Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 24 września 2013

Świadectwo Jezusa



Kiedy Jezus się urodził, był takim samym dzieckiem, jak większość niemowląt – małym i bezbronnym. Dorastając, rozwijał się naturalnie jako chłopiec, a później młodzieniec. We wszystkim był podobny do swoich rówieśników (prócz grzechu). Kiedy miał 12 lat potrafił odważnie i mądrze rozmawiać z nauczycielami przybyłymi na święto do Jerozolimy, którzy byli pełni podziwu dla bystrości Jego umysłu. Dyskusja merytoryczna ciągnęła się godzinami, wprawiając dorosłych w zdumienie.
Kiedy Jezus, już jako dojrzały mężczyzna, rozpoczął działalność publiczną, swoje nauczanie potwierdzał postawą, czynami i znakami. Można powiedzieć, że stanowiło to kwintesencję tego, do czego doszedł po latach „życia ukrytego” w Nazarecie.
Zastanawiam się, co skłoniło Jezusa do podjęcia kroku o rozpoczęciu publicznej działalności i oddania bliźnim aż po krzyż? Jakie prawdy i impulsy duchowe były dla Niego inspiracją do odczytania swojego powołania? Czy Jezus przeżywał dylematy z tym związane? W których Jego słowach kryje się owo odnalezienie sensu i siły do decyzji o rozpoczęciu publicznej działalności wśród ludu? Myślę, że takich zdań jest mnóstwo. Choćby to u synoptyków: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! (Łk 9,23; por.: Mt 10,37nn; 16,24nn; Mk 8,34−9,1). By tego wymagać od innych, Jezus musiał najpierw sam, w swoim sercu, podjąć decyzję, by naśladować postawę Ojca Niebieskiego, czyli dać świadectwo wiary w Boga miłującego każdego człowieka. Żywa relacja z Ojcem na modlitwie mogła przyjąć formę odebrania Jego „słów” przez Syna Człowieczego, które kryły prawdę o tym, co później Jezus przekazywał ludziom. Mógł więc rozpoznać w swojej duszy Bożą mądrość i zaproszenie: Jeśli chcesz pójść za Mną i przekazać ludziom jak bardzo ich miłuję, zaprzyj się samego siebie, weź swój krzyż i naśladuj Mnie w miłości tak, jak Ja umiłowałem Ciebie (por. J 17,3).
Wiadomo, że nauczyciele, przekazując wiedzę, bazują na własnych doświadczeniach (obserwacjach, przeżyciach, zdobytej nauce, mądrości itd.). Myślę więc, że to, co było w Jezusie poznane przez Niego samego jako doświadczenie wiary, wiedzy i mądrości, to właśnie przekazywał w swojej nauce. Dodatkowo Jego słowa stały się pełne mocy i dalekosiężne, ponieważ towarzyszyły im znaki. One potwierdzały głoszoną naukę Jezusa do tego stopnia, że odbierano ją jako moc nadprzyrodzoną. Wrogowie widzieli w niej  moc zła (rozumianą jako moc Belzebuba). Ich rozumowanie nie było jednak logiczne.
Lęk, zazdrość, zatwardziałość i zawiść przeszkadzały więc niektórym w pokonaniu oporu wobec Jezusa, za którym szły coraz większe rzesze ludzi. Zdarzali się też i niedowiarkowie, którzy Jego działalność cudotwórczą odbierali jako oszustwo. Ci jednak, którzy wierzyli Jezusowi, byli przeświadczeni, że obcują z kimś wyjątkowym. Odczytywali w Nim moc Boga, który przez ręce Nauczyciela z Galilei udziela im wielu łask.
Czym Jezus zjednywał sobie tłumy? Wskazują na to zarówno Jego słowa, jak i czyny. Można wyciągnąć wniosek, że mowa Jezusa była wyjątkowa: piękna, prosta, a zarazem głęboka w wymowie. On roztaczał przed ludźmi nowe perspektywy. Ukazywał wartość i sens życia. Uczył miłować i nadawać duchową głębię życiu − kochając. Do Jezusa mógł przyjść każdy. W Jego obecności było więc wielu odrzuconych (grzeszników, celników, nierządnic, itp.), z którymi On rozmawiał, których uzdrawiał, którym przebaczał, których obdarzał miłością. Gdyby Jezus głosił miłość bez dobrych czynów, Jego nauka byłaby bez pokrycia. Jezus żył więc tak, jak nauczał. Był pierwszym wykonawcą swej nauki. Dawał przykład jak żyć, by spełnić Boże przykazania i dojść do pełnej jedności z Bogiem. Miłując podkreślił to, co najważniejsze w Torze, zawierającej (wg wyznawców judaizmu) 613 szczegółowych przykazań. Jezus pokazał zatem jak wypełnić Prawo.
Za Jezusem szły nie tylko tłumy tych, którzy uwierzyli, ale i inni, poszukujący (np. Nikodem). Nauczyciel z Nazaretu zdumiewał odwagą i postawą oddania.
Jezus stawiał wymagania przed słuchaczami (np., by nieść krzyż prześladowania za wiarę w Niego, kroczyć wąską ścieżką miłości bliźniego, naśladować w miłości „wroga” – Samarytanina, pościć i modlić się w sercu, a nie na pokaz, itd.). Jednocześnie ukazywał wspaniałość drogi do Boga (Boże synostwo, wolność, Boże dziedzictwo i szczęście w niebie).
Nauczanie Jezusa nie było nudne, ani niemożliwe do wykonania, choć zadawano sobie pytanie: Któż może się zbawić? (Mk 10,26). On odpowiadał, a jednak nie od razu można było to pojąć, bo wymagało to ryzyka przyjęcia oglądu i postawy Jezusa.
Nauka Syna Człowieczego była oryginalna ze względu na jej głębię wyrazu, świeżość przekazu, uderzającą prawdę i logiczność (mimo paradoksów), odważne obrazowanie wiary, autentyzm i uniwersalizm. Obrazowanie spraw Bożych bazowało u Niego na posługiwaniu się scenami z życia oraz na nawiązywaniu do obowiązujących przepisów, tradycji i obyczajów. Jezus potrafił odpowiadać na najtrudniejsze pytania. Sam też zadawał „zagadki” (np. o syna Dawida, którego król nazywa Panem). Ale niezwykle piękne i mądre słowa Jezusa to nie wszystko.
Za słowami Jezusa szły zatem czyny. Gdyby ich nie było, mowa Nauczyciela z Galilei byłaby niedopełniona. Niezwykle istotna była więc zarówno Jego nauka, postawa, jak i znaki. Dzięki temu słowa Jezusa mogły trafić do ludzkich serc i je przemienić. Kiedy Nauczyciel publicznie dotykał człowieka uważanego za „nieczystego” (np. trędowatego czy zmarłą córkę Jaira) lub pozwalał na dotyk „nieczystym” (np. kobiecie, która przez 12 lat cierpiała na chroniczny upływ krwi), w obliczu prawa sam stawał się „nieczysty”. A jednak swoim zachowaniem pokazywał, że „łamiąc” przyjęte zasady, tak naprawdę właściwie wypełnia Boże prawo miłości bliźniego. Nie tak, jak zinterpretowali to uczeni w Pismach, lecz tak, jak nakazywało prawo kochającego Ojca Niebieskiego. Jezus pokazał zatem właściwą hierarchię wartości: człowiek ma służyć człowiekowi, nie zaś bezdusznemu prawu, które nie tylko nie daje żadnego usprawiedliwienia, ale potrafi zniewolić i oddalić od Boga, jeśli dla jego litery pomija się miłość bliźniego. Czy jednak Jezus specjalnie „łamał” prawo, np. uzdrawiając w szabat? Nie sądzę, że specjalnie. Sądzę, że świadomie i przy każdej okazji miłował, oddając się w służbie drugiemu człowiekowi (bez względu na dzień tygodnia). Uzdrowienie było Jego odpowiedzią wobec potrzebującego pomocy. O miłości decydowało wrażliwe serce Jezusa, nie zaś ludzki przepis, zakaz, nakaz czy dzień tygodnia. Jezus uzdrawiał każdego dnia. Uzdrowienia w szabat zostały zapisane w Ewangeliach dla podkreślenia, że czyny miłości Jezusa (również w dzień świąteczny) nie tylko go nie niweczą, ale jeszcze bardziej uświęcają. Każde bowiem uzdrowienie człowieka (jako forma miłości) są objawieniem łaski, mocy i chwały Bożej.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz