Jezus powiedział: Moim
pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (J 4,34). Wolą Bożą jest dobro i
miłość. Pokarmem dla Jezusa było więc dobre życie pełne miłości. W miłowaniu
odkrył sens istnienia. Jezus, napełniony pokarmem miłości, przekazał nam go
jako miłość Boga. Miłość Chrystusowa jest pokarmem zdolnym nasycić
duszę. W kościele potrzebny jest stale ten pokarm miłości, który świadczy o
jedności z Bogiem. Jeśli w kościele instytucjonalnym odczuwamy głód
pokarmu, to znaczy, że brakuje w nim miłości.
Dostrzegam, że potrzebne są gruntowne zmiany w
kościele instytucjonalnym. Boli mnie w nim wiele rzeczy. Jest dużo do naprawy.
Przede wszystkim trzeba chcieć tych zmian i o nich mówić, rozmawiając konstruktywnie
i proponując rozwiązania. Ks. Adam Boniecki napisał: Moich rozmówców bolą i niepokoją nie tyle różnice w postrzeganiu
sytuacji Kościoła czy różnice stylu głoszenia Królestwa, ale uznawanie przez
jednych siebie za jedynych prawowiernych katolików, prawdziwych Polaków, z
wykluczeniem wszystkich, którzy nie podzielają ich poglądów. Bez względu na
wyznawaną wiarę.[1] Podobnie świecki teolog − pan Paweł
Porębski zauważa, że kościół instytucjonalny z roku na rok słabnie i traci
autorytet. W trosce o kościół proponuje nowe, filozoteistyczne ujęcie wiary.
Niestety kościół jest coraz bardziej „barokową”
instytucją, która zamiast świecić przykładem i Prawdą, błyszczy „ozdobami” i
mnożonymi formami zewnętrznego kultu. Czy monumentalne zdobnictwo, rytuały są w
stanie ubogacić serca spragnione miłości? Czy Ewangelia opakowana w słownictwo
starotestamentalne przybliża obraz prawdziwego Boga?
Te pytania piszę ze smutkiem, bo pragnę gruntownej
reformy w kościele polegającej na dojrzałej postawie w dążeniu do Prawdy. Pierwszą zasadą jest nie szkodzić. W każdym
położeniu najważniejsza jest miłość. Bezwzględną zasadą jest szanowanie
godności osoby ludzkiej.
Widzę potrzebę dialogu i postawienia na nowo
zasadniczych pytań o wiarę.
Kiedy spoglądam na młodych, widzę w nich odwagę,
pragnienia i ideały. Mam nadzieję na ich inicjatywę i realizację przemian w
kościele instytucjonalnym. Wierzę, że do dialogu z duchownymi będą zaproszeni
nie tylko przedstawiciele laikatu, kultury, nauki i sztuki, ale również młodzi
ludzie.
Dostrzegam jak wiele członków kościoła cierpi z powodu
poczucia winy (słabości), lęków (o grzechy, zbawienie). Spotykam się z magicznym
podejściem do wiary, z karykaturą duchowości, infantylnością katechezy i zagubieniem
sensu przeżywanego kultu chrześcijańskiego. Ten ostatni obrastający w różne
formy pobożności, niejednokrotnie stanowi urocze spędzenie czasu, nie nasycając
dusz spragnionych wyższego poziomu głoszenia katechezy kościelnej i głębszej
miłości Chrystusowej. W pragnieniu odrodzenia
kościoła widzę tęsknotę za Bogiem, chęć Jego bliższego poznania i miłowania. Nie
na zasadzie mnożenia praktyk religijnych, ale na zasadzie głębokiej, wewnętrznej
relacji z Bogiem. Relacji, która nie opiera się na zjawiskach paranormalnych
czy „gonieniu” za mistyką z „najwyższej półki”, ale na prostych i prawdziwych
duchowych aktach Chrystusowej miłości. Te akty są bowiem dostępne dla każdego
wierzącego rozumnie.
Boli mnie zbyt częste upominanie wiernych,
wychowywanie ich w poczuciu ciągłej pokuty i konieczności nawracania się jako
wyrazu pokory wobec Boga i warunku dostąpienia Jego łaski. Gdzież relacja
bliskości i rodzicielskiej miłości, która na pierwszy plan wysuwa dobro i miłość, a nie
wieczne przypominanie o grzechu?!
Za mało słyszy się w polskich kościołach o Bogu miłującym człowieka.
Za dużo jest sztywnych, oderwanych od życia katechez i natrętnego wskrzeszania słownictwa
starotestamentalnego. Za mało wspierania człowieka jako bytu niemal doskonałego, zdolnego do wielkiej miłości na wzór Chrystusa. Za dużo dyscyplinowania, straszenia i myślenia po ludzku.
W dziele Chrystusa bierze udział każdy człowiek. Każdy
może coś z siebie dać. Do tego nie jest potrzebny garnitur,
sukienka, habit, lakierki, makijaż, zdany egzamin, przebyta rozmowa
kwalifikacyjna, znajomości, doskonała dykcja, czysta przeszłość, imprimatur,
tytuł magistra czy inne tego typu rzeczy. Do budowania kościoła wystarczy wiara
i serce pełne miłości. W codzienności do
wzrostu królestwa niebieskiego potrzeba otwartości i gotowości na te zadania
apostolskie, które przynosi życie. Jeśli ktoś czuje pragnienie Prawdy (Boga
miłującego) oznacza to zaproszenie do udziału w przemianie i rozwoju kościoła.
Pozdrawiam,
Marta.
[1] Ks. A.
Boniecki, Podróże emeryta [w:]
„Tygodnik Powszechny”, Kraków 8 lipca 2012 nr 28 (3287), s. 2.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz