Gautier klasyfikował ówczesnych sobie dziennikarzy na:
„moralistów”, „utylitarnych”, „postępowych”, „zblazowanych” i krytyków
„oczekujących”.
Poeta nie zgadzał się
z chwaleniem i uznawaniem za piękno jedynie tego, co było dawniej.
Twierdził, że klasycy tacy, jak Molier, Marivaux czy La Fontaine,
których lekturę i naśladowanie zalecali felietoniści, znacznie przewyższają w
zuchwalstwie i braku poczucia moralności nowe, romantyczne dzieła. Nazywał to
„pospolitą taktyką dziennikarzy, którzy zawsze przedkładają to, co się robiło
niegdyś, nad to, co się napisało teraz. (...)
Wystarczyłoby [np. Victorowi Hugo] napisać traktat teologiczny albo książkę
kucharską, aby uznali, iż jego dramaty są wspaniałe!”. Taką postawą chcieli,
zdaniem Gautiera, „dać pieprzyk skandalu swoim nędznym ramotom, (...) [których
nikt by] nie czytał, gdyby zawierały jedynie osobiste poglądy krytyka”[1].
Na
stałe pytanie dziennikarzy „utylitarnych”: W jaki
sposób można daną książkę dostosować do umoralnienia i dobrobytu
najliczniejszej i najbiedniejszej klasy? w przypływie furii
krzyczał: „Nie, (...), książka nie jest zupką na bulionie, powieść nie jest
parą butów ani sonet lewatywą!”. Tym zaś, którzy szukają „użyteczności”
książek, odpowiadał: „To, co jest użyteczne dla jednego, nie jest dla drugiego.
[Jeśli np.] „ty jesteś szewcem, [a] ja poetą (...), słownik rymów jest mi
wielce użyteczny; [natomiast] tobie przy łataniu starych butów nie zda się na
nic.” I dodawał jak prawdziwy romantyk: „Wolałbym raczej trzewik rozpruty,
niż wiersz źle zrymowany i chętniej bym się obszedł bez butów, niż bez
poematów.” Ironicznie rozumując postawę krytyka „utylitarnego”, podawał
przykład z kwiatami, które (ze względu na swój brak „użyteczności”)
radził wyplewić i zamiast nich zasadzić pożywną kapustę. Nie wahając się
ciągnąć tę farsę dalej, Gautier z odwagą pytał: po co nam piękność
kobiety, malarstwo czy muzyka? – i sam odpowiadał odważnym credo:
„Prawdziwie piękne jest jedynie to, co nie może przydać się na nic; wszystko co
użyteczne, jest brzydkie, bo jest wyrazem jakiejś potrzeby, a potrzeby
ludzi są plugawe i wstrętne, jak ich ułomna natura.”. Dając zaś świadectwo
o sobie, stwierdzał z nutą prowokacji: „(...) należę do ludzi, dla
których zbyteczne jest niezbędnym; cenię rzeczy i ludzi w odwrotnym
stosunku do usług jakie mi oddają. (...) Wyrzekłbym się z radością praw
obywatela i Francuza, aby w zamian oglądać autentyczny obraz Rafaela
lub piękną nagą kobietę (...).”[2].
Gautier
nie zgadzał się z teorią dziennikarzy „postępowych”, dla których
„doskonalenie” odbywa się poprzez literaturę. Kpiąc sobie z takiego podejścia
krytyków do dzieł mówił, że dla niego dowodem „udoskonalenia” człowieka byłoby
posiadanie np. drugiego żołądka, oczu z tyłu głowy lub skrzydeł, aby
mógł zaoszczędzić na omnibusie. Jednak poważnie podchodząc do tego zagadnienia,
brak „doskonałości” widział przede wszystkim na płaszczyźnie wiary,
stwierdzając: „[Starożytni] mieli trzy lub cztery tysiące bogów, w których
wierzyli, my [natomiast] tylko jednego, w którego nie wierzymy; postęp, zaiste,
dosyć osobliwy!”[3].
Poeta
był równie oburzony na tzw. „zblazowanych” lub „zimnych” felietonistów, którzy
już w wieku 20 lat twierdzili, że nic nie jest w stanie ich zaskoczyć
i wzruszyć. Uważał, że należałoby zająć się krytyką samych krytyków,
bowiem w imię moralności i piękna niesłusznie oraz bez żadnej
odpowiedzialności strofują młodych literatów, niszcząc tym samym wielu
utalentowanych twórców.
Bezpodstawne
dla Gautiera było uznawanie wszystkiego, co w obecnych mu czasach zostało
napisane, za niemoralne i złe. Taktykę doceniania przez krytyków
„oczekujących” jedynie dzieł „jutrzejszych”, wraz z nagminnym odrzucaniem
literatury „teraźniejszej”, porównywał do promocji, która nigdy się nie ziści,
ponieważ należy zawsze do przyszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz