Druga z pokus Jezusa, opisana w
Ewangelii wg św. Mateusza, dotyczyła relacji Syna Człowieczego względem Ojca
Niebieskiego. W narracji perykopy Jezus doznawał pokusy mającej na celu
złamanie Jego zaufania do Boga. Autor opisu i tym razem konsekwentnie posłużył
się obrazem metaforycznej „walki” Syna Człowieczego z szatanem − jako
spersonifikowaną figurą konceptualną zła. Pokusę wyraził w formie logicznego
wywodu, słowami: Jeśli jesteś Synem
Bożym, rzuć się w dół [będąc na narożniku świątyni], jest przecież napisane:
«Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie
uraził swej nogi o kamień» (Mt 4,6; zob. Ps 91[90],11n). Zagadnienie
zaufania Jezusa do transcendentnego Stwórcy jest w tym wypadku zasadniczym tematem
podanym do refleksji.
Niewątpliwie
konfrontacja ze złem nie należała do rzadkości w życiu Jezusa. Stąd można
powiedzieć, że Syn Człowieczy nieustannie zderzał się z pokusami. W rozważanej
perykopie, w scenerii pustyni, zostało to wyrażone bardzo skrótowo oraz
symbolicznie. Tym razem natchniony autor poruszył temat niezwykle ważny, który
dotyczy intymnej więzi Jezusa z Ojcem. Skoro Syn Maryi doznawał pokus w tej
dziedzinie, oznacza to, że mógł odczuwać noc ciemną duszy. Mógł doznawać
ciemności duchowych, momentów bez odczuwania
pomocy Bożej, bez wsparcia Ojca i Jego błogosławieństwa. W takich chwilach
okazanie zaufania Bogu było jak doświadczanie złota w ogniu. Wśród możliwych
ciemności duchowych, Jezus mógł doświadczać oschłości na modlitwie, lęku przed zderzeniem
z rzeczywistością zatwardziałości serc faryzeuszy, obaw przed przyszłym podważeniem
obowiązujących przepisów Prawa, jak i przed karą ze strony ortodoksyjnych Żydów
(śmiercią). Jezus mógł doznawać rozterek związanych ze świadomością ograniczoności
natury ludzkiej czy też obaw przed tym, co nieznane, po wyborze drogi pod prąd.
Zdawał sobie sprawę z nadchodzącego odrzucenia ze strony ludzi, ich krytyki i
niezrozumienia Jego działalności. Jezus wiedział, że nie wszyscy ludzie Go
przyjmą i Mu zaufają, że będzie prześladowany i zabity za głoszoną naukę. Mimo
to czuł, że tą trudną drogą trzeba pójść, ponieważ ona jest prawdziwa i
najgłębsza w okazaniu miłości bliźnim. Tylko jednej rzeczy nie mógł przewidzieć:
zachowania ludzkiego, wynikającego z wolnej woli jednostek.
Wszystko
to, na gorącym, „pustynnym piasku” rozważań rekolekcyjnych, było w sercu Jezusa przestrzenią pogłębiania zaufania
do Ojca. Jezus głęboko jednak wierzył, że skoro Bóg natchnął Go i uzdolnił (predysponował)
do czynów, które On – jako Syn Człowieczy odczytał w stanie Dobra i Prawdy Najwyższej,
to otrzyma stosowną pomoc w trudnej godzinie. Ponieważ zaś osobiście to przeżył,
później dzielił się swym doświadczeniem z innymi, głosząc: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało... (Mt 10,28); Nie martwcie się o to, jak ani co macie
mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy
będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego, będzie mówił przez was. (…) Będziecie
w nienawiści u wszystkich z powodu Mego imienia, lecz kto wytrwa do końca, ten
będzie zbawiony. ... (Mt 10, 19−20.22). Jest zatem wielce prawdopodobne, że
słowa te, to echo Jezusowych rozważań modlitewnych, zbudowanych na bazie
osobistych doświadczeń duchowych.
Wobec
wspomnianej drugiej pokusy Jezus, jako Człowiek pełen tytanicznej wiary, dał
dowód całą swoją postawą i życiem, że ufa Ojcu i nie żąda spektakularnych znaków,
by doświadczyć Jego opieki. Na starcie swej drogi w pełni umacniał Go fakt, że
istnieje i jest miłowany przez Stwórcę. Te elementy były dla Jezusa głównymi
dowodami błogosławieństwa Bożego. Trwanie w miłości odczytywał jako trwanie w
Ojcu. Duchowym pokarmem dla Jezusa było miłowanie. Miłowanie bowiem było wolą
Ojca, jako odpowiedź na Jego miłość. Dlatego w innym miejscu powiedział uczniom:
Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego,
który mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (J 4,34).
Jezus,
ufając Ojcu, nawet albo przede wszystkim w momentach ciemności i oschłości
duchowych, doświadczał ogromnego wewnętrznego ubogacenia, z którego wypływała
Jego mądrość i moc. W tym właśnie sensie Jezus mógł rozumieć metaforyczne „niesienie
na rękach aniołów”, czyli Bożą opiekę. Opatrzność Boża była więc obecna w Jego
życiu nieustannie, choć nie oznacza to, że Jezus odczuwał ją cały czas zmysłowo i z wewnętrzną pociechą.
W Jego relacji do Boga królowała pewność o stałej i wiernej miłości Ojca
Niebieskiego. Syn Człowieczy pokazywał, że prawdziwa miłość opiera się na więzi
przyjaźni, szacunku, empatii i zaufaniu. Jego osobistym wyrazem miłości do Boga
było pełne zawierzenie Ojcu i oddanie bliźnim. Pokonanie pokusy św. Mateusz
wyraził ripostą Jezusa skierowaną do szatana: Ale jest napisane także: «Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga
swego» (Mt 4,7; zob. Pwt 6,16).
Syn
Człowieczy stale pielęgnował swe zaufanie do Boga, a owocem Jego silnej więzi z
Ojcem było choćby uzdrawianie na odległość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz