Łączna liczba wyświetleń

sobota, 27 października 2012

Nierozerwalność małżeństwa



Kiedy Jezus udał się do Judei wtedy przyszli do Niego faryzeusze i wystawiając Go na próbę, pytali, czy wolno mężowi rozwieść się z żoną (Mk 10,2). Jezus przyjął "wyzwanie" i rozpoczął z nimi dyskusję. Nie czuł się jednak marionetką dającą od razu gotowe odpowiedzi z lęku przed jakimkolwiek stronnictwem religijno-politycznym, dlatego rozpoczął od pytania: Co wam nakazał Mojżesz? (Mk 10,3). Tym samym oddał faryzeuszom głos w sprawie. Oni odpowiedzieli: «Mojżesz pozwolił sporządzić dokument rozwodu i oddalić» (Mk 10,4). Ich odpowiedź była adekwatna z Pismem i Jezus użył jej materiał za godny rozważenia, wskazując na „zaplecze” powstania tekstu: Wtedy Jezus powiedział im: «Napisał wam to przykazanie, dlatego że macie zatwardziałe serca. Lecz od początku stworzenia Bóg stworzył ich mężczyzną i kobietą: Z tego powodu mężczyzna opuści ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną. I staną się dwoje jednym ciałem. I tak już nie są dwoje, ale jedno ciało. Tego więc, co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela!» (Mk 10,5−9). W katechezie wyjaśnił nadrzędność prawa Bożego, o którym nie wolno zapominać również wtedy, gdy bardzo szanuje się słowo Pisma Świętego. Odpowiedź Jezusa była doskonała. Argumentacja była nie do podważenia. Wszyscy byli pod wrażeniem mądrości Nauczyciela z Nazaretu. Apostołowie zdali sobie sprawę, że mowa ich Mistrza weryfikuje dotychczasowe rozumienie prawa. Uświadomiła im, że de facto wierność prawu może prowadzić do zła i grzechu. W domu ponownie uczniowie pytali Go o to. [Jezus uzupełniając] powiedział im: «Jeśli ktoś porzuca żonę i żeni się z inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśliby ona porzuciła swego męża i wyszła za innego, też cudzołoży» (Mk 10,10−11).
Nauczanie Jezusa zdumiewało i przemieniało u interlokutorów dotychczasowy sposób myślenia. Ks. prof. Mariusz Rosik nakreślił o Mesjaszu takie m.in. słowa: Pierwsi słuchacze Jezusa myśleli zapewne, że oszalał i... byli zachwyceni. Jego nauka przestraszała odwagą i pociągała niewiarygodnym wręcz pięknem. Jej nuta wybrzmiewała na granicy ortodoksji i fascynowała jednocześnie. Bo jakoś podskórnie, intuicyjnie można było odczytać Boży uśmiech skierowany do człowieka, przebijający ze zdań Jezusa. Szaleńcza Boża iskra płonęła w tym Człowieku. Płonęła w każdym wypowiadanym zdaniu. W każdym słowie. Brzmiało ono tak autentycznie, tak prawdziwie, że wzbudzało zachwyt.[1] «Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, nie jak ich uczeni w Piśmie» (Mt 7,29).



[1] Ks. prof. Mariusz Rosik, Długie cienie małych zdarzeń, Wyd. I, Wydaw. Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej TUM, Wrocław 2009, s. 99.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz