Wkrótce Jezus ponownie pojawił się w Kafarnaum.
Bardzo szybko rozeszła się wiadomość, że przybył do miasta (Mk 2,1). Każdy, kto
tylko mógł chodzić, chciał do Niego przyjść, zobaczyć Go i usłyszeć. Jezus miał
tam ogromny autorytet: Zbiegło się tak
wielu ludzi, że nawet przed drzwiami [domu, w którym się zatrzymał] nie było
miejsca, a On przemawiał (Mk 2,2). Wierzono
w Niego niezwykle mocno. Niektórzy z całego serca pragnęli dostać się blisko
Nauczyciela. Tak było szczególnie w przypadku pewnych czterech mężczyzn, którzy nieśli ze
sobą sparaliżowanego człowieka (Mk 2,3). Wierzyli, że Jezus może mu pomóc.
Jedyną barierą, jaka ich oddzielała od Jezusa był tłum ludzi, który skutecznie
utrudniał wejście do mieszkania (Mk 2,3). Nikt się nie chciał ruszyć z zajmowanego
miejsca, by pomóc i ułatwić przejście do wnętrza pomieszczenia. Niektórzy nawet
nie widzieli chorego. Niosący sparaliżowanego zdecydowali się więc na nieco
szalony pomysł: postanowili wejść do domu przez dach, który łatwo było
rozebrać (Mk 2,4). Gdy to uczynili, poczęli spuszczać leżącego na noszach tuż przed
Nauczyciela z Nazaretu. Tym samym swoją postawą nagle znaleźli się w centrum Bożych wydarzeń.
Jezus od razu zwrócił uwagę na ich wiarę (Mk 2,5) i niezwykle się tym
zachwycił. Wiedział, że pragną zdrowia dla chorego, dlatego obdarzył ich przyjaciela czymś o
wiele większym: ojcowskim, miłującym uzdrowieniem duszy, mówiąc mu: Synu! Twoje grzechy są odpuszczone (Mk
2,5). Teraz osłupienie słuchaczy było
podwojone. Zapoczątkowane przez czyn niosących sparaliżowanego, zostało spotęgowane
przez postawę i miłosierdzie Jezusa, który udzielił choremu rozgrzeszenia
dzięki plenipotencjom Boga Najwyższego. Na Jego szokujące słowa (których nikt
się nie spodziewał!), zapanowała głucha cisza. W tej ciszy jedyne komentarze
przewijały się na płaszczyźnie intelektualnej i duchowej, głównie w myślach wykształconych
znawców Prawa, którzy negatywnie oceniając słowa Jezusa, zamknęli swoje serca na
Prawdę (Mk 2,7). Jezus poznał zaraz w
swoim duchu, że tak myślą, i powiedział do nich (Mk 2,8), próbując ich
zachwycić pięknem Bożego miłosierdzia: Dlaczego
nurtują was takie myśli? Co jest łatwiejsze? Powiedzieć sparaliżowanemu: «Twoje
grzechy są odpuszczone», czy też rozkazać: «Wstań, weź swoje nosze i chodź»?
(Mk 2,8−9). Dla Jezusa postawa niosących sparaliżowanego była niezwykle
inspirująca. Oni znaleźli dojście do Niego w trudnej sytuacji. Postawą wiary pokonali
przeszkody. Jezus był tym niezwykle zbudowany. Z tej radości
wypłynęła Jego miłość oczyszczająca serce sparaliżowanego. Uzdrowienie z niemocy
materii było łaską dla ciała. Odpuszczenie grzechów zaś było łaską dla duszy.
Wiara stanowiła bramę do przeniknięcia
miłosierdzia i miłości od Boga do serca człowieka. Jezus znalazł w postawie
wiary mężczyzn niosących sparaliżowanego drogę dotknięcia łaską człowieka
potrzebującego pomocy, by uwolnić go z jego niemocy. Jednocześnie zachwycił
się, jak wielkie możliwości drzemią w człowieku obdarzonym nieśmiertelną duszą
zdolną do miłości. Ponownie więc zabrał głos na forum słuchających go: «Abyście jednak wiedzieli, że Syn Człowieczy
ma władzę odpuszczania grzechów na ziemi – powiedział do człowieka sparaliżowanego
– mówię ci: Wstań, weź swoje nosze i wracaj do domu!» (Mk 2,10−11). Wiara Jezusa w działanie człowieka miłującego
dzięki jedności z Bogiem była tak potężna, że uzdrowiony wstał, wziął swoje nosze i wobec wszystkich wyszedł (Mk 2,12) – tym
razem już drzwiami, nie dachem. Ludzie rozstąpili się, by zrobić mu miejsce i
pomóc rozpocząć nowe życie w Bogu. Oni też zmienili się po tym, czego
doświadczyli: wszyscy się zdumiewali i
wielbili Boga, mówiąc: «Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego» (Mk
2,12). Przed każdym z nich pojawiła się motywacja dobrego życia [1].
[1]
Zob. temat P. Porębskiego pt. "Filozoteizm i jego podstawy" [w:]
www.swieckiteolog.blogspot.com -
opublikowany dn. 15.09.2012 r.
Pozdrawiam, Marta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz