Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 21 lipca 2013

Droga do zbawienia



Poprzez nieśmiertelną duszę człowiek został obdarzony zdolnością kochania. Zdolność ta upodabnia mistycznie do Boga, którego rdzeniem oraz sensem istnienia i wszelkiego działania (tchnienia) jest miłowanie. Skoro zaś upodabnia do Ojca, to i do Syna Człowieczego, który Go najdoskonalej i najdobitniej objawił. Można więc powiedzieć, że człowiek ma niejako wpisany w sobie obraz Chrystusa[1]. Jezus poprzez nauczanie i działalność, a przede wszystkim swoją postawę oddania drugiemu człowiekowi (aż po krzyż), przetarł szlak ku pełni chwały w świętości. Stanowi jednocześnie wzór duchowej dojrzałości osoby ludzkiej zjednoczonej z Bogiem poprzez miłość.
Człowiek jest osobą wolną i rozumną. Może więc świadomie zrezygnować ze wszystkiego, nawet z wiary i z życia. Bez względu jednak na jego decyzje i postępowanie Pan Bóg będzie wciąż go miłował. Człowiek nie może zrobić nic, by Bóg kochał go bardziej niż teraz. Nie może również uczynić nic, by kochał go mniej (choćby dopuścił się najcięższych przewinień). Bóg bowiem zawsze miłuje, kocha najbardziej − w pełni. Kiedy człowiek grzeszy, można powiedzieć, że Ojciec „boleje”, „smuci się”, „cierpi” i „płacze” nad każdym, kto odchodzi od Źródła miłości i gubi się. Przez grzech człowieka powstaje wewnętrzne rozdarcie egzystencjalne, wyrażające się w zagubieniu prawdziwego celu swego życia.[2] 
Możliwość zgrzeszenia nie wynika z tolerancji Boga na zło, lecz z szacunku, jaki Bóg okazuje autonomii moralnej człowieka, jako właściwego sprawcy grzechu.[3] Ba. Ojciec nie tylko nie karze za błędne użycie przez człowieka wolnej woli i rozumu, ale pomaga mu w nawróceniu, potrafi [też] obrócić grzech w dobro[4]. To świadczy o Jego miłości. Najdobitniejszym tego dowodem jest historia Syna Człowieczego. Jezus Chrystus stał się największym znakiem uobecniającym działanie łaski i miłosierdzia Bożego względem wszystkich ludzi, a szczególnie tych, którzy stali się odpowiedzialni za Jego śmierć krzyżową: Wobec tego arcykapłani i faryzeusze zwołali Wysoką Radę i rzekli: «Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków? Jeżeli go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród». Wówczas jeden z nich, Kajfasz, który w owym roku był najwyższym kapłanem, rzekł do nich: «Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród». Tego jednak nie powiedział sam od siebie, ale, jako najwyższy kapłan w owym roku, wypowiedział proroctwo, że Jezus miał umrzeć za naród, a nie tylko za naród, ale także, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. Tego więc dnia postanowili Go zabić (J 11,47−53). Oczywiście ewangelista dołącza do faktów historycznych własną interpretację teologiczną wydarzeń poprzedzających śmierć Jezusa z Nazaretu. Faktem nie do zaprzeczenia jest zło i grzech zabicia niewinnego człowieka. Zmartwychwstanie ukazuje, że Pan Bóg przyjął ofiarę miłości Jezusa i uczynił ją skuteczną, zbawczą (choć, de facto, nie żądał krwi). Zło nie było zatem wolą Bożą, lecz decyzją ludzi. Sam Jezus zniósł cierpliwie prześladowanie. Oddał życie do końca miłując. Kochając uczynił krzyż hańby krzyżem chwały. Zamknął oczy z modlitwą na ustach za swoich bliźnich i za nieprzyjaciół. Syn przywrócił nas Ojcu. Dał człowiekowi możliwość powrotu do Boga. Miłość na wzór Chrystusa jest drogą do zbawienia.


[1] Normatywny wymiar życia chrześcijańskiego, oprac. ks. Seweryn Rosik [w:] Być chrześcijaninem. Teologia dla szkół średnich pod red. ks. M. Ruseckiego, Wyd. KUL, Lublin 2007, s. 347.
[2] Grzech – nawrócenie – pokuta, oprac. ks. Franciszek Greniuk [w:] Tamże, s. 353.
[3] Tamże.
[4] Tamże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz