Kiedy Jezus się urodził, był takim samym
dzieckiem, jak większość niemowląt – małym i bezbronnym. Dorastając, rozwijał się
naturalnie jako chłopiec, a później młodzieniec. We wszystkim był podobny do
swoich rówieśników (prócz grzechu). Kiedy miał 12 lat potrafił odważnie i
mądrze rozmawiać z nauczycielami przybyłymi na święto do Jerozolimy, którzy
byli pełni podziwu dla bystrości Jego umysłu. Dyskusja merytoryczna ciągnęła
się godzinami, wprawiając dorosłych w zdumienie.
Kiedy Jezus, już jako dojrzały mężczyzna,
rozpoczął działalność publiczną, swoje nauczanie potwierdzał postawą, czynami i
znakami. Można powiedzieć, że stanowiło to kwintesencję tego, do czego doszedł
po latach „życia ukrytego” w Nazarecie.
Zastanawiam się, co skłoniło Jezusa do
podjęcia kroku o rozpoczęciu publicznej działalności i oddania bliźnim aż po
krzyż? Jakie prawdy i impulsy duchowe były dla Niego inspiracją do odczytania
swojego powołania? Czy Jezus przeżywał dylematy z tym związane? W których Jego
słowach kryje się owo odnalezienie sensu i siły do decyzji o rozpoczęciu publicznej
działalności wśród ludu? Myślę, że takich zdań jest mnóstwo. Choćby to u
synoptyków: Jeśli kto chce iść za Mną,
niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie
naśladuje! (Łk 9,23; por.: Mt 10,37nn; 16,24nn; Mk 8,34−9,1). By tego wymagać od innych, Jezus musiał
najpierw sam, w swoim sercu, podjąć decyzję, by naśladować postawę Ojca
Niebieskiego, czyli dać świadectwo wiary w Boga miłującego każdego człowieka. Żywa
relacja z Ojcem na modlitwie mogła przyjąć formę odebrania Jego „słów” przez
Syna Człowieczego, które kryły prawdę o tym, co później Jezus przekazywał
ludziom. Mógł więc rozpoznać w swojej duszy Bożą mądrość i zaproszenie: Jeśli chcesz pójść za Mną i przekazać
ludziom jak bardzo ich miłuję, zaprzyj się samego siebie, weź swój krzyż i
naśladuj Mnie w miłości tak, jak Ja umiłowałem Ciebie (por. J 17,3).
Wiadomo, że nauczyciele, przekazując
wiedzę, bazują na własnych doświadczeniach (obserwacjach, przeżyciach, zdobytej
nauce, mądrości itd.). Myślę więc, że to, co było w Jezusie poznane przez Niego
samego jako doświadczenie wiary, wiedzy i mądrości, to właśnie przekazywał w
swojej nauce. Dodatkowo Jego słowa stały się pełne mocy i dalekosiężne,
ponieważ towarzyszyły im znaki. One potwierdzały głoszoną naukę Jezusa do tego
stopnia, że odbierano ją jako moc nadprzyrodzoną. Wrogowie widzieli w niej moc zła (rozumianą jako moc Belzebuba). Ich
rozumowanie nie było jednak logiczne.
Lęk, zazdrość, zatwardziałość i zawiść
przeszkadzały więc niektórym w pokonaniu oporu wobec Jezusa, za którym szły
coraz większe rzesze ludzi. Zdarzali się też i niedowiarkowie, którzy Jego
działalność cudotwórczą odbierali jako oszustwo. Ci jednak, którzy wierzyli
Jezusowi, byli przeświadczeni, że obcują z kimś wyjątkowym. Odczytywali w Nim
moc Boga, który przez ręce Nauczyciela z Galilei udziela im wielu łask.
Czym Jezus zjednywał sobie tłumy?
Wskazują na to zarówno Jego słowa, jak i czyny. Można wyciągnąć wniosek, że
mowa Jezusa była wyjątkowa: piękna, prosta, a zarazem głęboka w wymowie. On
roztaczał przed ludźmi nowe perspektywy. Ukazywał wartość i sens życia. Uczył
miłować i nadawać duchową głębię życiu − kochając. Do Jezusa mógł przyjść
każdy. W Jego obecności było więc wielu odrzuconych (grzeszników, celników,
nierządnic, itp.), z którymi On rozmawiał, których uzdrawiał, którym
przebaczał, których obdarzał miłością. Gdyby Jezus głosił miłość bez dobrych
czynów, Jego nauka byłaby bez pokrycia. Jezus żył więc tak, jak nauczał. Był
pierwszym wykonawcą swej nauki. Dawał przykład jak żyć, by spełnić Boże
przykazania i dojść do pełnej jedności z Bogiem. Miłując podkreślił to, co
najważniejsze w Torze, zawierającej (wg wyznawców judaizmu) 613 szczegółowych przykazań.
Jezus pokazał zatem jak wypełnić Prawo.
Za Jezusem szły nie tylko tłumy tych,
którzy uwierzyli, ale i inni, poszukujący (np. Nikodem). Nauczyciel z Nazaretu
zdumiewał odwagą i postawą oddania.
Jezus stawiał wymagania przed
słuchaczami (np., by nieść krzyż prześladowania za wiarę w Niego, kroczyć wąską
ścieżką miłości bliźniego, naśladować w miłości „wroga” – Samarytanina, pościć
i modlić się w sercu, a nie na pokaz, itd.). Jednocześnie ukazywał wspaniałość
drogi do Boga (Boże synostwo, wolność, Boże dziedzictwo i szczęście w niebie).
Nauczanie Jezusa nie było nudne, ani
niemożliwe do wykonania, choć zadawano sobie pytanie: Któż może się zbawić? (Mk 10,26). On odpowiadał, a jednak nie od
razu można było to pojąć, bo wymagało to ryzyka przyjęcia oglądu i postawy
Jezusa.
Nauka Syna Człowieczego była oryginalna
ze względu na jej głębię wyrazu, świeżość przekazu, uderzającą prawdę i
logiczność (mimo paradoksów), odważne obrazowanie wiary, autentyzm i
uniwersalizm. Obrazowanie spraw Bożych bazowało u Niego na posługiwaniu się scenami
z życia oraz na nawiązywaniu do obowiązujących przepisów, tradycji i obyczajów.
Jezus potrafił odpowiadać na najtrudniejsze pytania. Sam też zadawał „zagadki”
(np. o syna Dawida, którego król nazywa Panem). Ale niezwykle piękne i mądre słowa
Jezusa to nie wszystko.
Za słowami Jezusa szły zatem czyny.
Gdyby ich nie było, mowa Nauczyciela z Galilei byłaby niedopełniona. Niezwykle
istotna była więc zarówno Jego nauka, postawa, jak i znaki. Dzięki temu słowa
Jezusa mogły trafić do ludzkich serc i je przemienić. Kiedy Nauczyciel
publicznie dotykał człowieka uważanego za „nieczystego” (np. trędowatego czy
zmarłą córkę Jaira) lub pozwalał na dotyk „nieczystym” (np. kobiecie, która
przez 12 lat cierpiała na chroniczny upływ krwi), w obliczu prawa sam stawał się
„nieczysty”. A jednak swoim zachowaniem pokazywał, że „łamiąc” przyjęte zasady,
tak naprawdę właściwie wypełnia Boże prawo miłości bliźniego. Nie tak, jak
zinterpretowali to uczeni w Pismach, lecz tak, jak nakazywało prawo kochającego
Ojca Niebieskiego. Jezus pokazał zatem właściwą hierarchię wartości: człowiek
ma służyć człowiekowi, nie zaś bezdusznemu prawu, które nie tylko nie daje
żadnego usprawiedliwienia, ale potrafi zniewolić i oddalić od Boga, jeśli dla
jego litery pomija się miłość bliźniego. Czy jednak Jezus specjalnie „łamał”
prawo, np. uzdrawiając w szabat? Nie sądzę, że specjalnie. Sądzę, że świadomie
i przy każdej okazji miłował, oddając się w służbie drugiemu człowiekowi (bez
względu na dzień tygodnia). Uzdrowienie było Jego odpowiedzią wobec
potrzebującego pomocy. O miłości decydowało wrażliwe serce Jezusa, nie zaś ludzki
przepis, zakaz, nakaz czy dzień tygodnia. Jezus uzdrawiał każdego dnia.
Uzdrowienia w szabat zostały zapisane w Ewangeliach dla podkreślenia, że czyny
miłości Jezusa (również w dzień świąteczny) nie tylko go nie niweczą, ale
jeszcze bardziej uświęcają. Każde bowiem uzdrowienie człowieka (jako forma
miłości) są objawieniem łaski, mocy i chwały Bożej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz