Aż wreszcie przyjdzie dzień, kiedy już
na wszystkie strony przebadaliście siebie nawzajem i siebie osobiście, i będzie
ślub. W tiulach czy na gładko, nowocześnie, z trenem, który niosą dzieci, albo
na krótko, do kolan, w kapeluszu – już całkiem modnie, albo z wiankiem na
głowie – po staromodnemu. Ale zawsze z kwiatami w ręce. W smokingu i w
lakierkach, z muchą pod szyję, albo po prostu w ciemnym garniturze i zwyczajnym
krawacie, ale zawsze przystojny i zdenerwowany, biały z przejęcia.
Przychodzicie do kościoła, który pełen Twoich przyjaciół, znajomych ludzi,
którzy chcą uczestniczyć w Waszym święcie. Bo to będzie publiczne wyznanie. Boś
Ty nie tylko osoba, Tyś nie tylko indywiduum, Tyś stworzenie społeczne, Ty
budujesz społeczeństwo, społeczeństwo buduje Ciebie. Wobec tego takie akty będą
zawierane publicznie. Nie ma tajemnic. I Ty wyznajesz publicznie, że: „Ślubuję
miłość, wierność i uczciwość małżeńską, i że Cię nie opuszczę, aż do śmierci.
Tak mi dopomóż Bóg i wszyscy święci.”
Dawniej lubiłem bardzo dawać śluby.
Cieszył mnie widok młodej pary, świadków, gości. Na chórze śpiewał ktoś Ave Maria, na skrzypcach grał ktoś.
Cieszyłem się razem z nimi ich cieszeniem się.
Teraz lubię świętować 5-lecia, 10-lecia, 15-lecia, 25-lecia, 50-lecia
najbardziej, bom się sparzył. Bo zbyt często przychodzili do mnie ci młodzi
ludzie: panna młoda już taka nieelegancka jak przy ślubie, a na pewno nie taka
szczęśliwa, jak wtedy, ale wprost przeciwnie:
-
Proszę księdza, ja się pomyliłam.
Z
płaczem, albo bez płaczu. Z roztarganą czupryną, albo nawet uczesaną.
-
Ja kogo innego wzięłam za mąż. Przekonałam się dopiero jak to wygląda naprawdę,
jak to jest teraz.
Przychodzi
do mnie ten pan młody, ale już nie taki elegancki, jak wtedy, stwierdzając że:
-
Głupia jak gęś, myśli tylko o pieniądzach, a ja mam być maszyną do robienia
pieniędzy. Ogląda się za innymi chłopami i nic mnie z nią nie wiąże. Co to
jest? Niech ksiądz powie, bo ksiądz myślał, bo ksiądz się spotyka z tym. Co to
jest?
-
Albo nie było miłości, a pokochali kawałek ciała, albo dlatego, że teściowa
przystojna, albo dlatego, że teściowa bogata, albo dlatego, że on wykształcony,
albo dobrze usytuowany, albo że gotowe mieszkanie – nawet i takie prozaiczne
argumenty mogą wchodzić w rachubę. Albo miłość się skończyła.
-
Jak to miłość się skończyła? Przecież miłość jest wieczna.
-
Tak, miłość jest wieczna. Tylko weź pod uwagę, że miłość, to nie jest czek,
albo pakiet pieniędzy, który możesz wsadzić w kieszeń. Miłość to dar, ale i zadanie. To jest danie, ale i zadanie. Trzeba
się troszczyć o swoją różę –
mówił lis Małemu Księciu. Trzeba się troszczyć o swoją różę, chociaż taka
czasem aż śmieszna, pretensjonalna niekiedy. Trzeba się troszczyć o swoją różę.
Ochronić przed ostrym światłem słońca, ogrodzić przed szkodnikami, by nie
obgryzły, albo nie zagryzły. Okopać, podlewać. Trzeba się troszczyć o swoją
różę. Mówisz codziennie, że kochasz? Mówisz mu codziennie, że kochasz? Mówisz
jej codziennie, że kochasz?
-
Co mam mówić? Przecież ślub my brali. To wtedy powiedziałem. Chyba wystarczy na
całe życie raz. Jak się powie słowo, to słowo.
-
Stary, do kogo ta mowa? Nie jesteśmy
aniołami. Jakbyś był aniołem, to mógłbyś raz powiedzieć (albo kompjuterem).
Ale jak jesteś człowiekiem, to trzeba mówić ciągle. A przytulisz codziennie? A
pogłaszczesz codziennie?
-
Eee, ja do takich rzeczy to się nie nadaję. Nie umiałbym.
-
Naucz się.
Trzeba
dbać o swoją różę. Trzeba dbać o swoją miłość:
A na śniadanie
zrobię ci najlepszą jajecznicę na świecie.
Przyniosę ci
świeżutkie bułki ze sklepu.
Masełko będzie
prawie prosto od krowy.
A ja przy okazji
widziałem już taką spinkę do włosów. Będzie ci w niej na pewno bardzo ładnie.
Trzeba
dbać o swoją różę.
cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz