Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 7 stycznia 2014

Granice ludzkiej wytrzymałości



Człowiek, który zdaje sobie sprawę ze swej kruchości i ograniczoności, napotykając trudności i przeciwności losu doznaje obaw. Jeśli są one duże i paraliżujące, waha się przed podjęciem decyzji i ryzyka. Jeśli je odważnie pokonuje pomimo niewiadomych, jest w stanie przekonać się jak wielkie rzeczy można uczynić zwłaszcza tam, gdy do głosu dochodzi dobro, oddanie i miłość. Najtrudniej wytrzymać piekło, stan beznadziei, bezsensu i zdeptania ludzkiej godności. Jednocześnie w ekstremalnych warunkach życia człowiek może doświadczyć niezbadanych pokładów wytrzymałości na cierpienie, jakie w nim drzemią. Na ten temat wypowiedział się m.in. światowej sławy neurolog i psychiatria – prof. Viktor E. Frankl, który wspominając więzienie w obozie koncentracyjnym, napisał:
Nowo przybyłych czekało w obozie wiele (…) niespodzianek. Ci spośród nas, którzy mieli wykształcenie medyczne, przekonali się przede wszystkim o jednym: „Podręczniki kłamią!”. Mówi się, że człowiek umiera, jeśli pozbawić go snu przez określoną liczbę godzin. Nic podobnego! Wcześniej trwałem w przekonaniu, że pewnych rzeczy po prostu nie jestem w stanie zrobić: nie zasnę bez tego, nie przeżyję bez tamtego… Naszą pierwszą noc w Austchwitz spędziliśmy na piętrowych pryczach. Na każdej pryczy (o wymiarach około dwa na dwa i pół metra) spało, bezpośrednio na gołych deskach, dziewięć osób. Każda dziewiątka musiała dzielić między sobą dwa koce. Rzecz jasna, mogliśmy leżeć wyłącznie na boku, stłoczeni i przyciśnięci do siebie, co miało pewne zalety z uwagi na przenikliwy ziąb. Chociaż wnoszenie butów na prycze było zabronione, niektórzy używali ich potajemnie zamiast poduszek, choć całe były oblepione błotem. W przeciwnym razie głowa śpiącego musiałaby spoczywać w zgięciu niemalże wykręconego ramienia. A mimo to sen jednak przychodził i choć na parę godzin przynosił zapomnienie i ulgę w cierpieniu.
Chciałbym wspomnieć w tym miejscu o kilku innych zaskakujących zjawiskach, które dowodzą, jak wiele jest w stanie znieść człowiek: w obozie nie mogliśmy myć zębów, a jednak pomimo to i na przekór dotkliwemu brakowi witamin nasze dziąsła były zdrowsze niż kiedykolwiek. Przez pół roku nosiliśmy te same koszule, dopóty, dopóki nie zamieniły się w łachmany. Z powodu zamarzniętych rur całymi dniami nie mieliśmy możliwości się wykąpać czy choćby częściowo podmyć, a jednak rany i otarcia na dłoniach, które nieustannie były brudne od kopania w ziemi, nie ropiały (oczywiście o ile w grę nie wchodziły odmrożenia). Człowiek mający dotychczas lekki sen i budzony bodaj najlżejszym hałasem dochodzącym zza ściany leżał teraz wtulony we współtowarzysza, który głośno chrapał o parę centymetrów od jego ucha, i jakby nigdy nic spał głębokim snem.[1] 
To głównie wola sensu życia i nadzieja na zmianę dramatycznej rzeczywistości pozwala znieść człowiekowi nawet najcięższe warunki egzystencjalne, mimo jego kruchości, delikatności, wrażliwości i ograniczoności. Nade wszystko jednak pomaga wytrwać wiara i zanurzenie serca w miłości Boga, dlatego bardzo mi odpowiada trafność myśli ujętej w temacie "Kruchość człowieka" pana Pawła Porębskiego, który napisał: Oprócz kruchości ciała człowiekowi towarzyszy delikatność psychiczna i emocjonalna. Brak miłości jest odczuwalny przez wszystkich ludzi, młodych i starych. Widać to wyraźnie w rodzinie. Jej bak, głęboko rani i powoduje, że człowiek nie może funkcjonować poprawnie. Na tę "chorobę" Bóg ofiarowuje siebie. Wystarczy modlitwa, aby człowiek został wzmocniony na duchu. [2] 



[1] Viktor E. Frankl, Człowiek w poszukiwaniu sensu. Głos nadziei z otchłani Holokaustu, Wyd. Czarna Owca, Warszawa 2013, s. 41−42.
[2] Zob. www.wiara-rozumna.blog.onet.pl – tekst opublikowany dnia 5.01.2014 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz