Bóg-Ojciec jest jeden. Ów jedyny Bóg-Ojciec objawił siebie w Synu. Jezus był obrazem, odbiciem Boga: Ten
[Syn], który jest odblaskiem Jego chwały [Boga] i odbiciem Jego istoty (Hbr
1,3). Stało się to poprzez uczynki miłości Jezusa i moc, którą otrzymał od Ojca.
W ten sposób Jezus był w
najwyższym stopniu zjednoczony z Ojcem. Jedność nie oznaczała więc jednolitości
substancjalnej, ale jedność przymiotową. Jezus trwał w komunii z dynamicznym i
transcendentnym Aktem działającym. Życie miłością było wyrazem owej jedności.
Komunia była obopólna i zgodna (wola Syna była zjednoczona z wolą Ojca).
Obrazowała współdziałanie bosko-ludzkie Jezusa z Aktem miłującym
(Bogiem-Ojcem). Dialog Jezusa z Ojcem stanowił misterium kontemplacji. Bóg
miłujący został „uobecniony” przez miłujące serce Jezusa. Syn Maryi odnalazł
duchową drogę, by odpowiedzieć Ojcu na Jego miłość. Okazał gotowość na bycie
„słowem miłości” Boga do ludzi. Bez
Ojca Jezus nie mógłby nic dobrego uczynić: Ja nie mogę sam nic
uczynić od siebie (J 5,30). Jezus był całkowicie „zależny” od Ojca w więzach
duchowych. Ta dobrowolna relacja miłości była nierozerwalna. Zjednoczenie
Jezusa z Ojcem było rozpoznawane na płaszczyźnie przyjętej optyki wiary w Syna
Człowieczego po skutkach Jego działania. Głębsza wiara ludzi pozwalała na
działanie (uzdrawianie) „bilokacyjnie” Jezusa („na odległość” − por. Mt 8,5−13).
„Światło”
bijące od Jezusa nie było fizyczne. Należało do sfery nadprzyrodzonej. „Światło”
Jezusa było rozpoznawalne po skutkach działania Boga w słowach i czynach Syna.
Jezus był nośnikiem („drogą”) funkcjonału miłości Boga. Jego łączność z Ojcem
była nieustanna, nieustępująca i żywa. Jezus przybliżył Boga człowiekowi w
sposób nieprawdopodobny i zdumiewający. Bóg był w Nim tak blisko, jakby „most” między
człowiekiem a Stwórcą nie istniał.
U Jezusa miłowanie bliźnich było logiczną konsekwencją
współdziałania z Bogiem (tym samym odpowiedzią Syna na miłość Ojca). Kto
uwierzył Jezusowi, uczestniczył w Jego komunii z Bogiem. Po pierwsze mógł
rozpoznać znaki, jakich dokonywał Nauczyciel z Nazaretu. Po drugie mógł Go
naśladować w miłości.
Jezus świadczył o Ojcu miłosiernym, dla którego
człowiek jest godny miłości w każdych okolicznościach życia. Boże miłosierdzie
jest bowiem najdoskonalszym wyrazem Bożej miłości. Jezus był dowodem na to, że
Bogu nic nie przeszkadza w miłowaniu człowieka (nawet grzech czy brak wiary).
Grzeszność czy niewiara ludzi nie zamykała Bożej miłości. Dzieje się tak,
ponieważ miłość Boga istnieje nawet wtedy, gdy nie jest rozpoznana. Miłość jest
ponad wiarą i nadzieją. Brak wiary człowieka czy brak nadziei nie zabijają
Boga. Wręcz przeciwnie. Udręczona i spragniona miłości dusza ludzka staje się
„dziedzińcem” jeszcze większej łaski i objawienia Boga: Gdzie (…) wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska (Rz
5,20).
Sensem istnienia Boga jest miłość. Miłość istnieje
dzięki Bogu miłującemu. Sensem istnienia człowieka jest również miłość. Miłość
jest najdoskonalszym odkryciem serca człowieka. Człowiek nie wymyślił miłości.
Wiara jest impulsem do zachwytu nad Bożą miłością i
włączeniem się w „krwiobieg” Aktu działającego. Człowiek odczytał miłość jako
spełnienie i pełnię życia. Miłość jest największym darem Bożym, najcudowniejszym
komunikantem Boga z człowiekiem. Miłość Boga jest zaproszeniem do
uczestniczenia człowieka we współtworzeniu świata. Współtworzenie świata zaś jest
najskuteczniejsze w miłowaniu. Tak więc człowiek dopełnia stworzenie miłowaniem
(„symbiozą” z Aktem działającym). Najwyższym stopniem tej jedności jest miłowanie
Chrystusowe.
Pozdrawiam,
Marta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz