Łączna liczba wyświetleń

środa, 1 stycznia 2014

Piotr Czajkowski - udręka i ekstaza (cz.1.)



Mogłoby się wydawać, że człowiekowi utalentowanemu wszystko przychodzi łatwo. Bo przecież ma talent, iskrę Bożą, a więc to coś, co go wyróżnia z tłumu i pozwala czynić rzeczy wyjątkowe, wielkie i oryginalne. Ale czy rzeczywiście sam talent to wszystko? Pewna dama zapytała kiedyś Piotra Czajkowskiego, czy czeka na natchnienie komponując. Ten miał jej odpowiedzieć:
Łaskawa pani. Ja nie czekam na natchnienie, tylko systematycznie pracuję. Natchnienie nie nawiedza bowiem leniuchów.
Piotr Czajkowski był tym kompozytorem romantyzmu, który bardzo dużo wymagał przede wszystkim sam od siebie, i to nie tylko pod względem pracy, ale i własnej postawy oraz zachowania.
W zewnętrznej twórczości artystycznej Czajkowski już za życia osiągnął sławę i uznanie. Udało mu się to mimo osobistych problemów emocjonalno-psychicznych, ponieważ bez względu na ich obecność, kroczył własną drogą do wyznaczonego celu. Uważa się dziś, że był pierwszym wielkim kompozytorem rosyjskim, który scalał w swej muzyce uniwersalizm języka muzycznego. I to mimo, że w świecie wewnętrznych przeżyć i namiętności borykał się przez całe życie z nadwrażliwością i znerwicowaniem, jako owocami nieakceptowanej przez siebie i innych homoseksualności.
W rodzinnym domu Piotr, prócz matki, szczególnie uwielbiał guwernantkę – Fanny Dürbach, która miała do niego świetne podejście pedagogiczno-psychologiczne. Rozbudzała w nim bowiem głód wiedzy oraz wrażliwość. Dużym wstrząsem psychicznym było więc dla niego bolesne rozstanie z Fanny, kiedy rodzina przeniosła się do Petersburga. W latach późniejszych, mimo flirtów i zabaw w gronie przyjaciół, dało się zauważyć, że w towarzystwie młodych kobiet Piotr zachowuje spory dystans.
Odnośnie muzyki, która była dla niego największą miłością, dawał się ponieść nieraz niezwykłej ekscytacji. Bywało więc, że przed zaśnięciem odczuwał z jej powodu rodzaj bezwładu w kończynach lub też spazmatyczne drżenie całego ciała. Ogarniało go wówczas odrętwienie, bezsenność, a czasem i halucynacje.
Piotr Czajkowski nie potrafił zaakceptować ani pogodzić się z własnymi preferencjami seksualnymi, które tłumione i nienawidzone wywoływały w nim poczucie niskiej wartości, samoupokorzenia, melancholię i stany lękowo−nerwicowe (głównie przed karą wyznaczoną prawem i napiętnowaniem społecznym). Przyczyniało się to do nieustannej konieczności maskowania się i stwarzania pozorów normalności, do „ucieczki” w pracę twórczą i koncertową (zwłaszcza podczas podróży zagranicznych) oraz do ulegania pokusie alkoholu. Częstokroć letarg i złe samopoczucie wewnętrzne najczęściej pokonywał wytężoną pracą kompozytorską i działalnością artystyczną. To też powodowało, że przyznawał się siostrze w przypływie depresji: Ludzie z najbliższego otoczenia dziwią się mej małomówności i także depresjom, na jakie cierpię często, jakkolwiek właściwie nie mogę się uskarżać na swoje życie (…). A jednak unikam towarzystwa, nie potrafię pielęgnować znajomości, lubię samotność i milczenie. To wszystko wynika z przesytu życiem. Może uważasz, że tego rodzaju nastrój duszy rodzi zazwyczaj myśli o ożenku. Nie, moja droga! Znowu zmęczenie życiem sprawia, że jestem zbyt leniwy, aby nawiązać nowe znajomości, zbyt wygodny, aby zakładać rodzinę.[1] Te słowa nie oznaczają jednak, że Czajkowski nie odczuwał niczego do kobiet. W 1868 r. spotkał w Moskwie znakomitą sopranistkę – Désirée Artôt. Choć nie była piękna, to jednak Piotr zapłoną do niej gorącym i odwzajemnionym uczuciem, które spowodowało nawet plany matrymonialne. Prawdopodobnie urzekła go siła emanująca od tej starszej o pięć lat artystki, pewnej siebie, bo świadomej swych sukcesów, oraz posiadającej w stylu bycia, a nawet w postawie wiele cech męskich.[2] Czajkowski napisał nawet dla niej Romans f-moll op. 5. Mimo to dostał jednak kosza. W kilka miesięcy później panna Artôt poślubiła bowiem hiszpańskiego barytona – Mario Padillę. Stało się tak prawdopodobnie pod wpływem informacji od Mikołaja Rubinsteina, który miał ją zniechęcić przekazując informacje o seksualnych skłonnościach Czajkowskiego. Sam zaś kompozytor nie doznał dostrzegalnego urazu po nieziszczonym „planie” ślubu. Myśli miał zajęte muzyką, niezmiennie oddawał się bowiem pracy i koncertowaniu.
Nie zawsze dzieła kompozytora były akceptowane. Bywało więc, że i to cierpienie potęgowało w Czajkowskim depresję, o czym napisał w jednym z listów w 1875 roku: Czuję się samotny i opuszczony, wprost lękam się ludzi, ogarnia mnie smutek, nie przestaję myśleć o śmierci. Całymi dniami tkwię w pokoju, łamiąc sobie głowę nad jakimś tematem i paląc papierosy (…). Najlepiej bym uczynił, idąc do klasztoru.[3]
Jednak jego największą udręką było ogromne cierpienie moralne i słabości związane z własnym homoseksualizmem. Dlatego w końcu podjął nieodwołalną decyzję, by znaleźć sobie żonę, wyznając w 1876 r. w liście do brata Modesta: Od dziś będę robić wszystko, co tylko możliwe, aby znaleźć sobie żonę. (…) Pragnę ożenić się jeszcze w tym roku, a jeśli nie znajdę w sobie dość odwagi, zrezygnuję przynajmniej z dotychczasowych nawyków. Bolesnym jest dla mnie myśl, że ci, co mnie kochają, muszą się nieraz wstydzić z mego powodu. (…) Chciałbym przez małżeństwo lub oficjalny związek z kobietą zamknąć gęby tej zgrai, którą wprawdzie gardzę, ale która niestety jest w stanie przysporzyć wielu trosk ludziom mi bliskim.[4] Oczywiście Czajkowski nie przeczuwał jakie konsekwencje i katastrofalne skutki wiązać się będą z jego decyzją o zawarciu małżeństwa z kobietą, wbrew własnej naturze.


[1] Cytat za: Anton Neumayr, Muzyka i cierpienie, Wyd. Felberg SJA, Warszawa 2002, s. 399.
[2] Tamże, s. 400.
[3] Tamże, s. 405.
[4] Tamże, s. 406.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz