Gdy
[Jezus] przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci
na połów!» A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie
ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci.» Skoro to uczynili, zagarnęli tak
wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na
współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i
napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr
przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek
grzeszny» (Łk
5,4−8).
Kiedy myślę o tym wydarzeniu, dotyczącym
spotkania Jezusa z rybakami i ich obfitego połowu ryb, uderzają mnie
szczególnie słowa Nauczyciela: Wypłyń na
głębię (Łk 5,4). Jezus zaprasza rybaków, by jeszcze raz spróbowali. Motywuje
do pracy w momencie największego umęczenia, który wydaje się być bez nadziei.
Szymon przedstawia odczuwalny stan biedy i porażki: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili (Łk 5,5). Ich połów trwał wiele godzin i to w
bezsenną noc. Był pełen wysiłku, niestety − bezowocnego. Sieci i łodzie pozostały
puste. Żony i matki rybaków wkrótce miały się o tym dowiedzieć. Fakty
przytłaczały. Rzeczywistość była bardzo smutna. A przecież mężczyźni znali się
na swym fachu, bo od zawsze byli rybakami.
W tamtą pracowitą noc można było modlić
się, ale i stracić nerwy − nabluzgać na swój los, mozolną pracę i „nieobecne”
ryby, które jak na złość, pochowały się gdzieś w głębinach Jeziora
Galilejskiego. Szymon przyznał: Odejdź
ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny (Łk 5,8). Nieudany połów
odbierał jako wynik oddalenia od Boga.
W nieznajomym Jezusie było jednak coś
wyjątkowego, co przekonało Szymona, by ponownie spróbować i wypłynąć na głębię:
Mistrzu… Lecz na Twoje słowo zarzucę
sieci (Łk 5,5). Rybak wciąż był
pełen obaw, a mimo to wypłynął raz jeszcze na jezioro (a z nim pomagający mu współtowarzysze).
Zawierzenie i determinacja Szymona spowodowały, że sytuacja beznadziejna niemal
z minuty na minutę zaczęła się diametralnie zmieniać: Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich
zaczynały się rwać (Łk 5,6). Teraz
to już nie brak ryb był problemem, ale ich nadmiar. W tej sytuacji rybacy
podjęli bardzo racjonalną decyzję: Skinęli
więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci
podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały (Łk 5,7). Połów był imponujący, jak nigdy dotąd:
I jego bowiem, i wszystkich jego
towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali, jak również Jakuba
i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona (Łk 5,9−10).
Doświadczenie pracy, wbrew niepowodzeniom, dało
rybakom wiele do myślenia. To była prawdziwa lekcja życia. Ciężka praca została
uwieńczona sukcesem. Lecz nie byłaby powodem aż takiej satysfakcji, gdyby można
było ją wykonać łatwo, szybko, przyjemnie i cudzymi rękoma. Mimo wewnętrznej radości
z udanego połowu, Jezus zadziwił Szymona po raz kolejny: Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił (Łk 5,11). Nauka Nauczyciela była bardzo
inspirująca i pociągająca. Trafiała w samo serce. Na taką głębinę zwykli,
biedni rybacy jeszcze nie wypływali. Tamtego poranka dowiedzieli się jednak, że
człowiek może uczynić coś wspaniałego. I
przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za (…) [Jezusem] (Łk
5,11).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz