Aż przyjdzie dziecko. Jeszcze nie
będziesz wiedziała, czy to naprawdę. Jeszcze nie będziesz wiedział naprawdę,
czy ona już poczęła Twoje dziecko.
Razu
pewnego Hitchcocka pytano: „Jaka jest recepta na dobry film kryminalny?”
(Hitchcocka – klasyka kryminalnego filmu, świętej pamięci). I wtedy on
powiedział:
-
Film kryminalny musi zaczynać się trzęsieniem ziemi.
-
Trzęsieniem ziemi? Chyba kończyć?
-
Nie, ma się zaczynać trzęsieniem ziemi.
-
Po trzęsieniu ziemi nie ma już nic większego!
-
Ma się zaczynać trzęsieniem ziemi, a potem napięcie ma wzrastać.
Małżeństwo zaczyna się ślubem, a potem
napięcie ma wzrastać. Wzrastać! Dbaj o to, by wzrastało. A takim elementem w
tym wulkanie miłości małżeńskiej, takim gejzerem nowym – jest dziecko. Jak będziesz je miała w swoim łonie, wiedz o
tym, że ono z Tobą żyje. Tobą żyje! Ty żyjesz jego życiem, ono żyje Twoim
życiem. Żyjecie razem! Jak mówisz prawdę, to ono też mówi prawdę. Jak kłamiesz,
to ono też kłamie. Jak mówisz pięknie, to ono też mówi pięknie. Ty klniesz, to
ono też klnie! Jest zazdrosne, jest wściekłe, jest niechętne, jest nienawistne
– takie, jak Ty! Nie ma cudów. To jest jedno życie, jeszcze wciąż jedno życie.
Ty karmisz je swoją krwią, oddechem, Twoją psychiką, Twoim całym życiem. Każdy
kaszel, każdy płacz, wszystko, co się z nim dzieje przejmuje Cię do głębi.
Każde niespanie, każdy niepokój, każdy uśmiech, każde rozpoznanie Cię,
zareagowanie na wezwanie, każde przytomne spojrzenie – to jest szczęście Twoje.
Kto nie był matką, nie może sobie tego wyobrazić. Najwyżej wtedy, kiedy
obserwujesz taką matkę nachyloną nad swoim dzieckiem jak z nim rozmawia. To
czasem Ci się zdaje, że Ty śnisz, że ktoś potrafi tak oddać się całkowicie
drugiemu człowiekowi jak matka dziecku, jak ojciec dziecku. Przedtem nie
podejrzewałaś, że ją stać na to, nie przyszłoby Ci do głowy, że on będzie
zdolny do takiego poświęcenia.
Nowy
gejzer miłości, który nazywa się dziecko. Pierwsze kroczki, tylko że te
kroczki zaczną prowadzić i poza próg, i na korytarz, i do sąsiadów, i po
schodach na razie pupą zjeżdżając, a potem już na nóżkach, i na pole, i do
ludzi. Coraz bardziej, coraz częściej czuć będziesz, że wymyka Ci się z Twojego
łona, z Twoich ramion, z Twojego posiadania go, że jest samodzielnym
człowiekiem i ma swoje zdanie na rozmaite tematy, i swoje decyzje, które go
kierują w ten wielki świat. I będziesz coraz bardziej rozumiała, że wychowywać,
to mu pomagać stawać się człowiekiem, a nie trzymać go dla siebie (że to tylko
małpia miłość), że Ty możesz stworzyć z niego człowieka, albo niedojdę, karła,
przez Twoją zaborczą miłość. A więc musisz mu pozwalać wchodzić w ten świat.
Tylko, gdy będzie wracał z tego świata z podbitym okiem, albo z podbitym
sercem, żeby wiedział, że ma tę matkę, że ma tego ojca, gdzie może się wyżalić,
wypłakać, naopowiadać, nabrać sił, nabrać miłości na dalsze zmaganie się z
życiem. Nabierać miłości w domu we wszystkich sprawach, łącznie z zawodem,
gdzie usłyszy:
-
Nie wybieraj takiego zawodu, gdzie dobrze zarobisz, tylko wybierz taki zawód,
który chcesz pełnić. A pracę znajdziesz, bo wszystko potrzebne jest ludziom.
I bądź przygotowany, bądź przygotowana
na to, że dojdzie do buntów, że to dziecko Ci zarzuci, żeś staromodny, żeś
staromodna, żeś zacofana, że nie tak, żeś nie postępowa, że dziecko teraz
trzeba inaczej wychowywać niż Ty wychowujesz jego, czy ją. Usłyszysz swoje
słowa w jego ustach jako zarzut przeciwko Tobie.. Znajdziesz swoje myśli, swoje
tęsknoty, swoje plany w jego ustach jako zarzut przeciwko Tobie. Ze
zdziwieniem, z żalem, boleścią, z cierpieniem, aż się może zdarzyć, że Ci
przyprowadzi Twoja córka chłopca i powie, że to jest jej chłopiec. Chociaż Ci
się nie będzie podobał wcale. Może Ci przyprowadzić Twój syn dziewczynę i
powiedzieć, że: „to jest moja dziewczyna”, chociaż Ci się nie będzie podobała
wcale. I to będziesz próbował omówić, przedyskutować, wszystkie „za” i
wszystkie „kontra” wiedząc, że ostateczna decyzja należy do niego, do tego
dziecka Twojego. I może się zdarzyć, że Cię na ślub nie zaprosi! I może się
zdarzyć, że Ci tylko powie:
-
Pamiętaj, jak ja urodzę dziecko, to tobie od tego mojego dziecka wara! Ja będę
je wychowywała!
Żebyś
miała na tyle mądrości, żebyś miał na tyle roztropności, cierpliwości, żeby to
przyjąć. Bądź spokojny, bądź spokojna. Przyjdą i poproszą. Tylko Tobie będzie
coraz bardziej smutno, żeś taki dom szeroki przygotowała, żeś taki wielki dom
zbudował dla Was dwojga i dla wszystkich dzieci. I naraz okaże się, że ten dom
zrobił się pusty. Dzieci poszły w świat, pozakładały swoje domy. A wyście w
dwójkę znowu zostali z powrotem.
Moja znajoma była przy śmierci swojej
matki w szpitalu, bo ciężkie choroby tę starszą panią opętały. I w którymś
momencie zobaczyła, że mama szarpie się, chce wyrzucić i wyrwać z żył wetknięte
igły z kroplówek. Nachyliła się i mówi:
-
Mamo, to musi być, bo to Cię odżywia.
I
nagle spostrzegła, że mama coś mówi do niej. Nachyliła się i dosłyszała:
-
Do domu. Ja chcę do domu.
Masz prawo umierać w domu. Budowałeś ten
dom całe życie. Masz prawo umierać w domu. To jest ostatni egzamin, jaki
zdajesz przy matce, czy przy ojcu umierającym. Zdajesz ostatni egzamin przed
nauczycielem, który się nazywa Miłość. Żebyś ten egzamin zdał, żebyś tego
egzaminu nie przeoczyła, bo sobie potem tego nie przebaczysz. Amen.
ks. Mieczysław Maliński
Dzień dobry Marto
OdpowiedzUsuńBardzo dojrzałe, poruszające i piękne kazanie. Bardzo podziwiam i szanuję ludzi, którzy pięknie przechodzą przez życie. Dużo na „nim” wybojów, nierówności, gwałtownych szoków, niespodzianek, ale można je przechodzić z godnością i dostojeństwem. Szkoda tylko, że człowiek sam nie jest w stanie określić na ile jest zdolny rozwiązywać dane problemy lub radzić sobie w trudnych sytuacjach zanim one nadejdą. Widocznie tak to musi być.
Życzę miłej niedzieli Marto i pozdrawiam
Grzegorz