszne[2].
Ewangelia Jana, z której pochodzi rozważana przeze
mnie perykopa, jest przykładem, że od owej Samarytanki można się uczyć
nawrócenia i budowania życia na miłości Chrystusa.[3]
Takie zaś życie owocuje przemianą i świadectwem wiary, dlatego gdy kobieta
wróciła do miasta, mówiła ludziom, by przyszli i poznali Jezusa, przyjąwszy do
serca Jego przemieniającą moc miłości: Pójdźcie,
zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie
jest Mesjaszem? (J 4,29). Na to pytanie Samarytanka znała już odpowiedź.
[1] Ks. M. Rosik i
Rabin I. Rapoport, Wprowadzenie do
literatury i egzegezy żydowskiej okresu biblijnego i rabinicznego, Wyd.
Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej TUM, Wrocław 2009, s. 225.
[2] Ks. M. Rosik, Jezus. W przestrzeni spotkań, Wyd. TUM,
Wrocław 2012, s. 41.
[3] Na podstawie
katechezy ks. prof. Mariusza Rosika, pt. Kraina
tranzytu – zob.: http://www.youtube.com/watch?v=SvgFWrs-8uY&feature=c4-overview&list=UU77ANfDD9hKvqzjIaj2x_CQ
(z dnia 26.09.2013 r.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz