Determinacja Jezusa była połączeniem niezłomnej
decyzji w oddaniu się Bogu z ogromem miłości względem ludzi. Wewnętrzny gejzer światła
prawdy i mocy miłości był wciąż obecny w Jego męskim sercu. Jezus głęboko i
bardzo poważnie przeżywał fakt, że w Jego rękach jest złożony dar życia i
miłości od Ojca Niebieskiego oraz odpowiedzialność za nie. Świadomość tej
odpowiedzialności była dla Niego bramą do przyjęcia prawdy o sensie oddania życia
bliźnim poprzez ich umiłowanie.
Zapowiadany przez proroków mesjasz i ludzkie
wyobrażenia polityczne na jego temat były niezgodne z poznaniem przez Jezusa sensu
istnienia. Jezus nie poszukiwał dróg wyzwolenia z politycznego i gospodarczego
ucisku wiedząc, że tego typu zgorszenia
muszą przyjść (Mk 18,7). On natomiast odnalazł drogę duchowego wyzwolenia,
które pozwala osiągnąć spełnienie (zbawienie) na drodze miłości (a przez to
jedności z Bogiem), pomimo cierpienia panującego na świecie. W podążaniu tą
właśnie drogą, mocą był dla Jezusa nie tyle oczekiwany w duchu judaizmu
mesjasz, co sam Ojciec Niebieski. On,
jako jedyny Bóg, był dla Jezusa największą i najpotężniejszą podporą i
wsparciem na każde, nawet najcięższe chwile i doświadczenia w życiu.
Możemy się domyślać, że Jezus długo „dochodził”
do publicznej działalności (przez ok. 30 lat żyjąc „w ukryciu” – czyli zwyczajnie
w Nazarecie). Jego decyzja o rozpoczęciu misji „otwartej” (publicznej) nie
miała więc znamion pochopności, lecz była odczytaniem nadejścia właściwego czasu,
znamionując równocześnie Jego gotowość. Św. Jan ewangelista starał się pięknie to
zobrazować, suponując, że swą działalność publiczną Jezus rozpoczął od znaku w
Kanie Galilejskiej po dyskretnej sugestii Jego Matki: Nie mają już wina (J 2,3). Wniosek, jakoby Jezus o tym nie wiedział
czy też wymagał zachęty do czynienia dobra jest z gruntu fałszywy. Można tu
raczej odczytać, że świadomie przedłużał i wykorzystywał możliwości działania niejawnego w miłowaniu (o
czym sam nauczał − zob. Mt 6,3; 9,30). W późniejszym czasie niejednokrotnie też
wprowadzał w konsternację i zabraniał mówienia o sobie jako np. o Synu Bożym czy
mesjaszu (Mk 3,11; Łk 9,21; por. też J 2,4).
Oczywiście Jezus zdawał sobie sprawę z
własnej godności oraz wielkości dziecka i dziedzica Bożego, dlatego nie bał się
mówić o sobie z dumą Syn Człowieczy (np.
Mt 8,38; Łk 9,26)[1].
Jezus nie miał jednak ambicji narodowowyzwoleńczych. Jego myśli i serce
rozpalała przede wszystkim żarliwa miłość Boża. Każdy dzień z ludźmi, owocujący
mocą Bożej nauki, wiarą, dobrem i rozprzestrzenianiem się miłości, nie tylko utwierdzał
Go w jedności z Ojcem Niebieskim, ale i w słuszności podjętej decyzji o oddaniu
bliźnim. Przez wiele lat była to miłość niepubliczna w Nazarecie. Ostatnie lata
przed Golgotą były miłowaniem naznaczonym o wiele większym cierpieniem − podczas
działalności jawnej.
Serce Jezusa wypełniała
radość i wdzięczność z każdego znaku, który był Mu dany od Stwórcy. Wiedział
jednak, jak ważna jest wiara ludzi w otwarciu na Bożą miłość. Bez niej był niejako
„bezsilny”. Stąd też nie dziwi fakt, że bezpośrednio przed rozpoczęciem publicznej
działalności Jan Chrzciciel był dla Niego ogromnym pomocnikiem. Przygotowywał bowiem
i uwrażliwiał ludzkie serca na Boga. Dlatego więc tak wysoko ocenił jego odważną
postawę i działalność. Wyznawanie grzechów i symboliczne oczyszczanie przez zanurzenie
w wodach Jordanu czynione przez ręce Jana było jutrzenką oczyszczenia i
przemiany poprzez chrzest nawrócenia i „zanurzenie”
w Duchu Świętym (którego obrazował Jezus). Dlatego Syn Maryi powiedział o Janie,
że jest kimś wyjątkowym, niezłomnym w oddaniu Bogu i ludziom; człowiekiem czynu,
który poprzez swoją postawę i działalność jest najbliżej Jego misji. Św.
Mateusz ewangelista ułożył pochwałę Jezusa o Janie Chrzcicielu w sposób
następujący: Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na
wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w
domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą. Po coście więc wyszli?
Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o
którym napisano: «Oto Ja posyłam mojego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował
drogę». Zaprawdę, powiadam wam: Między
narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz
najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on. A od czasu Jana
Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je. Wszyscy bowiem Prorocy i Prawo
prorokowali aż do Jana. A jeśli chcecie przyjąć, to on jest Eliaszem, który ma
przyjść. Kto ma uszy, niechaj słucha! (Mt 11,7−15). W powyższej perykopie natchniony autor akcentując gniew zwrócił uwagę na rzecz znamienną:
wewnętrzny dynamizm, który przynagla do dobrego działania. Gniew, jako pozytywne poruszenie w duszy, winien być więc
wykorzystany jako odśrodkowa siła w sercu człowieka uwrażliwiająca na Boże
natchnienia i inspirująca do miłowania bliźnich. Ów gniew był obecny i w sercu Jezusa jako element determinujący − siła
przynaglająca i kierująca ku heroicznemu miłowaniu w każdym czasie i okolicznościach
życia. Nie dziwi więc fakt ostrej reakcji, jaką usłyszał Piotr od zagniewanego Nauczyciela
z Nazaretu: Zejdź Mi z oczu, szatanie!
Jesteś mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki (Mk 16,23).
Te słowa dowodzą jak bardzo Jezus był ogarnięty miłością.
[1] Określenie Syn Człowieczy jest wymienione 70 razy w
ewangeliach synoptycznych i 12 w Ewangelii wg św. Jana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz