Człowiek, który zdaje sobie sprawę ze
swej kruchości i ograniczoności, napotykając trudności i przeciwności losu
doznaje obaw. Jeśli są one duże i paraliżujące, waha się przed podjęciem decyzji
i ryzyka. Jeśli je odważnie pokonuje pomimo niewiadomych, jest w stanie przekonać
się jak wielkie rzeczy można uczynić zwłaszcza tam, gdy do głosu dochodzi dobro,
oddanie i miłość. Najtrudniej wytrzymać piekło, stan beznadziei, bezsensu i
zdeptania ludzkiej godności. Jednocześnie w ekstremalnych warunkach życia
człowiek może doświadczyć niezbadanych pokładów wytrzymałości na cierpienie,
jakie w nim drzemią. Na ten temat wypowiedział się m.in. światowej sławy neurolog
i psychiatria – prof. Viktor E. Frankl, który wspominając więzienie w obozie koncentracyjnym, napisał:
Nowo
przybyłych czekało w obozie wiele (…) niespodzianek. Ci spośród nas, którzy
mieli wykształcenie medyczne, przekonali się przede wszystkim o jednym: „Podręczniki
kłamią!”. Mówi się, że człowiek umiera, jeśli pozbawić go snu przez określoną
liczbę godzin. Nic podobnego! Wcześniej trwałem w przekonaniu, że pewnych
rzeczy po prostu nie jestem w stanie zrobić: nie zasnę bez tego, nie przeżyję
bez tamtego… Naszą pierwszą noc w Austchwitz spędziliśmy na piętrowych
pryczach. Na każdej pryczy (o wymiarach około dwa na dwa i pół metra) spało,
bezpośrednio na gołych deskach, dziewięć osób. Każda dziewiątka musiała dzielić
między sobą dwa koce. Rzecz jasna, mogliśmy leżeć wyłącznie na boku, stłoczeni
i przyciśnięci do siebie, co miało pewne zalety z uwagi na przenikliwy ziąb.
Chociaż wnoszenie butów na prycze było zabronione, niektórzy używali ich potajemnie
zamiast poduszek, choć całe były oblepione błotem. W przeciwnym razie głowa
śpiącego musiałaby spoczywać w zgięciu niemalże wykręconego ramienia. A mimo to
sen jednak przychodził i choć na parę godzin przynosił zapomnienie i ulgę w
cierpieniu.
Chciałbym
wspomnieć w tym miejscu o kilku innych zaskakujących zjawiskach, które dowodzą,
jak wiele jest w stanie znieść człowiek: w obozie nie mogliśmy myć zębów, a
jednak pomimo to i na przekór dotkliwemu brakowi witamin nasze dziąsła były
zdrowsze niż kiedykolwiek. Przez pół roku nosiliśmy te same koszule, dopóty,
dopóki nie zamieniły się w łachmany. Z powodu zamarzniętych rur całymi dniami
nie mieliśmy możliwości się wykąpać czy choćby częściowo podmyć, a jednak rany
i otarcia na dłoniach, które nieustannie były brudne od kopania w ziemi, nie
ropiały (oczywiście o ile w grę nie wchodziły odmrożenia). Człowiek mający
dotychczas lekki sen i budzony bodaj najlżejszym hałasem dochodzącym zza ściany
leżał teraz wtulony we współtowarzysza, który głośno chrapał o parę centymetrów
od jego ucha, i jakby nigdy nic spał głębokim snem.[1]
To głównie wola sensu życia i nadzieja na zmianę dramatycznej rzeczywistości pozwala znieść człowiekowi nawet najcięższe warunki egzystencjalne, mimo jego kruchości, delikatności, wrażliwości i ograniczoności. Nade wszystko jednak pomaga wytrwać wiara i zanurzenie serca w miłości Boga, dlatego bardzo mi odpowiada trafność myśli ujętej w temacie "Kruchość człowieka" pana Pawła Porębskiego, który napisał: Oprócz kruchości ciała człowiekowi towarzyszy delikatność psychiczna i emocjonalna. Brak miłości jest odczuwalny przez wszystkich ludzi, młodych i starych. Widać to wyraźnie w rodzinie. Jej bak, głęboko rani i powoduje, że człowiek nie może funkcjonować poprawnie. Na tę "chorobę" Bóg ofiarowuje siebie. Wystarczy modlitwa, aby człowiek został wzmocniony na duchu. [2]
To głównie wola sensu życia i nadzieja na zmianę dramatycznej rzeczywistości pozwala znieść człowiekowi nawet najcięższe warunki egzystencjalne, mimo jego kruchości, delikatności, wrażliwości i ograniczoności. Nade wszystko jednak pomaga wytrwać wiara i zanurzenie serca w miłości Boga, dlatego bardzo mi odpowiada trafność myśli ujętej w temacie "Kruchość człowieka" pana Pawła Porębskiego, który napisał: Oprócz kruchości ciała człowiekowi towarzyszy delikatność psychiczna i emocjonalna. Brak miłości jest odczuwalny przez wszystkich ludzi, młodych i starych. Widać to wyraźnie w rodzinie. Jej bak, głęboko rani i powoduje, że człowiek nie może funkcjonować poprawnie. Na tę "chorobę" Bóg ofiarowuje siebie. Wystarczy modlitwa, aby człowiek został wzmocniony na duchu. [2]
[1] Viktor E.
Frankl, Człowiek w poszukiwaniu sensu.
Głos nadziei z otchłani Holokaustu, Wyd. Czarna Owca, Warszawa 2013, s. 41−42.
[2] Zob. www.wiara-rozumna.blog.onet.pl
– tekst opublikowany dnia 5.01.2014 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz