Poprzez nieśmiertelną duszę człowiek
został obdarzony zdolnością kochania. Zdolność ta upodabnia mistycznie do Boga,
którego rdzeniem oraz sensem istnienia i wszelkiego działania (tchnienia) jest
miłowanie. Skoro zaś upodabnia do Ojca, to i do Syna Człowieczego, który Go
najdoskonalej i najdobitniej objawił. Można więc powiedzieć, że człowiek ma niejako wpisany w sobie obraz
Chrystusa[1]. Jezus
poprzez nauczanie i działalność, a przede wszystkim swoją postawę oddania
drugiemu człowiekowi (aż po krzyż), przetarł szlak ku pełni chwały w świętości.
Stanowi jednocześnie wzór duchowej dojrzałości osoby ludzkiej zjednoczonej z
Bogiem poprzez miłość.
Człowiek jest osobą wolną i rozumną. Może
więc świadomie zrezygnować ze wszystkiego, nawet z wiary i z życia. Bez względu
jednak na jego decyzje i postępowanie Pan Bóg będzie wciąż go miłował. Człowiek
nie może zrobić nic, by Bóg kochał go bardziej niż teraz. Nie może również
uczynić nic, by kochał go mniej (choćby dopuścił się najcięższych przewinień).
Bóg bowiem zawsze miłuje, kocha najbardziej − w pełni. Kiedy człowiek grzeszy,
można powiedzieć, że Ojciec „boleje”, „smuci się”, „cierpi” i „płacze” nad
każdym, kto odchodzi od Źródła miłości i gubi się. Przez grzech człowieka powstaje wewnętrzne rozdarcie egzystencjalne,
wyrażające się w zagubieniu prawdziwego celu swego życia.[2]
Możliwość zgrzeszenia nie wynika z tolerancji Boga na
zło, lecz z szacunku, jaki Bóg okazuje
autonomii moralnej człowieka, jako właściwego sprawcy grzechu.[3]
Ba. Ojciec nie tylko nie karze za błędne użycie przez człowieka wolnej woli i
rozumu, ale pomaga mu w nawróceniu, potrafi
[też] obrócić grzech w dobro[4]. To świadczy o Jego miłości. Najdobitniejszym
tego dowodem jest historia Syna Człowieczego. Jezus Chrystus stał się największym
znakiem uobecniającym działanie łaski i miłosierdzia Bożego względem wszystkich
ludzi, a szczególnie tych, którzy stali się odpowiedzialni za Jego śmierć
krzyżową: Wobec tego arcykapłani i
faryzeusze zwołali Wysoką Radę i rzekli: «Cóż my robimy wobec tego, że ten
człowiek czyni wiele znaków? Jeżeli go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w
Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród».
Wówczas jeden z nich, Kajfasz, który w owym roku był najwyższym kapłanem, rzekł
do nich: «Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest
dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród». Tego
jednak nie powiedział sam od siebie, ale, jako najwyższy kapłan w owym roku,
wypowiedział proroctwo, że Jezus miał umrzeć za naród, a nie tylko za naród,
ale także, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. Tego więc dnia
postanowili Go zabić (J 11,47−53). Oczywiście ewangelista dołącza do faktów
historycznych własną interpretację teologiczną wydarzeń poprzedzających śmierć
Jezusa z Nazaretu. Faktem nie do zaprzeczenia jest zło i grzech zabicia niewinnego
człowieka. Zmartwychwstanie ukazuje, że Pan Bóg przyjął ofiarę miłości Jezusa i
uczynił ją skuteczną, zbawczą (choć, de
facto, nie żądał krwi). Zło nie było zatem wolą Bożą, lecz decyzją ludzi. Sam
Jezus zniósł cierpliwie prześladowanie. Oddał życie do końca miłując. Kochając
uczynił krzyż hańby krzyżem chwały. Zamknął oczy z modlitwą na ustach za swoich
bliźnich i za nieprzyjaciół. Syn przywrócił nas Ojcu. Dał człowiekowi możliwość
powrotu do Boga. Miłość na wzór Chrystusa jest drogą do zbawienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz