Łączna liczba wyświetleń

sobota, 26 stycznia 2013

W drodze na szczyt miłości



Mimo całego postępu wiedzy i setek tomów analiz dotyczących funkcjonowania psychicznego, człowiek jest ciągle przede wszystkim tajemnicą – także dla siebie samego.[1] Człowiek jako korona stworzenia wśród bytów żywych nosi bowiem w sobie niezniszczalną pieczęć Boga – nieśmiertelną duszę, uzdolniającą go do miłowania. Dzięki duszy człowiek został więc szczególnie obdarowany i wyróżniony wśród wszystkich stworzeń. To byt niemal doskonały. 
Prócz duszy człowiek posiada wielkie dary takie, jak choćby wolność, wolna wola, rozum, wyobraźnia. Dzięki temu może poszukiwać Prawdy, uruchomić logiczne myślenie, żyć twórczo i kreatywnie. Dary te, jeśli są właściwie ukierunkowane ku budowaniu dobra i miłości, wzbogacają świat i rozwijają samego człowieka. Analogicznie, błędne ich wykorzystanie obraca się przeciwko stworzeniu. Na temat samej choćby wyobraźni tak pisze Krystyna Sztuka: Wcale nie tak rzadko posługujemy się wyobraźnią w sposób, który nam szkodzi, wyniszcza, pozbawia energii do działania czy po prostu tylko utrudnia życie. Używamy jej bowiem również do „produkowania” strachu, zazdrości, zawiści, różnorodnych lęków, do martwienia się o przyszłość, do snucia obaw  i do wielu jeszcze innych niszczących nas stanów emocjonalnych.[2] To zaś jak myślimy, rzutuje na czyny: Nauka już dawno udowodniła istnienie powiązań i wzajemnego oddziaływania pomiędzy wyobrażeniem i działaniem – i to zarówno na poziomie bardzo złożonych działań i zachowań człowieka, jak i na poziomie jego organizmu: tj. narządów, a nawet komórek. W obiektywnie kontrolowanych warunkach wykazano empirycznie, że np. pod wpływem narzuconych sugestią wyobrażeń dochodzi do zmiany funkcji, a następnie też do zmiany struktury tkanek. Zmiany te dają się rejestrować i obiektywnie mierzyć za pomocą stosowanej aparatury pomiarowej.[3]
Najszybciej i najpełniej człowiek może spełnić się w bliskiej relacji do Boga oraz w budowanych więziach z ludźmi: W relacjach tworzy swoją osobowość, wzrasta i się rozwija. Z tego punktu widzenia mówi się nieraz, że człowiek jest istotą relacyjną. Jest on też bezsprzecznie istotą duchową – tzn. jest zdolny do przekraczania granic własnego „ja”, do wewnętrznej niezależności od nacisku swoich potrzeb i popędów, swoich uwarunkowań psychofizycznych i do przeżyć duchowych.[4] Tak więc nie ma ludzi całkowicie samowystarczalnych. Jesteśmy stworzeni do bycia w relacji.[5]
Ten, kto za cel swego życia stawia świętość, zazwyczaj zyskuje zwykle większy dystans do sfery silnych emocji i popędów, a nierzadko w relacjach z innymi postępuje bardziej efektywnie i konsekwentnie. Nie odbywa się to jednak automatycznie, lecz zazwyczaj wymaga określonej pracy nad sobą.[6] Przykładem jest Syn Człowieczy – Jezus Chrystus, który otworzył się na dar doskonałej miłości Ojca Niebieskiego, całkowicie i bez reszty zatapiając się duchowo w głębi Boga. Jedność w miłości z Ojcem pozwalała Mu pokonywać wszelkie życiowe przeszkody, w tym niezadowolenie ze strony religijnych przywódców przywiązanych do przepisów Tory. Jezus zdumiewał i „gorszył” faryzeuszy jedząc choćby wspólny posiłek z celnikami i grzesznikami (Mt 9,10−11). Nawet wrażliwi uczniowie Jana nie wszystko rozumieli z Jego postępowania mówiąc z nutą odczuwanej niesprawiedliwości, że uczniowie Jezusa nie poszczą, podczas gdy oni to czynią (Mt 9,14).
Nauczyciel z Nazaretu panował nad lękiem rozbudzanym w ludzie przez surowe nakazy i zakazy Prawa. Pozwalał dotykać się osobom uważanym wśród Żydów za nieczyste (Mt 9,20). Gdy ujął za rękę i przywrócił do życia córkę Jaira (uważaną za zmarłą), w świetle prawa judaizmu zaciągnął 2-tygodniową nieczystość rytualną (Mt 9,25). Wykazywał wolność wobec przyjętych przepisów pokazując „łatwość” z jaką można miłować bliźnich. Tym samym Jezus był przykładem Człowieka, który nie wlewał wina do starych bukłaków (Mk 2,22). Odczytał zamysł Ojca na nowo i przekazywał go w słowach i uczynkach przy każdej nadarzającej się ku temu okazji. Nieraz wyśmiewano się z tego, co mówił (zob. Mt 9,24). On jednak dalej nauczał i działał, przechodząc ponad ludzką krytyką. Uzdrawiał więc nie bacząc np. że obowiązuje szabat wraz z ustanowionym zakazem pracy (Mk 1,21−28; 3,1−6). Uprzedzeni do Niego złośliwe insynuowali, że odszedł od zmysłów i uzdrawia mocą Belzebuba (Mk 3,20−30). On zaś bronił się ze spokojem i bardzo logicznie, nie przestając dalej „prowokować”: rozmawiał z poganami (Mk 7,24−30), podważał autorytet samego Mojżesza, ucząc jak należy przestrzegać Prawa (Mt 19,1−9) i odpuszczał grzechy (Mk 2,5.9−12). Szczytem miłości do jakiego doszedł w swym życiu Jezus było oddanie życia za ludzi na krzyżu.
A ja? Co ja mogę uczynić ze swoim życiem, by je oddać drugim na wzór Jezusa?


[1] Krystyna Sztuka, Wyobraźnia a rozwój duchowy, Wyd. WAM, Kraków 2010, s. 7.
[2] Tamże, s. 10.
[3] Tamże, s. 10.
[4] Tamże, s. 10−11.
[5] Tamże, s. 58.
[6] Tamże, s. 95.

5 komentarzy:

  1. Dobry wieczór Marto

    Ten sobotni post bardzo mnie zaintrygował. A w szczególności te ostatnie pytania. No właśnie, jak w dzisiejszym czasie można zrobić dobry użytek ze swojego życia. Kto może dzisiaj potrzebować pomocy innej niż pieniędze? Wiem, że to pytanie trochę prowokacyjne. To jak żył Jezus, to wiemy z przekazów ewangelicznych, jak również (choćby) z Twojego czy pana Pawła Porębskiego bloga. Miał swoją misję - myślę, że w pewien sposób odmienną od tej, jaką ma większość z nas (a może się mylę(?)). Co dzisiaj można zrobić, aby będąc w zależnościach ZUS, Fiskusa, podatków, pracy i innych obciążeń służyć innym ludziom? Oczywiście nie twierdzę, że jest to niemożliwe. A czy mogłabyś podać dzisiejsze przykłady takich zachowań, które Tobie imponują? Albo takie jakie mogłyby być? (proszę o pominięcie pana Pawła Porębskiego, bo o nim wiem, że byłby dobrym przykładem).

    pozdrawiam Grzegorz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, Grzegorz.
      Myślę, że pytanie: "jak w dzisiejszym czasie można zrobić dobry użytek ze swojego życia?" powinno być codziennie materiałem naszej codziennej modlitwy. Nawet trwając już w danym stanie, powołaniu, pracy – ciągle trzeba pytać: "Jaka jest Twoja wola, Boże? Co chcesz, bym uczynił/-ła?" Ta gotowość i otwartość, połączone z wrażliwością na natchnienia Boga w sercu, pozwalają iść, nawet "ciemną doliną", kiedy nie ma jasności, wyraźnej odpowiedzi czy też pojawiają się trudności, przeciwności. Dla mnie główną motywacją życia jest miłowanie. Taka motywacja w wierze daje siłę do twórczego i wytrwałego działania. Jest też źródłem radości. Można wykonywać nawet najprostszą pracę i być szczęśliwym, jeśli motywacją jest miłość: a tym samym działanie solidne, z oddaniem, wytrwałością, nawet w chwilach zmęczenia, zniechęcenia, cierpienia, braku docenienia ze strony innych, pogardy czy krzywdy.
      Pytasz: "Kto może dzisiaj potrzebować pomocy innej niż pieniądze?" Pieniądze to jedna z tych potrzeb, które dają m.in. poczucie bezpieczeństwa. Myślę jednak, że pieniądze to „nic” w porównaniu z potrzebą bliskości, ciepła, akceptacji, zrozumienia i miłości. Można mieć wszystko, ale bez miłości człowiek jest nieszczęśliwy. Ważne jest też sprzężenie zwrotne w miłowaniu. Doznawanie miłości: Boga, ludzi oraz miłowanie wypływające z własnego serca. Swoisty dialog miłości.
      Dalej pytasz o Jezusa. Jego misja, jak i drogi wyróżnionych (świętych) są wzorem jako relacje względem Boga. Naśladowanie Jezusa czy świętych polega na naśladowaniu Jego relacji do Ojca Niebieskiego, nie zaś np. kopiowaniu ich życia. Każdy ma bowiem swą niepowtarzalną historię, a więc osobową i osobistą drogę do Boga (choć we wspólnocie ludzi, Kościoła). Relacja ma swój korzeń w sercu człowieka i każdy tę relację może budować na bazie wiary, nadziei i miłości.
      Zapytałeś: "Co dzisiaj można zrobić, aby będąc w zależnościach ZUS, Fiskusa, podatków, pracy i innych obciążeń służyć innym ludziom?" Myślę, że obok niezbędnej troski o byt, najlepiej służyć drugim swoimi charyzmatami, talentami, zdolnościami, pracą, a nawet zwykłym zainteresowaniem, empatią, rozmową, wysłuchaniem, poświęceniem czasu, modlitwą…, czyli każdym dobrem; tym, co mamy od Boga. Tego jest naprawdę dużo. Mamy się czym dzielić.
      Kto mi imponuje pod tym względem? Każdy, kto swoim słowem i pracą, choćby to było najmniejsze na świecie, okazuje miłość. Dlatego mój zachwyt jest nieustanny, bo nieustannie widzę, jak wielu ludzi służy innym i miłuje.
      Pozdrawiam serdecznie, Marta.

      Usuń
  2. Dobry wieczór Marto

    Oczywiście to wszystko co napisałaś jest bardzo budujące i będzie dla mnie (pewnie dla innych również) bardzo użyteczne. To bardzo piękna postawa i nizwykle piękny sposób życia. Niektóre pytania zadałem w sposób prowokacyjny. Bardziej chodziło mi o konkretne przykłady z życia wzięte. Dla mnie, jak również i dla Ciebie (co odczytuje w ostatnim zdaniu) bardzo przekonywujące i utwierdzające są realne postawy. "Dlatego mój zachwyt jest nieustanny, bo nieustannie widzę, jak wielu ludzi służy innym i miłuje." No właśnie - o takich ludzi i o takie postawy mi chodzi. Czy są tacy których życie Ci się podoba. Oczywiście nie chodzi mi o to, aby przytaczać ich prawdziwe nazwiska, imiona (jeśli byłoby to z jakichś powodów niestosowne lub dla potrzeb opisowych je zmienić), tylko jak oni funkcjonują w dzisiejszych czasach. Jak radzą sobie w codziennym życiu i na czym polega ich ofiarność dla innych. Dla mnie dobrym przykładem jest tu pan Paweł oraz Ty, ludzie świeccy, również obarczeni różnymi obciążeniami jakie są w obecnych czasach i potrafiącymi zrobić coś dla innych - Wasze postawy poprzez blogi w pewien sposób znam (przynajmniej tak mi się wydaje). Co na przykład sądzisz o postawie Marka Kotańskiego, Jurka Owsiaka, siostry Małgorzaty Chmielewskiej (prowadzi domy dla osób bezdomnych) czy innych ludziach niepublicznych znanych tylko Tobie. Którzy z nich wg. Ciebie robią 'show', a którzy swoje życie ofiarują innym. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że prawdziwe motywacje są dla nas zakryte, no ale możemy w pewien sposób (może nieudolnie) odczytywać ich intencje i podawać za przykład.

    pozdrawiam Grzegorz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wieczór, Grzegorz.
      Jesteś dla mnie bardzo miły i uprzejmy. Bardzo dziękuję.
      Odpowiadając na Twój komentarz zacznę od przytoczenia fragmentu Ewangelii wg św. Marka. Jan powiedział Jezusowi: «Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami.» Lecz Jezus odrzekł: «Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami» (Mk 9, 38−39). Te słowa można odnieść do sytuacji ludzi, którzy działają czasem jakoś nie po naszej myśli, a jednak czynią coś dobrego. Słowa te uczą tolerancji.
      Są takie osoby, które mając charyzmat służby społecznej są w stanie porwać tłumy do jakiegoś wielkiego dobra. Ono może procentować, ale i mieć jakieś mankamenty. Intencja inicjatora akcji i poszczególnych osób, które poruszone przykładem coś dobrego czynią, jest znana tylko Bogu, bo intencja jest w sercu. Nie jesteśmy w stanie tego do końca ocenić. Choć, niewątpliwie, osoby publiczne bardziej rzucają się w oczy i łatwiej zauważyć ich zalety, jak i wady, błędy, bo oczekiwania wobec nich są duże. Warto jednak mieć świadomość, że w każdym działaniu, jakiego dotyka się człowiek, jest zawsze element niedoskonałości (to ludzkie).
      Jezus w swoim życiu stosował dwie formy oddania bliźnim: przez ponad 30 lat miłował niepublicznie, a potem ok. 3 lata działał jawnie. Każda forma życia była dobra, bo w obu formach mianownikiem postępowania Syna Człowieczego była motywacja Bożej miłości.
      W moim życiu są ludzie, których podziwiam i którym jestem bardzo wdzięczna za ich miłość. Są to przede wszystkim moi rodzice, którzy swoją postawą i życiem okazali i okazują mi miłość nieustannie, odkąd zapragnęli mieć dziecko-Martę. Dalej moi pedagodzy, nauczyciele, a było ich w moim przypadku (łącznie na wszystkich uczelniach) ok. 130. Wiele zawdzięczam kapłanom i spowiednikom spotkanym na mojej drodze (naliczyłam, że było ich ok. 350). Dozgonnie będę podziwiała swoich lekarzy i chirurgów, którzy ratowali mi zdrowie i życie (zwłaszcza podczas moich 2 operacji). Zawsze będę też pamiętać o pewnym nieznanym studencie medycyny, który uratował mnie, gdy jako dziecko zgubiłam się w mieście. W ostatnim zaś czasie jestem ogromnie zbudowana postawą recenzentów (sławnych ludzi), którzy odpowiedzieli na moją prośbę i w sposób bezinteresowny napisali mi komentarze i opinie do mojej książki o Jezusie Chrystusie (nie biorąc za to nawet złotówki).
      Jak widzisz, Grzegorz, mam komu dziękować za miłość.
      Pozdrawiam serdecznie, Marta.

      Usuń
  3. Dobry wieczór Marto

    To miło, że są szlachetni ludzie na tym świecie i w Twoim życiu, to sprawia, że życie na tej ziemi jest bardziej "poukładane" i przewidywalne. Dziękuję Ci za poświęcony czas i podzielenie się swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami. Obyś na swoiej drodze spotykała jak najwięcej takich Ludzi.

    pozdrawiam Grzegorz

    OdpowiedzUsuń