Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 21 września 2014

Skromność Jezusa, czyli życie nie dla poklasku

Skromność Jezusa polegała na tym, że On mając w sobie dobro dzielił się nim w taki sposób, by ludzie, których obdarzał dobrem, chwalili przede wszystkim Ojca Niebieskiego w niebie. Jak to osiągał? Oto kilka czynników:
Obdarzał dobrem tych, którzy według ówczesnej mentalności żydowskiej na nią nie zasługiwali, w tym chorych, których dolegliwość uważano jako słuszną karę za grzech (np. trędowatych – usuwanych ze społeczeństwa; „opętanych” – których każdy się bał, że posiadając niewytłumaczalną i nieobliczalną „moc” mogą zrobić komuś krzywdę; chorych na duszy, grzeszników – których unikano, jako „nieczystych”). Jeden z przykładów zanotował autor Ewangelii wg św. Marka: Wtedy przyszedł do Niego trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: <Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić>. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: <Chcę, bądź oczyszczony!>. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. (Mk 1,40−42) W tym fragmencie widać, że Jezus pragnął dobra dla cierpiącego człowieka, który poprosił Go o pomoc. Współczując mu, uczynił dla niego szczególny znak życzliwości. Natchniony autor nie zakończył jednak na tym relacji. Dodał jeszcze następujące wskazanie, które uznał za ważne: Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: <Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich>. (Mk 1,43−44) W tej perykopie Jezus ukazuje swoją pokorę wobec uczynionego dobra oraz wobec obowiązującego prawa izraelskiego nakazującego złożenie ofiary po oczyszczeniu. Polecenie dane uzdrowionemu przez Jezusa nie było jednak spełnione, ponieważ szczęśliwy człowiek wyjawił „sekret”. Nie uczynił tego złośliwie. Być może było to spontaniczne, jako wynik wielkiej łaski i radości jakich doświadczał: Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego. (Mk 1,45)
Jezus nie pragnął rozgłosu. Po uzdrowieniu trędowatego, oddalił się w inne miejsce. Nie zawsze jednak mógł pozostać in cognito, nawet na obcym terytorium. Tak było np., gdy udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił [tam] do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu. Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki (Mk 7,24−26). Córki jednak nie było z kobietą. Chora pozostała w domu. Jezus widząc desperację i determinację głośno mówiącej, zgodził się na jej prośbę. Uzdrowił dziewczynkę nie ruszając się z miejsca swego pobytu. Wystarczyła modlitwa. Nie były nawet potrzebne zdolności bilokacji. Dziewczynce pomogła wiara i miłość Jezusa oraz postawa kochającej matki, która przyszła do Niego i wstawiła się za swą córkę. Relacja dialogu Nauczyciela z Nazaretu z Syrofenicjanką (dotycząca uczynienia dobra dla dziecka, obrazowanego jako karmienie chlebem wszystkich potrzebujących) kończy się następująco: On jej rzekł: <Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę>. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł (Mk 7,29−30).   
Zgoda na krzyż, to kolejny dowód na pokorę Jezusa. Śmierć tego rodzaju w tamtych czasach, była odbierana jako największe poniżenie i hańba. Na krzyżu wieszano najgorszych złoczyńców. Tego rodzaju śmierć była okrutna i „widowiskowa”, by skutecznie odstraszyć innych przed łamaniem prawa i buntem.
Po triumfalnym wjeździe do Jerozolimy Jezus spotkał się z ogromnym poparciem prostego ludu i aż dziw bierze, że nie ogłoszono Go wówczas nowym przywódcą narodu. Późniejsze jednak wypadki związane z Jego aresztowaniem i skazaniem na śmierć zaskoczyły nie mniej jak wcześniejsza euforia. Uczniowie rozpierzchli się zdając sobie sprawę, że mogą być podobnie aresztowani i zgładzeni. Zgodnie z wszelkimi prawidłami polityki i logiki śmierć przywódcy oznaczała kres ruchu z Galilei.[1] Jezus umierając w masakryczny sposób (na krzyżu), udowodnił, że nie zależy Mu na chwale ludzkiej. Jednocześnie pokazał, że nie miał zamiaru walczyć ze złem tego świata na sposób ludzki. Wolał ukazać najwyższą miłość i miłosierdzie. Tym pokonał zło.  


[1] Peter Seewald, Jezus Chrystus. Biografia, tłum. Jacek Jurczyński, Wyd. Rafael, Kraków 2011, s. 25.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz