W czasie, gdy 37-letni Czajkowski pracował
nad IV Symfonią dedykowaną pani von
Meck, nieoczekiwanie otrzymał list od nieznajomej entuzjastki jego twórczości −
trzydziestoletniej Antoniny Milukowej − z wyrazami podziwu i… dozgonnej miłości.
Początkowo zamierzał zignorować owo wyznanie egzaltowanego uczucia, jednak potem
zdecydował się odpowiedzieć, ponieważ wydało mu się ciepłe i szczere.[1] W końcu wyraził również zgodę na
spotkanie. Kiedy Piotr poznał uroczą, dobrze zbudowana kobietę, poczuł do niej
sympatię. Podczas wizyty opowiedział jej nawet trochę o sobie: o swoich wadach,
o zbytnim uleganiu nastrojom, nadmiernej drażliwości i słabym zdrowiu. Antonina
zapewniła go jednak, że bez względu na wszystko nie przestanie go kochać, a nawet…
zagroziła: Złożył Pan wizytę młodej,
samotnej dziewczynie i w ten sposób połączył nasze losy. Jeśli nie zechce Pan
uczynić mnie swą żoną, skończę ze sobą.[2]
Pamiętając o swym postanowieniu
znalezienia żony w celu walki ze swoimi skłonnościami, Czajkowski podjął bardzo
szybko decyzję i… 18 lipca 1877 r. poślubił Antoninę Iwanowną Milukową, pisząc
do rodziny: To biedna, ale dobra
dziewczyna o nieposzlakowanej reputacji i bardzo mnie kocha.[3]
Niestety... Małżeństwo od pierwszej chwili okazało się katastrofą. Była
to próba związania się ze sobą dwojga osób o skrajnie przeciwstawnych
skłonnościach erotycznych[4].
Według relacji Modesta (brata Piotra), od początku tego „obłędnego kroku”
kompozytor musiał bardzo ciężko pokutować
za lekkomyślność i niedorzeczność własnego postępowania, a przy tym wszystkim
czuł się głęboko nieszczęśliwy.[5] Już w kilka dni po ślubie Czajkowski
donosił o swym wielkim rozczarowaniu i cierpieniu, o przeżywaniu straszliwej duchowej tortury, którą
musiał przejść oraz o absolutnie
odrażającym zachowaniu fizycznym żony wobec niego.[6]
Jak się bowiem okazało, Antonina miała wybujałe oczekiwania seksualne, była
bowiem… nimfomanką (!), w dodatku z pierwszymi symptomami choroby psychicznej[7].
Piotr nie tylko więc nie został „uwolniony”
z homoseksualizmu po ślubie z kobietą, ale przede wszystkim przekonał się, że w
jego przypadku małżeństwo jest jeszcze większym cierpieniem i frustracją, niż jego
własna odmienność seksualna.
Niewiele więc trzeba było czasu, by przekonał
się o swej niezdatności do stworzenia rodziny. Sama myśl o zajmowaniu z żoną tego samego pokoju budziła w nim odrazę.
Obecność Antoniny była dla niego czymś tak nieprzyjemnym, że nawet nie był w
stanie komponować.[8]
W związku z przeżyciami małżeńskimi we wrześniu Czajkowski wyjechał z Moskwy, określając swój
odruch ucieczki słowami: jakbym się
ocknął z okropnego, koszmarnego snu.[9]
Bliski obłędu, u kresu sił psychicznych
i rozstroju nerwowego, na granicy załamania, nie wiedząc jak wyjść z pęt
małżeńskich, Czajkowski postanowił ukarać sam siebie i… umrzeć. O swym zamiarze
poinformował przyjaciela – Kaszkina: Co
wieczór wychodziłem na przechadzkę i godzinami włóczyłem się bez celu po
pustych ulicach Moskwy. Kiedyś, podczas takiego nocnego spaceru, znalazłem się
na brzegu rzeki, gdy nagle olśniła mnie myśl, aby nabawić się śmiertelnej choroby.
Pod osłoną ciemności, nie zauważony przez nikogo, wszedłem po pas do lodowatej
wody i stałem tam tak długo, aż zimno stało się nie do zniesienia. Dopiero
wtedy wyszedłem na brzeg, pewny, że nabawiłem się zapalenia płuc, które mnie
wyręczy; nie będę musiał sam odbierać sobie życia.[10]
Po traumatycznym małżeństwie, w
październiku tego samego roku zdecydował o separacji. W 1881 r. ostatecznie rozwiódł się z żoną. W opisie całego zdarzenia
do Nadieżdy zachował się honorowo nie obarczając Antoniny wyłączną winą za nieudany
związek: Oceniając teraz z perspektywy
czasu swoje krótkie małżeństwo, widzę wyraźnie, że nie odegrałem zbyt pięknej
roli (…). W każdym razie moja żona zasługuje na współczucie.[11]
O samym sobie, w przypływie słabości myślał zaś: Cóż za potwór ze mnie! Oby mi Bóg wybaczył
moje grzeszne uczucia![12]. Jednocześnie narzekał: Dziwna rzecz, pragnę samotności, a kiedy ona
już jest, cierpię przez nią.[13]
Ze swymi skłonnościami seksualnymi walczył natomiast jak umiał, najczęściej
uciekając w pracę twórczą, o czym pisał: Potrzebuję
pracy jak powietrza do oddychania. Gdy tylko spędzam czas bezczynnie,
natychmiast ogarnia mnie melancholia (…), jestem wtedy z siebie niezadowolony i
nawet siebie nienawidzę (…). Tylko praca może mnie uratować.[14]
[1] Anton
Neumayr, Muzyka i cierpienie, Wyd.
Felberg SJA, Warszawa 2002, s. 411.
[2] Tamże, s. 412.
[3] Tamże, s. 413.
[4] Tamże, s. 416.
[5] Tamże, s. 413.
[6] Tamże.
[7] Co wykazała
później historia jej życia: w 1897 r. została oddana do zakładu dla obłąkanych,
gdzie zmarła w 1917 r.
[8] Anton
Neumayr, Muzyka i cierpienie..., s. 414.
[9] Tamże.
[10] Tamże, s. 415.
[11] Tamże, s. 416.
[12] Tamże, s. 425.
[13] Tamże, s. 430.
[14] Tamże, s. 419.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz