Łączna liczba wyświetleń

sobota, 7 lipca 2012

W trosce o kościół


Jezus powiedział: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (J 4,34). Wolą Bożą jest dobro i miłość. Pokarmem dla Jezusa było więc dobre życie pełne miłości. W miłowaniu odkrył sens istnienia. Jezus, napełniony pokarmem miłości, przekazał nam go jako miłość Boga. Miłość Chrystusowa jest pokarmem zdolnym nasycić duszę. W kościele potrzebny jest stale ten pokarm miłości, który świadczy o jedności z Bogiem. Jeśli w kościele instytucjonalnym odczuwamy głód pokarmu, to znaczy, że brakuje w nim miłości.
Dostrzegam, że potrzebne są gruntowne zmiany w kościele instytucjonalnym. Boli mnie w nim wiele rzeczy. Jest dużo do naprawy. Przede wszystkim trzeba chcieć tych zmian i o nich mówić, rozmawiając konstruktywnie i proponując rozwiązania. Ks. Adam Boniecki napisał: Moich rozmówców bolą i niepokoją nie tyle różnice w postrzeganiu sytuacji Kościoła czy różnice stylu głoszenia Królestwa, ale uznawanie przez jednych siebie za jedynych prawowiernych katolików, prawdziwych Polaków, z wykluczeniem wszystkich, którzy nie podzielają ich poglądów. Bez względu na wyznawaną wiarę.[1] Podobnie świecki teolog − pan Paweł Porębski zauważa, że kościół instytucjonalny z roku na rok słabnie i traci autorytet. W trosce o kościół proponuje nowe, filozoteistyczne ujęcie wiary.
Niestety kościół jest coraz bardziej „barokową” instytucją, która zamiast świecić przykładem i Prawdą, błyszczy „ozdobami” i mnożonymi formami zewnętrznego kultu. Czy monumentalne zdobnictwo, rytuały są w stanie ubogacić serca spragnione miłości? Czy Ewangelia opakowana w słownictwo starotestamentalne przybliża obraz prawdziwego Boga?
Te pytania piszę ze smutkiem, bo pragnę gruntownej reformy w kościele polegającej na dojrzałej postawie w dążeniu do Prawdy. Pierwszą zasadą jest nie szkodzić. W każdym położeniu najważniejsza jest miłość. Bezwzględną zasadą jest szanowanie godności osoby ludzkiej.
Widzę potrzebę dialogu i postawienia na nowo zasadniczych pytań o wiarę.
Kiedy spoglądam na młodych, widzę w nich odwagę, pragnienia i ideały. Mam nadzieję na ich inicjatywę i realizację przemian w kościele instytucjonalnym. Wierzę, że do dialogu z duchownymi będą zaproszeni nie tylko przedstawiciele laikatu, kultury, nauki i sztuki, ale również młodzi ludzie.
Dostrzegam jak wiele członków kościoła cierpi z powodu poczucia winy (słabości), lęków (o grzechy, zbawienie). Spotykam się z magicznym podejściem do wiary, z karykaturą duchowości, infantylnością katechezy i zagubieniem sensu przeżywanego kultu chrześcijańskiego. Ten ostatni obrastający w różne formy pobożności, niejednokrotnie stanowi urocze spędzenie czasu, nie nasycając dusz spragnionych wyższego poziomu głoszenia katechezy kościelnej i głębszej miłości Chrystusowej. W pragnieniu odrodzenia kościoła widzę tęsknotę za Bogiem, chęć Jego bliższego poznania i miłowania. Nie na zasadzie mnożenia praktyk religijnych, ale na zasadzie głębokiej, wewnętrznej relacji z Bogiem. Relacji, która nie opiera się na zjawiskach paranormalnych czy „gonieniu” za mistyką z „najwyższej półki”, ale na prostych i prawdziwych duchowych aktach Chrystusowej miłości. Te akty są bowiem dostępne dla każdego wierzącego rozumnie.
Boli mnie zbyt częste upominanie wiernych, wychowywanie ich w poczuciu ciągłej pokuty i konieczności nawracania się jako wyrazu pokory wobec Boga i warunku dostąpienia Jego łaski. Gdzież relacja bliskości i rodzicielskiej miłości, która na pierwszy plan wysuwa dobro i miłość, a nie wieczne przypominanie o grzechu?! 
Za mało słyszy się w polskich kościołach o Bogu miłującym człowieka. Za dużo jest sztywnych, oderwanych od życia katechez i natrętnego wskrzeszania słownictwa starotestamentalnego. Za mało wspierania człowieka jako bytu niemal doskonałego, zdolnego do wielkiej miłości na wzór Chrystusa. Za dużo dyscyplinowania, straszenia i myślenia po ludzku.

W dziele Chrystusa bierze udział każdy człowiek. Każdy może coś z siebie dać. Do tego nie jest potrzebny garnitur, sukienka, habit, lakierki, makijaż, zdany egzamin, przebyta rozmowa kwalifikacyjna, znajomości, doskonała dykcja, czysta przeszłość, imprimatur, tytuł magistra czy inne tego typu rzeczy. Do budowania kościoła wystarczy wiara i serce pełne miłości. W codzienności do wzrostu królestwa niebieskiego potrzeba otwartości i gotowości na te zadania apostolskie, które przynosi życie. Jeśli ktoś czuje pragnienie Prawdy (Boga miłującego) oznacza to zaproszenie do udziału w przemianie i rozwoju kościoła. 

Pozdrawiam, Marta.



[1] Ks. A. Boniecki, Podróże emeryta [w:] „Tygodnik Powszechny”, Kraków 8 lipca 2012 nr 28 (3287), s. 2.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz