Jaki jest Józef ewangeliczny? Czy prawdą
jest, że milczący? Być może teza ta
wynika z faktu, że nie zostało zanotowane ani jedno słowo opiekuna Jezusa, ze
wskazaniem, że od niego pochodzi. Myśl ta prowadzi do kolejnego wniosku, że być
może są jednak w Biblii słowa Józefa, lecz bez wskazania, że ich pierwotnym autorem
był mąż Maryi. I pojawia się kolejne pytanie: jeśli są takie myśli lub zwroty,
całe zdania albo nawet kompletne opowieści lub przypowieści, które usłyszał
Jezus od Józefa, to które to są konkretnie fragmenty Pisma Świętego? W
przybliżeniu można określić jedynie tyle, że myśli i słowa Józefa przenikają
słowa jego przybranego Syna − Jezusa. On bowiem, będąc w dzieciństwie i
młodości pod opieką Józefa, najczęściej był świadkiem i słuchaczem tego, co
mówił i jak się zachowywał. Ów okres przebywania razem w domu mógł trwać ponad
ćwierć wieku. Przyjmując, że od powrotu z Egiptu Jezus nie opuszczał rodzinnego
Nazaretu, maksymalnie trwało to ok. 30 lat. Oczywiście, na ile Jezus przejął
sposób wypowiadania się i rozumowania Józefa, pozostaje tajemnicą.
To samo można powiedzieć, jeśli chodzi o
Maryję, matkę Jezusa. Jej sposób bycia, zachowania, czy mówienia – latami
obserwował Jezus. Matka miała więc, podobnie jak Jej mąż, bardzo duży wpływ na
rozwijającego się Syna (i to już od momentu zakiełkowania w Jej sercu pragnienia
dziecka, potem w kilkumiesięcznym stanie błogosławionym, a następnie w latach młodości
Jezusa).
Ewangelia przekazuje zdanie, które
wskazuje, że Dziecię rozwijało się zdrowo i naturalnie, w czym było podobne (statystycznie)
do każdego człowieka (wzrastał w
mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi − Łk 2,52). Czy coś
wyróżniało Jezusa? Czy miał w sobie jakiś znak szczególny, np. w wyglądzie?
Raczej nie. Ewangelie o tym milczą. Czy wyjątkowo się ubierał, czym odróżniał
się w grupie innych dzieci? Ewangelie o tym nie wspominają. Czy przejawiał
jakieś cudowne zdolności w dzieciństwie? Zanotowano fakt przysłuchiwania się i zadawania
pytań dwunastoletniego Jezusa w świątyni (kiedy zatroskani rodzice znaleźli Go
w Jerozolimie). Jezus już wtedy zachwycał bystrością umysłu i odpowiedziami (Łk
2,47). Szkoda, że Ewangelie milczą na temat owych trzydniowych rozmów młodego Jezus
z nauczycielami.
Idąc dalej w rozważaniach: czy Jezus był
pod szczególnym płaszczem Opatrzności Bożej? Wydaje mi się, że płaszcz
Opatrzności był nad Nim taki sam, jak nad każdym człowiekiem. Bóg nie dawkuje
błogosławieństwa. Obdarza łaską i taką samą miłością każdego. Co może być różne,
to stopień otwarcia na tę łaskę ze strony człowieka; różna moc wiary i natężenie
miłowania człowieka, jako jego odpowiedź na natchnienia Aktu działającego. Jak
widać, to wszystko zależy od woli i postawy człowieka. Obejmując całościowo
życie Jezusa, był On tym, który w pełni otworzył się na Ojca i przyjął za
główny cel swego istnienia pełnię oddania i umiłowania drugiego człowieka. Tego
zaś uczył się na ziemi od najmłodszych lat w dużej mierze od Maryi (swej Rodzicielki)
i Józefa (opiekuna). Rodzice wpłynęli na wychowanie Jezusa zarówno swą obopólną
postawą (względem siebie, jako małżonkowie), jak i stosunkiem do innych ludzi
oraz poprzez relację do Stwórcy.
Wracając do wątku milczenia męża Maryi na kartach Ewangelii. Mówiąc wzniośle i z dużą atencją można określić Józefa jako tego,
który „przemawia” Jezusem albo (jeszcze pełniej) – „przemawia” Bożym milczeniem. Choć tak naprawdę, to Pan
Bóg nie milczy, lecz „przemawia” na sposób dynamiczny i transcendentny.
Podobnie i św. Józef. On nie tyle milczy na kartach Ewangelii, co przemawia
niewerbalnie. Jak? Można określić życiowe credo
Józefa analizując jego zachowanie i postawę, zwłaszcza w decydujących momentach
życia: stosunek do brzemiennej Maryi i Jej poczętego Dziecka (bez jego udziału),
postawę względem założonej rodziny, która
była zagrożona ze strony Heroda (co spowodowało ucieczkę aż do Egiptu), codzienną
troskę o chleb powszedni (stąd wykonywana praca cieśli). Ogółem, to wszystko
powodowało, że Józef zapewniał Maryi i Jezusowi poczucie bezpieczeństwa wraz z warunkami
do właściwego rozwoju Jezusa. Niezwykle istotnym był też stosunek Józefa do
Boga, a więc życie wiarą.
Jezus najdłużej rozwijał się nie gdzie
indziej, jak w rodzinnym Nazarecie, który było uważany za mało zacny (Czy może być coś dobrego z Nazaretu? – J
1,46). A jednak, z psychologicznego punktu widzenia, najpiękniejsze kwiaty kwitną
tam, gdzie się tego nikt nie spodziewa.[1]
Skąd jednak u Jezusa pojawiła się aż taka determinacja i odwaga, by umiłować aż
po krzyż? Z codziennego cierpienia rodzi się wytrwałość i siła, ale nie u
każdego. Są osoby, których cierpienie łamie tak, że nie są w stanie go
udźwignąć. Jezus wzrastał w normalnej rodzinie i nieszczególnym Nazarecie, a
jednak nie były to współczynniki deprymujące. Wręcz przeciwnie. Wpłynęły na
totalne otwarcie na Boga-Ojca. Jak Jezus
doszedł do pełni chwały? W najprostszy, ale i najtrudniejszy sposób: poprzez
miłość oddania drugiemu człowiekowi. I nie byłoby to możliwe bez wrażliwości duchowej Jezusa, która była nieodzowną cechą Józefa i Maryi.
Zaryzykuję tezę, iż Jezus w dużej mierze brał przykład
z ziemskiego, przybranego ojca – św. Józefa. To on był dla Niego ludzkim wzorem
oddania i miłowania oraz pełni życia wiarą. Mógł iść w ślady ojca (i na pewno
to rozważał przez pewien czas pracując jako cieśla). Zdecydował się jednak na
coś więcej. Zauważył, że może uczynić więcej. Kiedy nastąpił ten moment? W
jakim momencie zapragnął umiłować aż po krzyż? Być może patrząc na
potrzebujących miłości nazaretan, być
może trzymając w dłoniach wyheblowaną belkę drewna…
To, co Józef przekazał swoją postawą i codziennym
nauczaniem Jezusowi, nie mogła przekazać żadna kobieta, nawet Maryja. Dlaczego?
Dlatego, że tylko mężczyzna, jako ojciec (tu: opiekun w roli ojca) może
obdarzyć swego syna (tu: przybranego) siłą i hartem ducha. Jeśli nie ma ojca,
brakuje bazy wyjściowej.
W czym może być podobny Jezus do Józefa,
po latach jego wychowania i świadczenia swoją postawą miłości? Czy bardziej w
łagodności, kiedy mówił: Przyjdźcie do
mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście. Ja dam wam wytchnienie (Mt
11,28), czy też może w postawie gwałtownej, kiedy wyrzucał przekupniów ze
świątyni (zob. J 2,13−22)? Pomijając aspekt rozważań na temat prawdziwej faktografii
wydarzeń bądź cytowanych słów Pisma Świętego, zwykle synowie swój męski temperament
(ikrę) dziedziczą po… matce, zaś cechy kobiece (czułość, łagodność) po… ojcu. Ale
to nie jest oczywiście regułą.
Temat pozostawiam otwarty. Będę go dalej
rozważać. Tymczasem dziś przekazuję Czytelnikom garść powyższych refleksji.
Dobry wieczór Marto
OdpowiedzUsuńBardzo rozważne i dość przekonywujące są Twoje analizy dotyczące portretu osobowego Józefa. Co do niektórych wniosków chyba nigdy bym nie doszedł, gdybyś na gotowo ich nie podała (?). Na ogół tak to jest, że wiele cech rodziców, opiekunów, nauczycieli przejmujemy. Trudno jest zachowywać się w sposób nigdzie indziej nie zaobserwowany, a znany jedynie z teorii. Nie chodzi mi o ślepe naśladownictwo, ale o postawy, które u kogoś obserwujemy, dochodzimy do wniosku, że człowiek ten jest godnym aby go naśladować (lub pewne jego cechy) i przejmujemy pewien sposób bycia, postępowania. Jakże karykaturalnym dla mnie przekazywaniem zachowań jest postawa np. matki mówiącej swojemu dziecku, aby nie przechodziło na czerwonym świetle, a sama w pośpiechu ciągnie je za rękę, przechodząc na takim właśnie świetle. Jak to dziecko będzie zachowywało się będąc w wieku młodzieńczym? Będąc w szkole i rozmawiając o nauczycielach z kolegami, mało kiedy mówiliśmy o tym co dany nauczyciel mówił, ale jak się zachowywał i co robił. Wracając do Maryii i Józefa myślę, że byli zgodnymi i prawymi ludźmi, w przeciwnym wypadku Jezus nie miałby tego komfortu zajmowania się sprawami "nieprzyziemnymi". Nigdzie nie ma śladu (przynajmniej ja takiego nie widzę), w PŚ, aby Jezus nawiązywał do relacji rodzinnych - myślę, że jeżeli byłoby coś nie tak, to by w swojej działalności o tym w jakiś sposób zahaczył, przestrzegał (oczywiście w sposób uniwersalny, ogólny). Był odważny i pewny tego o czym naucza. Takie bezpieczeństwo pewnie nabył już w domu, wiedział, że jeżeli Sam jest wporządku i mówi to o czym jest przekonany, znajdzie zrozumienie u rodziców, jak również u ludzi o dobrej woli. Podejrzewam, że wcześniej też musiał widzieć i obserwować przemówienia i postawy ludzi prawych, analizować je, i na ich podstawie wypracować własne. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jeżeli człowiek miałby do czynienia z ludźmi "złymi" od dzieciństwa i ani jedna osoba "dobra" by się nie pojawiła w jego życiu, to ten człowiek przejąłby cechy negatywne i chyba nie byłby "dobry", bo niewiedziałby jak to dobro okazywać. Natomiast jeżeli miałby do czynienia z ludźmi "złymi" od dzieciństwa i chociaż jedna "dobra" osoba w jego życiu by się pojawiła i swoją postawą zaświadczyła jak żyć na miarę Prawdziwego Człowieka, to wówczas istnieje szansa na to, aby człowiek ten mając wybór przykładu, sam mógł określić dokąd warto podążać. Nawet wówczas ścierając się z tym "złem" dookoła mógłby się dobrze "zahartować".
pozdrawiam Grzegorz
Dobry wieczór, Grzegorz.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Poruszyłeś kilka wątków. Mój temat jest otwarty i szeroki, tak więc można go w dalszym ciągu rozwijać i zgłębiać. Postać Józefa jest analizowana od pokoleń. Jego milczenie czasem interpretuje się jako reakcję na głębokie cierpienie. Na pewno cierpiał. Jednocześnie jednak spotkało go niebotyczne wręcz szczęście - życia ok. 30 lat z żywym Jezusem. Wyobraźmy sobie siebie na jego miejscu. Każde cierpienie w tym wypadku schodzi na daleki plan. Człowiek jest przejęty i zatroskany o Dziecko i Maryję - by Ich uchronić przed niebezpieczeństwami życia i zapewnić godny byt. Dlatego myślę, że był to bardzo mądry, pracowity, pełen wiary, sprawiedliwy (jak pisze w PŚ) - człowiek. Maryja miała wspaniałego męża, a Jezus najlepszego opiekuna od Boga.
Pozdrawiam serdecznie, Marta.