Mogłoby się wydawać, że człowiekowi utalentowanemu wszystko przychodzi łatwo. Bo przecież ma talent, iskrę Bożą, a więc to coś, co go wyróżnia z tłumu i pozwala czynić rzeczy wyjątkowe, wielkie i oryginalne. Ale czy rzeczywiście sam talent to wszystko? Pewna dama zapytała kiedyś Piotra Czajkowskiego, czy czeka na natchnienie komponując. Ten miał jej odpowiedzieć:
−
Łaskawa pani. Ja nie czekam na
natchnienie, tylko systematycznie pracuję. Natchnienie nie nawiedza bowiem leniuchów.
Piotr Czajkowski był tym kompozytorem
romantyzmu, który bardzo dużo wymagał przede wszystkim sam od siebie, i to nie
tylko pod względem pracy, ale i własnej postawy oraz zachowania.
W zewnętrznej twórczości artystycznej Czajkowski
już za życia osiągnął sławę i uznanie. Udało mu się to mimo osobistych problemów
emocjonalno-psychicznych, ponieważ bez względu na ich obecność, kroczył własną
drogą do wyznaczonego celu. Uważa się dziś, że był pierwszym wielkim
kompozytorem rosyjskim, który scalał w swej muzyce uniwersalizm języka
muzycznego. I to mimo, że w świecie wewnętrznych przeżyć i namiętności borykał
się przez całe życie z nadwrażliwością i znerwicowaniem, jako owocami nieakceptowanej
przez siebie i innych homoseksualności.
W rodzinnym domu Piotr, prócz matki,
szczególnie uwielbiał guwernantkę – Fanny Dürbach, która miała do niego świetne
podejście pedagogiczno-psychologiczne. Rozbudzała w nim bowiem głód wiedzy oraz
wrażliwość. Dużym wstrząsem psychicznym było więc dla niego bolesne rozstanie z
Fanny, kiedy rodzina przeniosła się do Petersburga. W latach późniejszych, mimo
flirtów i zabaw w gronie przyjaciół, dało się zauważyć, że w towarzystwie
młodych kobiet Piotr zachowuje spory dystans.
Odnośnie muzyki, która była dla niego największą
miłością, dawał się ponieść nieraz niezwykłej ekscytacji. Bywało więc, że przed
zaśnięciem odczuwał z jej powodu rodzaj bezwładu w kończynach lub też spazmatyczne
drżenie całego ciała. Ogarniało go wówczas odrętwienie, bezsenność, a czasem i
halucynacje.
Piotr Czajkowski nie potrafił
zaakceptować ani pogodzić się z własnymi preferencjami seksualnymi, które tłumione
i nienawidzone wywoływały w nim poczucie niskiej wartości, samoupokorzenia, melancholię
i stany lękowo−nerwicowe (głównie przed karą wyznaczoną prawem i napiętnowaniem
społecznym). Przyczyniało się to do nieustannej konieczności maskowania się i
stwarzania pozorów normalności, do „ucieczki” w pracę twórczą i koncertową (zwłaszcza
podczas podróży zagranicznych) oraz do ulegania pokusie alkoholu. Częstokroć letarg
i złe samopoczucie wewnętrzne najczęściej pokonywał wytężoną pracą
kompozytorską i działalnością artystyczną. To też powodowało, że przyznawał się
siostrze w przypływie depresji: Ludzie z
najbliższego otoczenia dziwią się mej małomówności i także depresjom, na jakie
cierpię często, jakkolwiek właściwie nie mogę się uskarżać na swoje życie (…).
A jednak unikam towarzystwa, nie potrafię pielęgnować znajomości, lubię
samotność i milczenie. To wszystko wynika z przesytu życiem. Może uważasz, że
tego rodzaju nastrój duszy rodzi zazwyczaj myśli o ożenku. Nie, moja droga!
Znowu zmęczenie życiem sprawia, że jestem zbyt leniwy, aby nawiązać nowe
znajomości, zbyt wygodny, aby zakładać rodzinę.[1] Te słowa nie oznaczają jednak, że Czajkowski
nie odczuwał niczego do kobiet. W 1868 r. spotkał w Moskwie znakomitą
sopranistkę – Désirée Artôt. Choć nie była piękna, to jednak Piotr zapłoną do
niej gorącym i odwzajemnionym uczuciem, które spowodowało nawet plany matrymonialne.
Prawdopodobnie urzekła go siła emanująca
od tej starszej o pięć lat artystki, pewnej siebie, bo świadomej swych
sukcesów, oraz posiadającej w stylu bycia, a nawet w postawie wiele cech
męskich.[2]
Czajkowski napisał nawet dla niej Romans
f-moll op. 5. Mimo to dostał jednak kosza. W kilka miesięcy później panna Artôt
poślubiła bowiem hiszpańskiego barytona – Mario Padillę. Stało się tak
prawdopodobnie pod wpływem informacji od Mikołaja Rubinsteina, który miał ją
zniechęcić przekazując informacje o seksualnych skłonnościach Czajkowskiego.
Sam zaś kompozytor nie doznał dostrzegalnego urazu po nieziszczonym „planie”
ślubu. Myśli miał zajęte muzyką, niezmiennie oddawał się bowiem pracy i koncertowaniu.
Nie zawsze dzieła kompozytora były
akceptowane. Bywało więc, że i to cierpienie potęgowało w Czajkowskim depresję,
o czym napisał w jednym z listów w 1875 roku: Czuję się samotny i opuszczony, wprost lękam się ludzi, ogarnia mnie
smutek, nie przestaję myśleć o śmierci. Całymi dniami tkwię w pokoju, łamiąc
sobie głowę nad jakimś tematem i paląc papierosy (…). Najlepiej bym uczynił,
idąc do klasztoru.[3]
Jednak jego największą udręką było ogromne
cierpienie moralne i słabości związane z własnym homoseksualizmem. Dlatego w
końcu podjął nieodwołalną decyzję, by znaleźć sobie żonę, wyznając w 1876 r. w liście
do brata Modesta: Od dziś będę robić
wszystko, co tylko możliwe, aby znaleźć sobie żonę. (…) Pragnę ożenić się jeszcze
w tym roku, a jeśli nie znajdę w sobie dość odwagi, zrezygnuję przynajmniej z
dotychczasowych nawyków. Bolesnym jest dla mnie myśl, że ci, co mnie kochają,
muszą się nieraz wstydzić z mego powodu. (…) Chciałbym przez małżeństwo lub
oficjalny związek z kobietą zamknąć gęby tej zgrai, którą wprawdzie gardzę, ale
która niestety jest w stanie przysporzyć wielu trosk ludziom mi bliskim.[4] Oczywiście Czajkowski nie przeczuwał
jakie konsekwencje i katastrofalne skutki wiązać się będą z jego decyzją o
zawarciu małżeństwa z kobietą, wbrew własnej naturze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz