Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 2 października 2014

Fryderyk Chopin (cz.2.)



Na emigracji Fryderyk odniósł niebywały sukces jako niepowtarzalny i oryginalny artysta. Sam Chopin [w latach uznania i sławy], zawsze trzeźwy, niezarozumiały i krytyczny wobec siebie i innych, nie dał się odurzyć pochwałom (…)[1], pisząc m.in. te słowa: Wszedłem w pierwsze towarzystwo, siedzę między ambasadorami, książętami, ministrami, a nawet nie wiem, jakim cudem, bom się sam nie piął. (…) Stamtąd niby dobry gust pochodzi; zaraz masz większy talent, jeżeli cię w ambasadzie angielskiej czy austriackiej słyszano… Żebym był jeszcze głupszy, myślałbym, że jestem na szczycie mojej kariery, tymczasem widzę, ile mam jeszcze przed sobą, a wiedzę to tym bardziej, że żyję ściśle z pierwszymi artystami i wiem, czego każdemu nie dostaje.[2] Nie słucham komplementów, które mi się coraz głupszymi wydają (…)[3].
W okresie, kiedy w Polsce trwało powstanie, na obczyźnie Chopin czuł swą bezradność, wpadając w nieutulony smutek. Podobny nastój opanowywał go w chwilach ogromnej tęsknoty za rodziną: Chce mi się śmierci – znów chciałbym rodziców widzieć. (…) Wszystko, com dotychczas widział za granicą, zdaje mi się stare, nieznośne, i tylko mi wzdychać każe do domu, do tych błogich godzin, których cenić nie umiałem. – To, co dawniej wielkim mi się zdawało, dziś zwyczajnym – a to, co dawniej zwyczajnym, dziś niepodobnym – nadzwyczajnym – za wielkim – za wysokim. Tu ludzie nie moi; dobrzy, ale dobrzy ze zwyczaju, czynią wszystko zbyt porządnie – płasko – miernie, co mnie dobija.[4] Jednakowoż brakowało kompozytorowi przyjaznej duszy, z którą mógłby porozmawiać od serca i do głębi. Do swego najlepszego przyjaciela – Tytusa Wojciechowskiego, pisał wyznając swą samotność w tłumie: Chciałbym Cię tu – nie uwierzysz (…) jak mi tu smutno, że nie mam komu się wyjęzyczyć. Wiesz, jak łatwo zawieram znajomość, wiesz, jak lubię z nimi gadać o niebieskich migdałach – otóż takich znajomości mam po uszy, ale z nikim razem westchnąć nie mogę. Zawsze jestem, co się tyczy uczuć moich, w synkopach z innymi. Dlatego męczę się i nie uwierzysz, jak szukam jakiejś pauzy, co by do mnie cały dzień nikt nie gadał[5].
Chopin–pianista odbierany był z podziwem, jako przykład skupienia, dyscypliny i kontroli nad sobą. Jednocześnie wielu biografów (…) przekonuje, że Chopin był geniuszem uniwersalnym, ponieważ posiadał również niezwykły talent literacki, czego dowodem są jego słynne listy, a także talent malarski i aktorski.[6]
W 1836 r. Fryderyk zaręczył się z Marią Wodzińską – uzdolnioną muzycznie i malarsko. Okres narzeczeństwa  przeciągnął się aż do trzech lat, po czym ostatecznie do ślubu nie doszło ze względu na opór rodziny narzeczonej, która uważała, że Fryderyk jest zbyt chorowity jak na kandydata na męża.
Wiadomo także z korespondencji, że Fryderyk Chopin przyjaźnił się z Delfiną Potocką, z którą pragnął mieć dziecko.[7]
W Paryżu Chopin spotkał pisarkę o męskim pseudonimie George Sand. We wszystkich trudnych sytuacjach George Sand stała wiernie u boku Chopina, a jej troska i miłość w trakcie choroby zasługują na najwyższe uznanie.[8] Tak było przynajmniej przez te kilka szczęśliwych lat, aż do kryzysu w 1848 r. Ich nietypowy „związek” (roczny romans, a potem opieka iście matczyna George Sand i „przyłączenie” się Fryderyka do rodziny pisarki) trwał 11 lat.
Po rozstaniu z pisarką oraz po wybuchu rewolucji w Paryżu w 1848 r. Chopin wyjechał do Anglii i Szkocji. Organizatorką koncertów oraz opiekunką w jego dokuczliwej chorobie była mu wówczas jego uczennica 44-letnia Jane Stirling, która darzyła go szczerą, aczkolwiek platoniczną miłością. W ciągu 8 miesięcy spędzonych w Anglii Chopin zmienił miejsce zamieszkania aż 60 razy! Spotkania, koncerty, przeprowadzki – wszystko to było bardzo wyczerpujące dla jego wątłego organizmu. Jak zanotowano w paszporcie wydanym kompozytorowi przed podróżą do Anglii, Chopin mierzył 1,70 m wzrostu, a jego waga liczyła zaledwie 49 kg. 
Cierpienie fizyczne polskiego artysty nie pozwoliło mu skomponować tyle, ile pragnął. O swej słabości ciała doświadczonej m.in. w Palmie pisał szczerze do przyjaciela Juliana Fontany: Chorowałam przez ostatnie dwa tygodnie jak pies: zaziębiłem się mimo 18 stopni ciepła, róż, pomarańcz, palm i fig.[9] Wspomniał też o bezradności trzech najsławniejszych lekarzy wobec jego dolegliwości i nędzy choroby: Jeden wąchał, com pluł, drugi stukał, skądem pluł, trzeci macał i słuchał, jakem pluł. Jeden mówił, żem zdechł, drugi, że zdycham, trzeci, że zdechnę.[10]

[1] Kazimierz Wierzyński, Życie Chopina, Wyd. Literackie, Kraków 1978, s. 104.
[2] J.w., s. 162.
[3] J.w., s. 140.
[4] J.w., s. 140−141.
[5] J.w., s. 154−155.
[6] http://pl.wikipedia.org/wiki/Fryderyk_Chopin
[7] Kazimierz Wierzyński, Życie Chopina, Wyd. Literackie, Kraków 1978, s. 174.
[8] Anton Neumayr, Muzyka i cierpienie, Wyd. Felberg SJA, Warszawa 2002, s. 337.
[9] Kazimierz Wierzyński, Życie Chopina, Wyd. Literackie, Kraków 1978, s. 243.
[10] J.w.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz