Jezus widział, że pochodzenie i
kojarzenie Jego osoby z wykonywanym wcześniej zawodem, wprawiały słuchaczy (zwłaszcza
znających Jego Matkę i wielu krewnych) w konsternację. On – ubogi cieśla z
Nazaretu „nagle” ujawnił się i zaczął publicznie przemawiać w Bożym duchu: z
mocą, dobitnie i prawdziwie, jak nikt dotąd (por. Ap 1,16). Zastanawiano się: Skąd On to ma? I co to za mądrość, która Mu
jest dana? (Mk 6,2). W rodzinnych stronach zapanował ogólny szok i sprzeciw
z powodu Jezusa tak, że nie tylko powątpiewano o Nim (Mk 6,6), ale i próbowano
Go zabić (zob. Łk 4,29). Jezus
wyraził smutny komentarz: Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony
(Mt 13,57). Ewangelista dodał: I niewiele zdziałał tam cudów, z
powodu ich niedowiarstwa (Mt 13,58). Początkowe
odrzucenie było na tyle mocne, że Jezus postanowił opuścić Nazaret i udać się
do innych miast i wsi (zob. Mk 6,6; Łk 4,31). Ustąpienie i głoszenie słowa Bożego
poza rodzinnymi stronami świadczy, że charakter Jezusa był od samego początku
bardzo mocny. On nie załamał się pierwszą „klęską” w Nazarecie. Od tamtej pory nieraz stawał twarzą w twarz z
niełatwą rzeczywistością, w której ludzie okazywali Mu więcej niechęci i wrogości
(wobec tego, czego nie znali i nie rozumieli), niż tolerancji, odwagi, otwartości i refleksji.
Czy dzisiaj nie spotykamy ludzi,
którzy budzą nasze zdziwienie, chociaż zbawicielami nie są? Czy nie dostrzegamy
pośród siebie takich, którzy przechodzą przez życie dobrze czyniąc? Czy nie
budzi to naszego zdziwienia? Może jest tak, że i dzisiaj ci ludzie są źle
postrzegani, oskarżani, poniżani, wyśmiewani, bo nie pasują do szarości świata,
nie włączają się w chór okrzyków zachwytu wobec zła?[1] Trudne
początki publicznej działalności Jezusa wyznaczyły drogę krzyża, którą
świadomie przyjął i kroczył Syn Maryi. Krzyż jednak nie był dla Niego celem
samym w sobie. Krzyż był znojem codzienności, który stał się pretekstem do
doskonałego umiłowania człowieka. Całą swoją postawą, słowami i życiem Jezus
akcentował nie tyle krzyż i cierpienie, co wielkość miłości, do jakiej zdolny
jest człowiek: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż
swój i niech Mnie naśladuje! (Łk
9,23).
[1]
Zob: http://www.eremita.eu/?p=42
Pozdrawiam, Marta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz