Jezus bardzo pragnął rozeznać w swoim sercu jaka jest
wola Boża. Jego myśli były bardzo dynamiczne, płomienne i odważne. Przeżywał
wszystko, co może doświadczyć ludzkie serce, dla którego Bóg był Kimś ogromnie
ważnym. Oczywiście Jezus nie był wolny od pokus. Kiedy jednak przebywał na
modlitwie, wszystko oddawał w ręce Ojca. W pełni czuł zarówno swe
człowieczeństwo, wartość i godność dziecka Bożego.
Wiara i światło Prawdy pozwalały Jezusowi dokonywać
słusznych wyborów. Trwając w relacji miłości z Ojcem „promieniował” miłością na
ludzi. Przez ponad 30 lat czynił to „bezszelestnie”, „w ukryciu”,
niepublicznie. Był zwyczajnym mieszkańcem Nazaretu, który właściwie niczym się
nie wyróżniał od innych. Oczywiście znano Go, ale tylko jako „syna cieśli”.
Jezus miłował, ale bez poklasku, niejako „bez słów i bez znaków”.
Syn Maryi nie miał ambicji
polityczno-narodowowyzwoleńczych, mimo że widział uciemiężenie swojego narodu.
Wciąż jednak odczytywał duchowe znaki, jakie przynosiło Mu życie… Pewnego dnia
zapragnął włączyć się z jeszcze większą ofiarnością w życie dla innych.
Doświadczając Boskiego Aktu działającego w swym sercu, odnalazł ku temu
najprostszą i zarazem najtrudniejszą drogę – drogę miłości mimo wszystko (aż po
krzyż – publiczne poniżenie i hańbę). Owo doświadczenie światła miłości było
dla Jezusa tak piękne, proste i oczywiste, że nie mógł mu się oprzeć, nie mógł
już dalej żyć tylko „w ukryciu”...
W sercu Jezusa dojrzała więc myśl, że skoro Bóg
obdarzył Go miłością, to trzeba tę miłość wyrazić „głośno i dobitnie”,
przekazując ją dalej – ludziom. Rozpoznał, że do tego nie jest potrzebne ani
szlachetne urodzenie, ani majątek, ani władza. Wystarczy głęboka wiara,
miłujące serce i mężna decyzja.
Jezus nie „sprawdzał” Pana Boga. Jezus trwał w Ojcu.
On Mu od początku całkowicie zawierzył jako Syn – z odwagą i w pełnej wolności.
To była Jego decyzja i wyraz ogromnej ufności. Tym samym zaczął jakby „kroczyć
po jeziorze” – w całkowitym zawierzeniu Ojcu.
Jezus znakomicie pokonywał duchowe przeszkody, które
jak „pagórki zmieniały swe położenie” umożliwiając Mu przekraczanie samego
siebie, kiedy w swym sercu rozpoznawał i doświadczał, że miłując zwycięża zło,
grzech i śmierć. Było to możliwe dzięki Jego tytanicznej wierze, wrażliwości na
rzeczywistość transcendentną, wyniesione z domu wychowanie oraz nieustanne,
duchowe doświadczanie miłości Boga w Jego życiu i sercu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz