W odczycie infantylnym Boga występuje
m.in. antropomorfizm, czyli przypisywanie Bogu cech ludzkich (np. wyglądu: Bóg
jako poczciwy starzec z siwą brodą).
Znicze nagrobne
z napisem: Bóg tak chciał to
mocniejszy, bo obrazoburczy przejaw odbierania Boga. I jeśli słowa te wypowie dodatkowo kapłan podczas homilii na mszy
pogrzebowej, świadectwo przekazu takiego obrazu Boga może stać się nie tylko kompromitacją,
ale i zgorszeniem. Widzenie w Bogu winowajcy odpowiedzialnego za zło, Pana życia
i śmierci, oddala i odstrasza. Obraz prawdziwego Boga miłości jest nieznany
sercu człowieka, jeśli utożsamia Go z okrutnym władcą, którego nie wolno
drażnić, bo inaczej zdenerwuje się i ukarze człowieka. Projekcja takiego obrazu
Boga może spowodować mur dystansu, strachu, chłodu, pretensji, niechęci, a
nawet nienawiści do Pana Boga.
Utożsamianie zła
i śmierci z wolą Boga jest nieporozumieniem. W modlitwie arcykapłańskiej Jezus
modlił się: Otocz swego Syna chwałą, aby
Syn Ciebie nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie nad każdym
człowiekiem dał życie wszystkim tym, których Mu dałeś. A to jest życie wieczne:
aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś,
Jezusa Chrystusa (J 17,1−3). W
innym miejscu zapewnia: A jeżeli ktoś
posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem
bowiem po to, aby świat sądzić, ale by świat zbawić (J 12,47); Jest wolą Tego, który Mię posłał, abym ze
wszystkiego, co Mi dał, niczego nie stracił, ale żebym to wskrzesił w dniu
ostatecznym. To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy
w Niego, miał życie wieczne (J 6,39−40). Uzupełnieniem są teksty: Chrystus przyszedł na świat zbawić
grzeszników (1 Tm 1,15); zbawiać na
wieki może całkowicie tych, którzy przez Niego zbliżają się do Boga, bo zawsze
żyje, aby się wstawiać za nimi (Hbr 7,25). Tym samym Bóg nikogo nie potępia, ale pragnie wszystkich zbawić[1].
Podobnie
cierpienie, ludzkie nieszczęścia utożsamiane z wychowaniem i karą ze strony Boga
(dla naszego zbawienia) są kolejnym przejawem wypaczania Jego obrazu. Konsekwencją noszenia w umyśle takiego
wizerunku Boga może być projekcja tego odbioru i np. wychowywanie dzieci ze
stosowaniem kar cielesnych (w przekonaniu, że takie zachowanie jest
chrześcijańskie). Tymczasem połączenie
kary cielesnej z zapewnianiem dziecka o miłości przynosi jeszcze więcej szkody
niż bicie w gniewie (Anna Galus) [2]. Karcenie z miłości budzi przerażenie,
ponieważ dziecko bite z miłością
otrzymuje komunikat, że miłość wiąże się z wyrządzaniem krzywdy drugiej osobie
(…). Dostaje też komunikat, że to ono
jest złe i winne reakcji rodzica, przez to zawsze, kiedy jest źle traktowane,
szuka winy w sobie (…). Te problemy
nie znikają, gdy dziecko dorośnie. Przeciwnie: niekiedy uwidaczniają się
dopiero w dorosłym życiu. Grzeczne i posłuszne dzieci, u których cechy te
osiągnięto biciem w imię miłości, wyrastają na dorosłych, którzy nie potrafią
stworzyć związku pozbawionego cierpienia, krzywdy, a czasem także – przemocy.
Miłość już na zawsze kojarzy się z bólem (Agnieszka Stein).[3]
Bez wgłębiania się
np. w zrozumienie Pisma Świętego, trudno poznać kim jest Pan Bóg. Dlatego św.
Hieronim powiedział: Nieznajomość Pisma
Świętego jest nieznajomością Chrystusa (i tym samym obrazu Boga-Ojca – por.
J 14,9).
Pozdrawiam,
Marta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz