Studiując na Akademii Muzycznej we
Wrocławiu, miałam pewnego dnia okazję uczestniczyć w wykładzie gościa uczelni, znanej
pianistki – pani prof. Reginy Smendzianki. Dzieląc się osobistym doświadczeniem
artystka mówiła o sposobie gry muzyki Fryderyka Chopina oraz przygotowaniu i
podejściu do konkursu. Zapisywałam wiele jej wskazówek. Od kilku z nich
rozpocznę refleksję:
Pani profesor zwróciła uwagę, że
przygotowując się do konkursu po pierwsze trzeba mieć mistrza, który nauczy
widzieć w fortepianie syntezę sztuk. Po drugie zaakcentowała, że warto czytać
książki, by mieć świadomość gry i ogólną wiedzę (szerokie spojrzenie
intelektualne). Po trzecie radziła, że dobrze jest zachować dystans do
konkursu. Po czwarte uczyła, by po odpadnięciu z któregokolwiek etapu, wyjechać
z bilansem pozytywnym. Innymi słowy, by przyjąć to, co pianiście „otworzyło
oczy” na przyszłość i przyczyniło się do jego rozwoju. Po „porażce” można sobie
powiedzieć: Jestem „pokonany”, ale
obdarowany [doświadczeniem]. Po
piąte, mieć świadomość, że wyjeżdżając na konkurs chcę odnieść przede wszystkim
nad sobą zwycięstwo, a nie nad innymi. Mówiąc prościej: konkurs daje mi szansę pokonać
własne obawy, zapanować nad stresem, zająć się osobistym wykonaniem i zrobić to
jak najlepiej. Jest bowiem takie powiedzenie: Gdy dyrygujesz, nie rób tego lepiej niż inni, bo zadyrygujesz gorzej
niż umiesz. Po szóste, w drodze artystycznej trzeba wygrać kilka konkursów,
aby zaistnieć na estradzie. Konkurs nie jest celem samym w sobie.
Wracając jednak do teologii…
W życiu duchowym człowiek przechodzi różne etapy.
Spotyka rozmaitych ludzi, przechodzi czasem niesłychanie dramatyczne koleje
losu. Wciąż czegoś doświadcza, uczy się, dojrzewa. Nawet, gdy mu się coś nie
udaje, zdobywa mądrość i siłę, bo moc w
słabości się doskonali (2 Kor 12,9). Wzorem pozostaje zawsze Jezus, który
był doświadczany na wiele sposobów (kuszony, prowokowany, atakowany), który
niósł swój krzyż. Dla Jezusa każda sytuacja i wydarzenie były inspiracją do słów
i czynów miłości. Jemu nie chodziło jednak np. o popis i zawody w ściganiu się z
uczonymi w Piśmie, by kogoś „złamać” czy poniżyć (np. „żonglując” cytatami
biblijnymi). Trwając w stanie prawdy swego Ojca Jezus pozwalał, by Duch Boży
przez Niego przemawiał. Stąd płynęła Jego moc, mądrość i miłość. Swoich
uczniów, obawiających się wielu trudności (w tym prześladowań), pocieszał: nie martwcie się o to, jak ani co macie
mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy
będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was (Mt
10,19−20). Jezus całą swoją postawą, zachowaniem, nauką i dialogami z ludźmi
zachęcał do myślenia i życia na sposób Boży. Wskazywał, że trzeba przekraczać
samego siebie: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze
samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto
chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten
je zachowa (Łk 9,23−24). Jezus poruszał i „prowokował” do stawiania
sobie fundamentalnych pytań. Inspirował do poszukiwania na te pytania
odpowiedzi. Jezusowi zależało, by ludzie odnajdywali w sobie godność dziedziców
Bożych, którym dane jest wielkie zadanie: kreacja i współuczestnictwo w Bogu
jako dynamicznym Akcie działającym. Swoim nauczaniem dawał świadectwo do jakich
wspaniałych i wielkich czynów zdolna jest istota ludzka. Jezus wskazywał nadrzędny
cel i sens ludzkiego życia: miłowanie Boga w bliźnim − w każdym czasie i
okolicznościach.
Pozdrawiam, Marta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz