Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 marca 2015

Miłość w małżeństwie - cz.3.



Chrześcijaństwo uobecniają ludzie pełni wiary, odważni i pracowici, którzy stawiają sobie wymagania. Oni usłyszeli głos Chrystusa, który zaprasza do podejmowania wyzwań, do realizowania maksymalistycznego projektu życia, który wymaga głębokiej zmiany nie tylko naszej mentalności, ale serca – najgłębszych, duchowych sfer człowieka. [Bowiem] to z duchowości, która rodzi się w sercu człowieka pod wpływem Ducha Świętego, wypływa zasadnicza zmiana życia, a nie z zewnętrznego i mechanicznego podporządkowania się normom moralnym.[1] Można powiedzieć, że do tego typu postawy potrzeba wytrwałości i czasu, również w powołaniu małżeńskim. Na tym polu chrześcijaństwo to kreatywność, pasja życia, praca nad sobą, troska o małżeństwo, odpowiedzialność za dom, pracę… to świętość w codzienności[2]. Nie jest to łatwe i nie osiąga się tego od razu. Proces dojrzewania powołania małżeńskiego trwa w czasie i nie można go przyśpieszyć. Małżonkowie, którzy świadomie biorą udział w procesie duchowego wzrostu, powoli, w trudzie i pośród upadków uczą się integrować instynktowne poruszenia ciała z wyższą duchowością. Duch Święty cierpliwie kształtuje nowy styl życia i powoli uzdalnia ich do życia coraz bliższego Ewangelii.[3]    
Dawniej ludzka świadomość wyraźnie dostrzegała, że akt seksualny w swojej najgłębszej istocie, z samej swojej natury, jest aktem namiętnej miłości ukierunkowanej na urodzenie dziecka. Ze statystyk wynika, że większość aktów seksualnych przypada na okres niepłodny kobiet, którym w tym czasie trudniej okazywać chęć zbliżenia. Dzieje się tak dlatego, że po szczycie estrogenowym zmniejsza się libido i ogólne zainteresowanie seksem.
Zaobserwowano, że o sile libido decyduje dopamina – neuroprzekaźnik wytwarzany w mózgu. [Nie dziwi więc fakt, że] jej poziom podnosi dobra relacja małżeńska (obniża zaś stres, a więc kłótnie i awantury). Dlatego często po szczerej rozmowie, uczciwej wymianie poglądów, prawdziwym dialogu, małżonkowie odczuwają przypływ uczucia zakochania i tym samym zwiększone pragnienie współżycia seksualnego.[4]  
Dziś sytuacja pożycia seksualnego jest bardziej złożona. Tematów z tej dziedziny wciąż przybywa. Promuje się poczynanie dzieci w małżeństwie wedle metod naturalnych, obserwacji temperatury i cyklu płodności kobiety. Współczesna świadomość tych zagadnień oraz odpowiedzialne podejście do sfery seksualnej rodzi nadzieję na szacunek dla płci i dojrzałość postaw. Mimo, iż przekazując życie, rodzice realizują jeden z najważniejszych wymiarów swego powołania: są współpracownikami Boga[5], warto zauważyć, że gdy istnieje powód, aby nie przekazywać życia, wybór taki jest godziwy, a może nawet być obowiązujący.[6] We współżyciu nie chodzi (…) o to, aby akt seksualny zawsze bezpośrednio zmierzał do poczęcia dziecka (był aktem prokreacyjnym w pełnym tego słowa znaczeniu), ale aby jego podjęcie nie było związane z działaniami przeciwko płodności ludzkiego ciała oraz by nie ingerowało w procesy zachodzące w ciele kobiety i mężczyzny[7].
Życie w małżeństwie, przyjmowane i budowane każdego dnia, może niezwykle rozwinąć, chociaż zdaje się jedną z najtrudniejszych dróg w życiu. Wiara w Boga i Jego moc uzdalniają jednak człowieka do nawiązania niezwykle bliskiej relacji z drugą osobą, tak intymnej i pełnej oddania, że nazwanej związkiem miłości, którego owocem może być ludzka istota – nowy człowiek. Zarówno macierzyństwo, jak i tacierzyństwo stają się wówczas szansą do ogromnego wzrostu żony i męża na drodze miłości bliźniego.




[1] K. Knotz, Seks, jakiego nie znacie. Dla małżonków kochających Boga, Wyd. Św. Paweł, s. 110.

[2] Tamże.

[3] Tamże, s. 124.

[4] Tamże, s. 70.

[5] Tamże, s. 100.                          

[6] Jan Paweł II, Przemówienie podczas audiencji w Castel Gandolfo 17 lipca 1994, w: Rodzino, co mówisz o sobie?, Kraków 1995, s. 415−416.


[7] K. Knotz, Seks…, s. 97.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz