Na początku zacznę od tezy, że to, co dotyczy wiary na kartach Pisma Świętego, jest ludzkim
obrazowaniem. Obrazowanie zaś stanowi formę przekazu, w której prawda jest dopiero
do odczytania przez duchowe serce człowieka. Tak więc owe obrazowanie
pośredniczy w dochodzeniu do prawdy. Jednocześnie nie jest nią dosłownie.
Obrazowanie próbuje jednak oddać jakiś
aspekt prawdy. W efekcie stanowi narzędzie, które pozostaje formą
zbliżenia czy też odbicia odczytanej w duszy myśli Boga. A jeśli tak, nie można
odbierać obrazowania na zasadzie czegoś, co jest absolutną prawdą, ale raczej
jako coś, co nadaje kierunek poszukiwaniom prawdy.
Czy Jezus posługiwał się ludzkim obrazowaniem spraw
dotyczących wiary? Oczywiście. Oznacza to, że słowa Syna Człowieczego należy
dopiero odczytać.
Swoją naukę i prawdę Jezus ujmował bardzo plastycznym
językiem, malując słowami obrazy z życia wzięte, np.: Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły koło drogi.
Przyleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na grunt kamienisty, gdzie było
mało ziemi, i szybko wzeszły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy pokazało się
słońce, przypaliło je i uschły, bo nie zapuściły korzeni. Inne padły między
ciernie. A ciernie wyrosły i przygłuszyły je. Jeszcze inne padły na glebę
urodzajną i wydały plon: jedno stokrotny, inne sześćdziesięciokrotny, a jeszcze
inne trzydziestokrotny (Mt 13, 3−8). Bywały
nauki obrazujące wiarę z pomocą rzeczywistości w połączeniu z obrazami
niesamowitymi (sprawiające surrealistyczne wrażenie): Uczcie się na przykładzie drzewa figowego: Gdy jego gałązka staje się
miękka i wypuszcza liście, rozpoznajecie, że zbliża się lato. Tak też i wy, gdy
zobaczycie, że [słońce się zaćmi, księżyc straci blask i gwiazdy będą spadały z
nieba, a moce, które są w niebie zostaną wstrząśnięte] (…) wiedzcie, że [Syn
Człowieczy przychodzący na obłokach z wielką mocą i chwałą] jest blisko, we
drzwiach. Zapewniam was: Nie przeminie to pokolenie, dopóki nie spełni się to
wszystko (Mk 13,28[24−25]−29; Mk 13,29[26]−30).
Na to, że słowa Jezusa były obrazowaniem prawdy, są
zatem przykłady. Ale czy można tak powiedzieć o Jego postawie i czynach? Sądzę,
że tak. Postawa Jezusa, jako Człowieka w pełni oddanego misji czynienia dobra
drugiemu na chwałę Boga, była Jego normą i czynnikiem wyróżniającym. Trwając
nieustannie na poziomie tego, który zawsze miłuje bliźnich, Jezus codziennie
doświadczał mocy Ojca działającego przez Niego.
Otwarcie Jezusa na Boga było postawą wzorcową, która
pozwalała na spełnienie każdego dobra, w tym Najwyższego (na krzyżu). Działo
się tak, ponieważ Syn Człowieczy, przepełniony wiarą w Akt Działający,
przechowywał w swoim sercu stałą gotowość czynienia tego, co podoba się Ojcu.
Duchowa droga, jaką wybrał, była bardzo wąska i wymagała niezwykłego
zawierzenia, lecz Jezus codziennie ją znajdował, trwając w jedności z Ojcem. Po
owocach (mocy słów, dobra, mocy znaków i po wewnętrznym świetle) rozpoznawał,
że idzie we właściwym kierunku.
Drogę do Ojca odnajdywał w relacjach
z bliźnimi. Oni stawali
się dla Jezusa niejako przyczynami okazania miłości. Inspirowali do chwalebnych
czynów. Jezus przemieniał grzeszników poprzez miłosierdzie (przebaczenie im ich
słabości i przewinień), okazaną troskę (uzdrowienie), zainteresowanie (rozmowę,
przyjęcie gościny, itp.).
Syn Człowieczy nie tylko wskazywał innym, co jest
dobre i godne uczynienia. Również i On sam dochodził do coraz większego oddania
w miłości. Jezus, mimo że był dojrzałym mężczyzną i Nauczycielem, sam też uczył
się od innych. Tak było np. w spotkaniu z kobietą kananejską. Nie z kim innym,
jak właśnie z poganką (!), Syrofenicjanką (Mk 7,26) przeprowadził bardzo
interesujący dialog (tu również za pomocą obrazowania spraw wiary), dochodząc
do mądrych wniosków. A pokrótce odbyło się to w ten oto sposób:
Jezus, stale
poszukujący woli Bożej, przedstawił swoje logiczne rozumowanie:
- Pozwól najpierw najeść się
dzieciom, bo nie wypada zabierać chleb dzieciom i rzucać szczeniętom (Mk 7,27).
Matka chorej
dziewczynki tolerancyjnie przyjęła Jego wywód, przestawiając jeszcze
piękniejszy obraz harmonii swemu Rozmówcy:
- Panie, przecież i szczenięta
zjadają pod stołem to, co nakruszą dzieci (Mk 7,28).
Jezus nie
potrzebował wyjaśnienia przenośni jej obrazu. Postawa kobiety zatroskanej o
dziecko zainspirowała Go do czynu heroicznego.
Wnioski z
tego spotkania można wysnuć następujące:
Zarówno
Jezus, jak i kobieta kananejska, byli tak inteligentni i pełni wiary w Bożą
łaskę, że zniwelowali wszelkie bariery i przeszkody na drodze do uczynienia
dobra. Syrofenicjanka odnalazła "ukrywającego się" Jezusa i uwierzyła
w Jego moc. Jej córka odzyskała zdrowie. Jezus zaś, doświadczywszy bardzo
mądrej rozmowy z poganką, rozpoznał piękno działania z miłością nawet tam,
gdzie ludzie mają inne przekonania i zwyczaje, i gdzie przebywa się in cognito (zob. Mk 7,24).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz