Skromność Jezusa polegała na tym, że On
mając w sobie dobro dzielił się nim w taki sposób, by ludzie, których obdarzał
dobrem, chwalili przede wszystkim Ojca Niebieskiego w niebie. Jak to osiągał?
Oto kilka czynników:
Obdarzał dobrem tych, którzy według
ówczesnej mentalności żydowskiej na nią nie zasługiwali, w tym chorych, których
dolegliwość uważano jako słuszną karę za grzech (np. trędowatych – usuwanych ze
społeczeństwa; „opętanych” – których każdy się bał, że posiadając
niewytłumaczalną i nieobliczalną „moc” mogą zrobić komuś krzywdę; chorych na
duszy, grzeszników – których unikano, jako „nieczystych”). Jeden z przykładów
zanotował autor Ewangelii wg św. Marka: Wtedy
przyszedł do Niego trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: <Jeśli chcesz,
możesz mnie oczyścić>. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł
do niego: <Chcę, bądź
oczyszczony!>. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. (Mk
1,40−42) W tym fragmencie widać, że
Jezus pragnął dobra dla cierpiącego człowieka, który poprosił Go o pomoc.
Współczując mu, uczynił dla niego szczególny znak życzliwości. Natchniony autor
nie zakończył jednak na tym relacji. Dodał jeszcze następujące wskazanie, które
uznał za ważne: Jezus surowo mu przykazał i zaraz go
odprawił, mówiąc mu: <Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się
kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na
świadectwo dla nich>. (Mk 1,43−44) W tej perykopie Jezus ukazuje swoją
pokorę wobec uczynionego dobra oraz wobec obowiązującego prawa izraelskiego
nakazującego złożenie ofiary po oczyszczeniu. Polecenie dane uzdrowionemu przez
Jezusa nie było jednak spełnione, ponieważ szczęśliwy człowiek wyjawił
„sekret”. Nie uczynił tego złośliwie. Być może było to spontaniczne, jako wynik
wielkiej łaski i radości jakich doświadczał: Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło,
tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach
pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego. (Mk 1,45)
Jezus nie pragnął rozgłosu. Po
uzdrowieniu trędowatego, oddalił się w inne miejsce. Nie zawsze jednak mógł
pozostać in cognito, nawet na obcym
terytorium. Tak było np., gdy udał się w
okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił [tam] do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w
ukryciu. Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana
przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka,
Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki (Mk
7,24−26). Córki jednak nie było z kobietą. Chora pozostała w domu. Jezus widząc
desperację i determinację głośno mówiącej, zgodził się na jej prośbę. Uzdrowił
dziewczynkę nie ruszając się z miejsca
swego pobytu. Wystarczyła modlitwa. Nie były nawet potrzebne zdolności
bilokacji. Dziewczynce pomogła wiara i miłość Jezusa oraz postawa kochającej
matki, która przyszła do Niego i wstawiła się za swą córkę. Relacja dialogu
Nauczyciela z Nazaretu z Syrofenicjanką (dotycząca uczynienia dobra dla
dziecka, obrazowanego jako karmienie chlebem wszystkich potrzebujących) kończy
się następująco: On jej rzekł: <Przez
wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę>. Gdy wróciła do domu,
zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł (Mk 7,29−30).
Zgoda
na krzyż, to kolejny dowód na pokorę Jezusa. Śmierć tego rodzaju w tamtych
czasach, była odbierana jako największe poniżenie i hańba. Na krzyżu wieszano
najgorszych złoczyńców. Tego rodzaju śmierć była okrutna i „widowiskowa”, by
skutecznie odstraszyć innych przed łamaniem prawa i buntem.
Po triumfalnym wjeździe do Jerozolimy
Jezus spotkał się z ogromnym poparciem prostego ludu i aż dziw bierze, że nie
ogłoszono Go wówczas nowym przywódcą narodu. Późniejsze jednak wypadki związane
z Jego aresztowaniem i skazaniem na śmierć zaskoczyły nie mniej jak
wcześniejsza euforia. Uczniowie rozpierzchli się zdając sobie sprawę, że mogą
być podobnie aresztowani i zgładzeni. Zgodnie
z wszelkimi prawidłami polityki i logiki śmierć przywódcy oznaczała kres ruchu
z Galilei.[1] Jezus umierając w masakryczny sposób
(na krzyżu), udowodnił, że nie zależy Mu
na chwale ludzkiej. Jednocześnie pokazał, że nie miał zamiaru walczyć ze
złem tego świata na sposób ludzki. Wolał ukazać najwyższą miłość i miłosierdzie.
Tym pokonał zło.
[1] Peter Seewald, Jezus Chrystus. Biografia, tłum. Jacek
Jurczyński, Wyd. Rafael, Kraków 2011, s. 25.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz