Kiedy Jezus udał się do Judei wtedy przyszli do Niego faryzeusze i
wystawiając Go na próbę, pytali, czy wolno mężowi rozwieść się z żoną (Mk
10,2). Jezus przyjął "wyzwanie" i
rozpoczął z nimi dyskusję. Nie czuł się jednak marionetką dającą od razu gotowe
odpowiedzi z lęku przed jakimkolwiek stronnictwem religijno-politycznym,
dlatego rozpoczął od pytania: Co wam
nakazał Mojżesz? (Mk 10,3). Tym samym oddał faryzeuszom głos w sprawie. Oni odpowiedzieli: «Mojżesz pozwolił
sporządzić dokument rozwodu i oddalić» (Mk 10,4). Ich odpowiedź była adekwatna z Pismem i Jezus użył jej materiał
za godny rozważenia, wskazując na „zaplecze” powstania tekstu: Wtedy Jezus powiedział im: «Napisał wam to
przykazanie, dlatego że macie zatwardziałe serca. Lecz od początku stworzenia
Bóg stworzył ich mężczyzną i kobietą: Z tego powodu mężczyzna opuści ojca swego
i matkę i złączy się ze swoją żoną. I staną się dwoje jednym ciałem. I tak już
nie są dwoje, ale jedno ciało. Tego więc, co Bóg złączył, człowiek niech nie
rozdziela!» (Mk 10,5−9). W
katechezie wyjaśnił nadrzędność prawa Bożego, o którym nie wolno zapominać
również wtedy, gdy bardzo szanuje się słowo Pisma Świętego. Odpowiedź Jezusa była
doskonała. Argumentacja była nie do podważenia. Wszyscy byli pod wrażeniem
mądrości Nauczyciela z Nazaretu. Apostołowie zdali sobie sprawę, że mowa ich
Mistrza weryfikuje dotychczasowe rozumienie prawa. Uświadomiła im, że de facto wierność
prawu może prowadzić do zła i grzechu. W
domu ponownie uczniowie pytali Go o to. [Jezus uzupełniając] powiedział im: «Jeśli
ktoś porzuca żonę i żeni się z inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I
jeśliby ona porzuciła swego męża i wyszła za innego, też cudzołoży» (Mk
10,10−11).
Nauczanie Jezusa zdumiewało i
przemieniało u interlokutorów dotychczasowy sposób myślenia. Ks. prof. Mariusz
Rosik nakreślił o Mesjaszu takie m.in. słowa: Pierwsi słuchacze Jezusa myśleli zapewne, że
oszalał i... byli zachwyceni. Jego nauka przestraszała odwagą i pociągała
niewiarygodnym wręcz pięknem. Jej nuta wybrzmiewała na granicy ortodoksji i
fascynowała jednocześnie. Bo jakoś podskórnie, intuicyjnie można było odczytać
Boży uśmiech skierowany do człowieka, przebijający ze zdań Jezusa. Szaleńcza
Boża iskra płonęła w tym Człowieku. Płonęła w każdym wypowiadanym zdaniu. W
każdym słowie. Brzmiało ono tak autentycznie, tak prawdziwie, że wzbudzało zachwyt.[1] «Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, nie jak ich uczeni w Piśmie» (Mt 7,29).
[1] Ks. prof.
Mariusz Rosik, Długie cienie małych
zdarzeń, Wyd. I, Wydaw. Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej TUM, Wrocław
2009, s. 99.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz